Выбрать главу

Podstawowa różnica między psychologiem i policjantem w trakcie przeprowadzania wywiadu polega na tym, że policjant przywiązuje większą wagę do faktów. Dla psychologa fakty są jak gładkie głazy, na których może postawić stopę, krocząc za swym pacjentem w poprzek łożyska rzeki. Są śladami stóp, po których wspina się za nim po schodach prowadzących do celu. Psycholog nie powinien dopuścić, aby fakty zasłoniły prawdę. Prawda bowiem rzadko jest sumą faktów, które zachowały się w pamięci pacjenta. Dla policjanta zaś fakty są wszystkim. Tylko one go interesują.

Przysłuchując się rozmowie Sama z Satohi, wychwyciłem kilkanaście momentów, w których ja obrałbym inną ścieżkę niż on. Widząc grymas gniewu na twarzy dziewczyny, zboczyłbym na chwilę z drogi i zbadał powód irytacji. Widząc, że zaciska palce na udzie, zapytałbym łagodnie: „Skąd to zdenerwowanie?” Sama nie interesowały emocje Satoshi. Skupiał się wyłącznie na konkretach.

Gdy skończyli rozmowę – a trwała prawie do wpół do trzeciej – byłem pewien, że Sam poznał zupełnie inną historię niż ta, która roztoczyłaby się przede mną, gdybym to ja prowadził przesłuchanie.

Przebieg zgwałcenia opisała w zasadzie identycznie.

Ale Sam chciał usłyszeć o wiele więcej niż ja o okolicznościach zdarzenia. Pytał Satoshi o coraz to nowe szczegóły. W jakiej odległości były najbliższe domy? Jak Joey był ubrany tego popołudnia? Czy zdjął jakąś część garderoby? Jakiego była koloru? Co Satoshi zrobiła po powrocie do domu? Kiedy wzięła prysznic? Co zrobiła z własnym ubraniem? W pewnym momencie Sam zapytał, czy zauważyła, że u Joeya nastąpił wytrysk spermy. Satshi zacisnęła wargi i kiwnęła głową, a potem odwróciła się w moją stronę. Dostrzegłem w jej oczach błaganie, tak jakby szukała u mnie wybawienia od tego przykrego przesłuchania. Współczułem jej i chętnie bym ją wyratował z rąk Sama, nie zrobiłem tego jednak.

W chwilę potem spojrzała znów na Sama i powiedziała:

– Kiedy nasienie zaczęło ściekać po moich udach, nie wiedziałam, co to takiego. Była też krew. Mariko wyjaśniła mi potem wszystko.

Nie sądziłem, aby te wstydliwe szczegóły były Samowi rzeczywiście potrzebne. Przypuszczałem, że chciał pobudzić pamięć Satoshi. Chciał, aby dotarła do wspomnień, które zatarły się pod wpływem czasu i mechanizmów obronnych jej psychiki. Chciał wreszcie przygotować ją na to, co miało dopiero nastąpić.

A co nastąpiło? Sam poprosił, żeby szczegółowo odtworzyła rozmowę z siostrą. Pamiętała, że opowiadała Mariko o tym, co zrobił jej Joey, nie dłużej niż trwało samo zgwałcenie, czyli przez kilka minut. Teraz odtworzenie tamtej rozmowy zajęło prawie godzinę. Co Mariko zamierzała zrobić, kiedy dowiedziała się o gwałcie? Czy chciała powiedzieć o tym komuś? Czy mogła podzielić się tym, czego się dowiedziała, z rodzicami? A może zamierzała porozmawiać bezpośrednio z Joeyem?

Satoshi z podziwu godną cierpliwością odpowiadała na kolejne pytania. Niektóre szczegóły uleciały jej z pamięci, inne jednak pamiętała doskonale.

Kilkakrotnie Sam zgodził się, by przeskoczyła na inny temat. Jedna z tych dygresji szczególnie mnie poruszyła. Satoshi zaproponowała, że opowie o przyjaźni Tami i Miko.

– Ona, to znaczy Tami, była pierwszą amerykańską przyjaciółką Mariko. Przed przyjazdem do Stanów mieszkaliśmy przez dwa lata w Szwajcarii. A przedtem, oczywiście, w Japonii. Tami była dla nas kimś nowym. Dla nas obu. Pamiętam, że byłam o nią zazdrosna. Tami czekała na Mariko i razem chodziły gdzieś po lekcjach. A wieczorem, po powrocie do domu, godzinami rozmawiały przez telefon. Czułam się, jakbym przestała być siostrą Mariko. Jakby Tami była dla niej ważniejsza niż ja. Próbowałam zbliżyć się do nich. Chciałam być razem z nimi. Chodzić z nimi po mieście. Chciałam mieć przyjaciółkę taką jak Tami. Ale chciałam też odzyskać siostrę.

Sam słuchał bardzo uważnie i od czasu do czasu prosił o jakieś wyjaśnienia. Potem znowu zapytał o rozmowę Satoshi z siostrą w dniu, kiedy została zgwałcona.

– Omówmy to jeszcze raz – wyjaśnił – ale tym razem pod trochę innym kątem.

Pytania pojawiały się jedno za drugim. Gdzie pani siedziała, kiedy opowiadała pani Mariko o zgwałceniu? A gdzie siedziała ona? A może nie siedziała, tylko stała? Jak zaczęła pani tę rozmowę? Co powiedziała pani na początku? Czy Mariko pani uwierzyła? Co odpowiedziała?

Satoshi znalazła odpowiedzi na prawie wszystkie pytania. Sam starał się zachowywać niewzruszone oblicze, ale jego oczy zdradzały entuzjazm.

– Doskonale, doskonale – podsumował. – Przejdźmy teraz do dnia, w którym Mariko zabrała panią do doktora Wellego. Pamięta pani ten dzień?

– Tak.

– Jak była wtedy pogoda?

– A co to ma do rzeczy? – po raz pierwszy głos Satoshi zdradził lekkie poirytowanie.

– Nie wiem. Ale każdy szczegół może być ważny. Satoshi zastanawiała się przez chwilę.

– To był piękny dzień – rzekła wreszcie. – Czuło się, że nadchodzi burza, ale było ciepło i słonecznie. Na niebie ani jednaj chmurki.

– Uwielbiam takie dni przed burzą – powiedział Sam. – Kiedyś, zdaje się w Święto Dziękczynienia, pojechałem do Ideału po zakupy. Miałem na sobie tylko szorty i podkoszulkę. Kupiłem parę rzeczy, wyszedłem ze sklepu i patrzę, a tu mroźno jak w zimie, wyje wiatr, a na przedniej szybie samochodu jest półtora centymetra śniegu. Nie wiem czemu, ale uwielbiam dni, w których dzieją się takie rzeczy.

Ja też lubiłem takie dni. Ale wolałem się nie odzywać.

Sam miał na ręku zegarek z brzęczykiem, który wskazywał godziny. Słysząc kolejny sygnał, spojrzałem na swój zegarek. Była druga w nocy. Satoshi nie zwróciła uwagi na brzęczyk.

– Wie pan co? powiedziała. – Kiedy wyszłyśmy z domu doktora Wellego, stał tam jakiś samochód. Niedaleko stajni. Zapamiętałam go, bo Mariko też zwróciła na niego uwagę i powiedziała, że się jej podoba.

Ani Sam, ani ja nie zareagowaliśmy na jej słowa tak, jak powinniśmy w przypadku czegoś szczególnie ważnego. Mówiła więc dalej, a w jej głosie pojawił się ton zdradzający, że sama jest zaskoczona tym, co udało się jej zapamiętać.

– I wie pan, co jeszcze? Zobaczyłam go znowu po kilku dniach, w telewizyjnych wiadomościach. Prowadziła go mama Tami. Był to… nie, nie pamiętam marki. Ale był biały. O tym właśnie samochodzie Tami powiedziała, że się jej podoba. Był własnością pani Franklin.

– Co pani zobaczyła? – zapytaliśmy obaj jednocześnie.

– Stojący koło stajni samochód państwa Franklinów. Przypuszczam, że w czasie, gdy byłyśmy u doktora Wellego, przyjechała tam pani Franklin.

– Czy była tam też pani Welle? – spytał Sam. – Czy w czasie wizyty na ranczu, przed albo po rozmowie z doktorem Welle, widziała pani Glorią Welle?

Satoshi potrząsnęła przecząco głową.

– Nie. Ale ja nigdy nie spotkałam pani Welle. To ona została zamordowana w tamtym domu, prawda?

– Tak – wtrąciłem się do rozmowy. – Na ranczu doktora Wellego były też dwie gospodynie. Czy widziała pani którąś z nich tamtego dnia?

– Nie – odparła Satoshi.

– A stajennych? Byli tam dwaj stajenni, zatrudnieni na stałe. Zauważyła pani któregoś z nich?

– Nie. Widziałam tylko doktora Wellego – Satoshi zacisnęła usta. – O czym panowie myślicie? Podejrzewacie, że doktor Welle zadzwonił do pani Franklin, aby jej powiedzieć o postępku Joeya, i dlatego ona przyjechała na ranczo? Nie sądzę, żeby to było możliwe. Doktor Welle był ze mną przez cały czas. Nie wychodził z pokoju i nigdzie nie dzwonił.

– Myślałem o czym innym – odparłem.

Przez chwilę Satoshi przesuwała czubek języka między zębami.