Opowiedziałem Flynn o problemach Dorothy z mężem, a także o jej spotkaniu w Steamboat z kimś, kto chciał rozmawiać o zamordowaniu Glorii Welle, i o planowanym spotkaniu z kimś jeszcze.
Nie zareagowała na informację o tajemniczym mężczyźnie interesującym się Glorią Welle, natomiast z ulgą przyjęła wiadomość o Douglasie Levinie.
– Trzeba iść tym tropem – uznała. – Gdybym była na miejscu Douglasa Levina, już szykowałabym sobie alibi.
Przypomniałem sobie dzień, w którym poznałem Dorothy Levin. Uświadomiłem sobie, że może nie zwróciłem uwagi na istotny szczegół.
– Zastanawiam się, czy to nie Douglas szalał w zeszły piątek w Denver.
– O czym pan mówi? Co się tam wydarzyło?
– Mam na myśli strzelaninę pod halą, w której Welle spotkał się ze swymi sponsorami. Nie czytała pani o tym?
– Ależ tak, czytałam.
– Dorothy miała zrobić reportaż z tej imprezy. Znajdowała się dokładnie na linii strzałów. Aż do tej chwili nie brałem pod uwagę tego, że mogła być celem ataku, a nie tylko przypadkowym widzem.
– Była na linii strzałów?
– Tak.
– W takim razie… pan też.
– Ja siedziałem w samochodzie. Pociski poszły o wiele za wysoko, aby mogły być kierowane we mnie. A Dorothy stała między moim samochodem a wejściem do hali. Ona mogła być celem, ale ja nie.
– Przypuszczenie, że to, co się stało tutaj, było drugim zamachem na jej życie w ciągu paru dni, powinno zostać włączone do akt. Powiem o tym Percy’emu, gdy tylko wrócimy na górę.
Dopiłem mrożoną herbatę i odstawiłem szklankę. Wróciłem myślami do rannego spotkania z Raymondem Welle i podejrzanej ostatniej kartki z teczki Mariko Hamamoto.
– Flynn, czy jest pani w stanie zrobić jakieś czary mary z fotokopią pewnego dokumentu? Chodzi mi o ustalenie daty sporządzenia tego dokumentu.
– Daty sporządzenia kopii czy oryginału?
– Oryginału.
– To możliwe. Jeśli został sfałszowany, będzie to zależało od zastosowanej techniki. Jeżeli do sporządzenia dokumentu użyto materiałów i urządzeń charakterystycznych dla danego okresu, trudno będzie zidentyfikować jego podejrzane cechy.
– A gdyby przyjąć, że fałszerze popełnili błąd, na co zwróciłaby pani uwagę?
– Nie jestem specjalistą od dokumentów, mogę więc tylko mówić o rzeczach ogólnie znanych. Może użyli drukarki komputerowej, która daje układ druku dziś używany powszechnie, ale nieznany w tamtym okresie. Tego rodzaju cechy mogą pomóc w ustaleniu daty. Zdarza się też, że znak wodny z papieru przechodzi na kopię. Specjaliści potrafią czasami ustalić wiek papieru na podstawie znaku wodnego. Są różne sposoby. A co to za dokument?
Wyjaśniłem moje wątpliwości dotyczące ostatniej kartki z dokumentacji Wellego.
– Jeśli pan pozwoli, zabiorę tę kopię. Zobaczymy, co naszemu specjaliście uda się z niej wydedukować. Ale czemu Welle miałby fałszować taki dokument?
– Nie wiem – odparłem. – Mam go w samochodzie. Chodźmy, dam go pani od razu.
Zapłaciliśmy za herbatę i poszliśmy do mojego samochodu.
– Dowiedział się pan czegoś ciekawego o leczeniu Mariko? – spytała. Pokręciłem przecząco głową.
– Nie, dokumentacja jest bardzo uboga. Ale wygląda na to, że Welle przeprowadził profesjonalną psychoterapię. Dowiedziałem się natomiast, że sam prowadzi swego hunwee i że dziś rano grał w golfa z Joeyem Franklinem.
Flynn uniosła brwi. Przepaska na jej oku poruszyła się prowokująco.
– Naprawdę?
– Tak. Raymond jest prawdziwym fanem Joeya.
– Ciekawe.
– Czy nie sądzi pani, że ten gość, który mówił, że dużo wie o zamordowaniu Glorii Welle, może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Dorothy?
Zaskoczyło ją to pytanie.
– Sprawa zamordowania Glorii Welle została przecież wyjaśniona, prawda? – powiedziała.
Musiała dostrzec na mojej twarzy cień wątpliwości, bo powtórzyła:
– Prawda?
– Być może – odparłem. – Być może.
22.
Ze Stoamboat wyruszyłem wczesnym popołudniem, nie dowiedziawszy się niczego nowego o zniknięciu Dorothy.
Przez większą część trasy jechałem dość wolno drogą biegnącą wzdłuż górskiego pasma Divide. Wreszcie skręciłem na autostradę, ale i tu nie mogłem przyspieszyć, bo ruch był bardzo duży. Ledwie zdołałem wyprzedzić jeden ogromny autokar, wyrósł przede mną następny. Zrezygnowałem z wyprzedzania i dałem się pochłonąć radiowej transmisji meczu Rockies ze stadionu Shea w Nowym Jorku. Straciwszy cztery punkty pod rząd, Rocks pozbierali się i prowadzili teraz trzema. Wspaniałą cechą baseballa jest to, że zawsze można odzyskać utraconą pozycję. Wszystkie zespoły mają szansę odegrania się. Chciałbym, żeby tak było w życiu. Zbyt często zdarzało mi się kłaść do łóżka z uczuciem, że przegrywam zero do czterech.
Przed domem Adrienne znowu stał kremowy lexus. Byłem jednak zbyt roztrzęsiony zniknięciem Dorothy, abym mógł skupić uwagę na rozwiązaniu tej zagadki. Lauren pojechała na spotkanie komitetu organizującego benefis na rzecz budowy Centrum Stwardnienia Rozsianego w Rocky Mountains, tak więc zastałem w domu kompletną ciszę. Nakarmiłem Emily i nalałem jej świeżej wody, a potem wyszedłem z nią na spacer.
Gdy byłem na dworze z psem, zadzwoniła A. J. Simes. Zostawiła zwięzłą wiadomość, zawierającą zgodę na mój lot do Kalifornii. Zacząłem przyrządzać sobie kanapki na kolację, zastanawiając się intensywnie, w jaki sposób zdołam wcisnąć do mojego kalendarza krótką wyprawę do Pało Alto.
Moje rozmyślania przerwał telefon Sama. Chciał spotkać się ze mną i porozmawiać o kasecie, którą mu zostawiłem w komendzie. W pierwszej chwili miałem zamiar odmówić, ale przypomniałem sobie, że sam go prosiłem, żeby rzucił okiem na te zdjęcia. Zaproponowałem więc, że spotkamy się za dwadzieścia minut w barze z rożnem przy North Broadway, w pobliżu jego domu.
Sam był w dobrym humorze. I ja od razu poczułem się lepiej.
Pomogło mi też pierwsze piwo. A jeszcze bardziej drugie.
Postanowiłem wcześniej, że nie wspomnę Samowi o zniknięciu Dorothy Levin, dopóki nie dokończymy rozmowy o morderstwie przy Silky Road. Nie chciałem go rozpraszać.
Okazało się, iż tak był zaniepokojony dwoma aspektami reportażu o śmierci Glorii Welle, że zadzwonił do kilku osób, aby dowiedzieć się jak najwięcej o tym morderstwie. Ja nie zwróciłem na te okoliczności najmniejszej nawet uwagi.
Przyznałem się do tego.
– Widzisz, to dlatego ja jestem policjantem, a nie ty – stwierdził Sam.
– Więc o co chodzi z tą sprawą strzelania? Nic nie rozumiem.
– Jak już mówiłem, pierwszą rzeczą, która mi się nie spodobała, było to, że sprawca strzelał do niej przez drzwi. Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Ten gość, Brian Sample, poszedł tam, żeby szukać zemsty? – zawiesił głos w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
– Tak, takie było przypuszczenie – odparłem.
– Był więc wściekły, zgadza się? Ludzie, którzy chcą się zemścić, zwykle są wściekli, prawda?
– Tak.
– Można by nawet powiedzieć, w morderczym nastroju?
– Tak.
– A jak on się zachowywał? Zmusił żonę swojego psychoanalityka, żeby wypiła z nim herbatę, posadził ją na krześle w pomieszczeniu, które przypomina dużą szafę, a potem strzelił do niej przez drzwi zamknięte na klucz? Dlaczego tak zrobił?
– Nie mam pojęcia, Sam. Może nie chciał na nią patrzeć w chwili, gdy… wiesz, walił do niej z pistoletu.
– Nie chciał na nią patrzeć? Żartujesz sobie ze mnie? Pomyśl chwilę. Ten gość aż się palił, żeby zadać jej ból. Chciał, żeby cierpiała. Jeżeli dobrze rozumiem jego motywy, to powiedziałbym, że zapłaciłby podwójną cenę, byle tylko zobaczyć, jak eksploduje jej głowa. Chciał patrzeć, jak ona umiera. Gdybyś dał mu taśmę z nakręconą sceną jej śmierci, puszczałby ją sto razy w kółko w zwolnionym tempie, zatrzymując się przy niektórych kadrach. Był wystarczająco rozgniewany, żeby ją porwać i chcieć zabić, a ty chcesz mi wmówić, że gdy przyszedł decydujący moment, odezwała się jego wrażliwość i facet odwrócił oczy, żeby nie widzieć jej śmierci? Przykro mi, kolego, ale coś tu się nie gra.