– Musiała pani dużo o tym myśleć, Satoshi – powiedziałem. – Jak pani wyobraża sobie jego motywy? Dlaczego miałby zabijać Mariko i własną siostrę?
Skrzyżowała ręce na piersiach.
– Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Może Mariko robiła mu wyrzuty, gdy dowiedziała się o jego postępku. A może najpierw powiedziała o tym Tami i potem obie rozmawiały z Joeyem. Mówiąc prawdę, błądzę w ciemnościach, tak samo jak pan. – Zamilkła na chwilę i zaczęła się przyglądać swym dłoniom, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. – Przyznaję, że nie mam pojęcia, co dzieje się w najtajniejszych zakamarkach ludzkiej duszy…
– Nigdy nie podzieliła się pani swoimi podejrzeniami z ojcem albo z matką?
Uniosła głowę, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
– Próbowałam porozmawiać z nimi… o tym, co mnie spotkało… ale kilka dni potem moja siostra i jej przyjaciółka już nie żyły. Po co miałabym do tego wracać? – W tonie jej głosu nie wyczułem ani odrobiny sarkazmu.
– Obawiała się pani o bezpieczeństwo rodziców?
– Byłam dzieckiem. Mieszkałam w obcym kraju, w obcym mieście. Chłopak, który mnie molestował, był dwa razy większy ode mnie. Pyta pan, czy bałam się o bezpieczeństwo rodziców? Bałam się wszystkiego… Że niebo zwali się na ziemię, a w powietrzu zabraknie tlenu do oddychania.
– Czy nadal obawia się pani, że coś im może grozić? I dlatego pani nalega, żeby nie przekazywać nikomu tych informacji?
Rozejrzała się niespokojnie po wnętrzu kawiarni.
– Jest wiele metod na zapewnienie bezpieczeństwa i wiele sposobów zadawania cierpienia. Przysporzyłabym moim rodzicom bólu, jakiego dotąd nie znali. Pragnę oszczędzić im takich doznań. Zbyt wiele lat żyłam, podejrzewając, że i tak odczuli skutki tego, co mi wyrządzono, choć nie wiedzieli, na czym to zło polegało. Nie chcę zadać im nowych ran. – Potrząsnęła głową. – Nie, moi rodzice nie mogą się o tym dowiedzieć.
Czterech studentów zajęło miejsca przy stole po drugiej stronie kawiarni. Zachowywali się swobodnie i hałaśliwie. Po chwili trzej pogrążyli się w lekturze jakichś książek, a czwarty zajął się robieniem sobie piętrowej kanapki. Pochyliłem się ku Satoshi i powiedziałem szeptem:
– Mam wrażenie, że uważa pani Joeya za zdolnego do popełnienia morderstwa.
– Zdolny do popełnienia morderstwa? – powtórzyła, wzruszając ramionami. Przez jej twarz przemknął cień zakłopotania. – Nigdy nie usiłowałam rozstrzygnąć tej kwestii. Wiem, że dopuścił się przemocy wobec mnie. Na pewno jest więc zdolny do stosowania przemocy.
– Ale morderca pani siostry i Tami okaleczył ich ciała – powiedziałem. – Jeśli oskarża pani pośrednio Joeya, musiałby być zdolny do popełnienia również takiego czynu.
Opuściła powoli głowę.
– Uważa pan okaleczenie za coś gorszego, panie doktorze? Proszę mi oddać moją siostrę bez palców u nóg, a powitam ją z radością. Z wielką radością. A Tami z okaleczoną ręką? Uścisnęłabym ją i codziennie opatrywałabym jej rękę. Te okaleczenia zwracały uwagę wtedy i najwyraźniej bulwersują także i dziś. Odwracają uwagę od innych rzeczy.
– Co chciała pani przez to powiedzieć?
– Z powodu tych okaleczeń wszyscy uznali, że to musiała być robota kogoś obcego. Przecież nikt miejscowy nie byłby zdolny do okaleczenia ciał. Rzuciliśmy się do przeczesywania zarośli w poszukiwaniu psychopatycznego przybysza z innych stron. To pomogło nam zachować dobre samopoczucie.
W jej słowach było wiele gniewu i goryczy, ale także sporo prawdy.
– Więc jak, Satoshi? – spytałem. - Jest pani gotowa zacząć coś robić w tej sprawie?
Spojrzała na mnie i wolno potrząsnęła głową.
Satoshi odprowadziła mnie do samochodu. Zanim się pożegnaliśmy, spytałem ją, czy ma jakieś obawy.
Obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem i odwróciła wzrok.
– Aż tak bardzo to widać? – powiedziała.
– Nie wiem, po prostu odniosłem wrażenie, że jest pani czymś przestraszona.
Uśmiechnęła się.
– Przestraszona? – zapytała. – Czy chce pan dać mi do zrozumienia, że mam paranoidalne skłonności?
Odwzajemniłem jej uśmiech.
– Od chwili, gdy ojciec zadzwonił do mnie i opowiedział o panu i o tym, czym pan się zajmuje, byłam trochę niespokojna. Wyobrażałam sobie, że będą mnie spotykać różne dziwne rzeczy. Głuche telefony. Jacyś obcy ludzie chodzący za mną po uniwersytecie, jakieś samochody parkujące pod moim oknem. W związku z tym, co wiem na temat Joeya… Prawda, że taka wiedza może być niebezpieczna?
– Tak, rzeczywiście – odparłem. Przypomniałem sobie, co Sam powiedział o śpiącym psie.
Zanim ją zgwałcił, widziała się z nim tylko dwa razy. I za każdym razem był w towarzystwie Tami i Mariko. Raz spotkali się w mieście, w jakimś sklepie, a potem w rezydencji państwa Hamamoto. Oba spotkania trwały tylko chwilę. Satoshi przyznała, że Joey wydał się jej atrakcyjnym, czarującym chłopcem.
Trzecie spotkanie było zaplanowane przez Joeya. Czekał na nią po lekcjach i zaproponował, że odprowadzi ją do domu. Gdy mu wyjaśniła, że matka przyjechała po nią samochodem, powiedział, że na pewno jeszcze się spotkają i szybko się pożegnał.
Tego samego popołudnia przyłączył się do niej, kiedy biegła. Z przyjemnością powitała jego towarzystwo. Joey podobał się jej i schlebiało jej jego zainteresowanie.
– Musiał się domyślić, że często biegam. I że biegam sama – powiedziała Satoshi. – Sam biegał słabo. Szybko się zmęczył. Zwolniłam tempo, ale i tak zostawał z tyłu. Poprosił, żebyśmy trochę odpoczęli. Zgodziłam się. Joey wziął mnie delikatnie za rękę i poprowadził w głąb lasu… Poczułam się bardzo niezręcznie, ale nie zaprotestowałam… Miejsce, w którym się zatrzymaliśmy, było bardzo ładne. Przypominało mi wzgórza w Japonii, gdzie mieszkali moi dziadkowie. W końcu przystanęliśmy, żeby odpocząć.
Usiedli obok siebie na ziemi, opierając się plecami o okrągły głaz. Przez korony drzew widać było ciemniejące niebo.
Satoshi była przestraszona. Nie z powodu Joeya Franklina, ale zwyczajnie, jak może być przestraszona młoda dziewczyna, kiedy znajdzie się po raz pierwszy sam na sam z chłopcem, który się jej podoba. Postanowiła posiedzieć z nim tylko przez chwilę.
Joey powiedział jej, że jest śliczna. Satoshi zapamiętała to dokładnie. Zapewnił ją, że jest ładniejsza od swej starszej siostry. To także utkwiło jej w pamięci. Nigdy przedtem nie czuła się lepsza od Mariko pod żadnym względem.
Potem ją pocałował. Bardzo delikatnie, ale i tak trudno jej było złapać oddech, tak mocno podniecił ją ten pocałunek.
Joey położył dłoń na jej gołej łydce, potem na udzie, a wreszcie jego palce wśliznęły się pod jej szorty. Ogarnęło ją przerażenie. Odepchnęła go od siebie i zerwała się na nogi. On również się podniósł. Był od niej o wiele wyższy. Ujął ją za ręce i powtórzył, że jest śliczną dziewczyną. Ale jego głos nie był już tak łagodny.
Po chwili pochylił się nad nią i znowu pocałował. Poczuła, że jego język wślizguje się do jej ust, i zaskoczona tym odwróciła głowę. Jego silne ręce zamknęły się na przegubach jej dłoni. Wydawało się jej, że powiedziała: „nie”.
– Cii! – syknął, nie zwalniając uścisku.
– Pięć minut później – powiedziała Satoshi Hamamoto – przestałam być małą dziewczynką.
24.
Nie pamiętam jazdy z Pało Alto na lotnisko San Francisco i nie wiem, jak udało mi się przebrnąć przez skomplikowane procedury przy zwrocie wynajętego samochodu. W każdym razie oddałem go. Mam na to dowód w postaci pokwitowania.