Część piąta
Niecodzienny gość
31.
Nie zdziwiło mnie, że Kimber Lister nie odpowiedział od razu na pozostawioną mu wiadomość, w której prosiłem o informacje na temat stanu zdrowia A. J. Wiedziałem już, jak niechętnie mówił o jej dolegliwościach.
Gdy wreszcie zadzwonił, w ogóle nie wspomniał o A. J. Chciał mnie tylko zawiadomić, że przyjeżdża do Kolorado, aby nadzorować przeszukanie rancza przy Silky Road przez ekspertów Locarda. Spytał także, czy Lauren i ja bylibyśmy skłonni użyczyć mu gościny w naszym domu na jedną noc, przed udaniem się w góry.
Jego prośba zaskoczyła mnie. Kimber Lister nie wyglądał na człowieka, który zadowalałby się pokojami gościnnymi w prywatnych domach. Podejrzewałbym go raczej o to, że zanim zdecyduje się na jakiś hotel, pracowicie liczy gwiazdki w przewodnikach turystycznych.
Powiedziałem, że będzie nam bardzo miło gościć go pod naszym dachem. Podziękował mi, poinformował, że przyjedzie we czwartek późnym popołudniem i poprosił, żebym przesłał mu wskazówki, jak do nas dojechać. Zapytałem, czy do Kolorado przyjedzie jeszcze ktoś z zespołu śledczego.
– Tak – odparł. – Przyjadą też inni. W tym śledztwie postępujemy z najwyższą ostrożnością.
– Czy dlatego, że w sprawę może być zamieszany doktor Welle?
– Tak, właśnie z tego powodu.
Kimber przyjechał granatowym lincolnem z przyciemnionymi szybami w pół godziny po moim powrocie z gabinetu. Kierowca, ubrany w zielone wojskowe spodnie i koszulkę polo, postawił na naszym maleńkim ganku jego bagaż – dwa małe nesesery z jasnej skóry. Zaraz potem lincoln oddalił się naszą dróżką, podnosząc tuman kurzu.
Przed przyjazdem Kimbera zaprowadziłem Emily do Jonasa. Mimo to jej szczekanie zmąciło spokój naszego ustronia. Doszedłem do wniosku, że wieczorem pokażę Emily naszemu gościowi.
Uścisnąłem miękką i wilgotną dłoń Kimbera. Zauważyłem maleńkie kropelki potu na jego górnej wardze i na czole. Przechylił do tyłu głowę, tak jakby miał za ciasny kołnierzyk. Ale nie. Górny guzik jego drelichowej koszuli nie był nawet zapięty. Pomyślałem, że reaguje w tak ostry sposób na zmianę wysokości.
– Nie miałby pan nic przeciwko temu, żebyśmy weszli do domu? – zapytał, przełykając ślinę, i uśmiechnął się z przymusem.
– Oczywiście – powiedziałem. – Proszę do środka. Zaprowadziłem go do salonu i wskazałem fotel. Tego popołudnia na dworze szykowało się niezłe widowisko. Niebo od zachodu świeciło nadal czystym błękitem, ale wzdłuż łańcucha Continental Divide kłębiły się ciężkie, burzowe chmury, okrążające Boulder zarówno od północy, jak i od południa. Na tle górskich zboczy zamigotała błyskawica, oświetlając szare zwały chmur, a w chwilę potem domem wstrząsnął grzmot.
Kimber zdawał się tego nie zauważać. Przeprosiłem go na chwilę, żeby przynieść mu dużą szklankę wody. Głównym czynnikiem utrudniającym przystosowanie się do zmiany wysokości jest często odwodnienie. Gdy wróciłem do salonu, oddychał otwartymi ustami, wyraźnie unosząc pierś przy każdym wdechu. Wydawało mi się, że jedna z jego powiek zatrzepotała, gdy przymrużył oczy.
Usiadłem naprzeciwko niego i podałem mu szklankę.
– Czy dobrze się pan czuje? – spytałem. Kimber otworzył oczy i potrząsnął głową.
– Nie bardzo – odparł i znowu przełknął ślinę. – Nie chciałbym sprawić kłopotu… ale… może ma pan pokój, w którym mógłbym chwilę odpocząć? Jakieś pomieszczenie, gdzie… gdzie nie jest tak widno?
Poprowadziłem go do pokoju gościnnego na parterze i zaciągnąłem zasłony w oknach.
– Tak będzie dobrze – powiedział Kimber z wyraźną ulgą. – Odpocznę tu przez chwilę. To chyba podróż… Nie jestem odporny na trudy podróżowania.
– Będę na górze, panie Kimber. Nie ma pośpiechu. Proszę odpoczywać, jak długo pan zechce. Później pomyślimy o kolacji.
– Jest pan bardzo uprzejmy – odparł.
Kiedy zamykałem za sobą drzwi, leżał już na plecach na łóżku i naciągał na twarz poduszkę.
Przyszło mi do głowy, że może ma ostry atak migreny.
Gdy Lauren wróciła do domu, tuż za nią nadjechał ford taurus z Russem Clavenem za kierownicą. Obok Russa siedziała Flynn Coe. Tego dnia miała na oku żółtą przepaskę ze sztruksu.
Bawiłem się właśnie na dróżce z suczką i Jonasem. Rzucałem tenisową piłkę to Emily, która biegła za nią, ale jej nie aportowała, to Jonasowi, który rzucał się, żeby ją chwycić, ale mu się nie udawało. Gdy usłyszałem odgłosy nadjeżdżających samochodów, kazałem chłopczykowi, żeby schronił się z psem za płotem.
Lauren wysiadła pierwsza. Uścisnęła mnie i zapytała:
– Czy powinniśmy byli się spodziewać Flynn i Russa?
– Nie – odparłem szeptem i dodałem: – Kimber już przyjechał. Odpoczywa na dole. Wyglądał strasznie, kiedy się tu zjawił. Obawiam się, że nie czuje się dobrze.
– Rozumiem – powiedziała i odwróciła się, żeby pocałować Jonasa i uspokoić Emily, która nie była zachwycona zjawieniem się obcych na jej terytorium.
Flynn pospieszyła z przeprosinami, zanim Lauren albo ja zdążyliśmy otworzyć usta.
– Russ właśnie się przyznał, że nie uprzedził was o naszym przyjeździe. Przepraszam, że zwaliliśmy się wam na głowę. Wskażcie nam jakiś motel, to wystarczy.
– Bardzo byśmy chcieli was ugościć, Flynn – zapewniłem – ale jest tu już Kimber Lister. Odpoczywa w pokoju gościnnym.
– Co takiego? – zdziwił się.
– Nie wiedzieliśmy, że przyjedziecie – powiedziałem. – A kiedy Kimber zapytał, czy może u nas przenocować, zgodziliśmy się.
Flynn odwróciła się do Russa.
– Masz pojęcie, Russ? Jest tu Kimber.
Claren pochylał się właśnie nad kierownicą, żeby nacisnąć dźwignię otwierającą bagażnik. Znieruchomiał nagle, jakby go sparaliżowało.
– Chyba żartujesz, Flynn. Tu, to znaczy w Kolorado czy w tym miejscu? – spytał, wskazując palcem ziemię.
– Jedno i drugie.
– Serio? Nigdy bym się tego nie spodziewał.
– Ja też – powiedziała Flynn.
– A czego? – zapytałem.
– Że wytknie nos poza najbliższe sąsiedztwo swojego domu w Adams Morgan. Odkąd tam mieszka, nie ruszył się dalej niż w promieniu trzech przecznic. Prawda, Russ?
– Może nawet tylko dwóch – odparł Claren.
Stanęły mi przed oczami kropelki potu na twarzy Kimbera, a także jego niepokój, pobudzenie, przyspieszony oddech. Uświadomiłem sobie, że to, co oglądałem, nie było objawem choroby wysokościowej ani początkiem ataku migreny. Byłem świadkiem napadu panicznego strachu.
– Czy on ma lęk przestrzeni? – zapytałem.
– Trafił pan w dziesiątkę – stwierdził Russ.
Przez kilka minut prowadziłem z Jonasem ożywione negocjacje dotyczące Emily. Chciałem zabrać sukę do domu, a on pragnął mieć ją u siebie. Uzgodniliśmy w końcu rozwiązanie, że pies zostanie u nich do kolacji. Zostawiłem chłopca pod opieką jego niani, a potem wraz z Lauren, Flynn i Russem usiedliśmy w salonie.
– Czy dlatego Kimber założył organizację Locard? – spytałem. – Z powodu lęku przestrzeni?
– Kiedy jego schorzenie się rozwinęło – odpowiedział Russ – to znaczy, gdy przyjęło na tyle ostrą postać, że dosłownie go obezwładniło, nie mógł pracować dalej w swojej dziedzinie i…
– W swojej dziedzinie to znaczy? – weszła mu w słowo Lauren.
– Był szefem wydziału FBI, który prowadzi dochodzenia przy użyciu komputerów. Uważano go za czołowego specjalistę w kraju, a może nawet na świecie, od sporządzania baz danych. Zna się też doskonale na Internecie.