– W każdym razie - ciągnął Russ – chciał kontynuować pracę pomimo choroby. Gdy z powodu kłopotów zdrowotnych odszedł ze służby, Towarzystwo Vidocq z Filadelfii zaproponowało mu członkostwo. Słyszał pan o tej organizacji, prawda? Kimber przyjął ich zaproszenie. Prędko jednak odkrył, że jego fobia uniemożliwia mu podróże do Filadelfii na spotkania Towarzystwa, no i musiał zrezygnować. Właśnie wtedy, razem z A. J. i paroma innymi osobami zaczął urzeczywistniać pomysł stworzenia Locarda.
– Która to organizacja – wtrąciła Lauren – spotyka się zawsze w Waszyngtonie. W dzielnicy Adams Morgan, na poddaszu u Kimbera.
– Tak – potwierdziła Flynn. – I o ile mi wiadomo, od czasu, gdy organizacja zaczęła prowadzić śledztwa, Kimber nie poświęcił ani jednego dnia na czynności w terenie. Aż do dziś. Co świadczy o tym, że przywiązuje do tego śledztwa ogromną wagę.
– Wie doskonale - dodał Russ – że Locard nie może sobie pozwolić na żadną pomyłkę, jeśli zamierza oskarżyć Raymonda Wellego o udział w zamordowaniu dwóch dziewcząt. Gdybyśmy pośliznęli się na tej sprawie, bylibyśmy spaleni. Kimber jest tego świadomy.
Flynn uniosła szklankę z piwem.
– Proponuję więc wypić za powodzenie jego planów – powiedziała. – I naszych. Mam nadzieję, że nie zawalimy sprawy.
Wznieśliśmy toast za zdrowie Kimbera i za to, żeby nie spartaczyć śledztwa.
Odgłos strumienia wody w toalecie na dole powiedział mi, że może Kimber niebawem do nas dołączy. Po chwili jednak usłyszeliśmy charakterystyczny szum wskazujący, że nasz gość bierze prysznic. Gdy wreszcie wszedł na górę, zjawił się też posłaniec z pizzą a ja serwowałem następną kolejkę piwa i otwierałem butelkę wina. Słońce znikło za horyzontem, a grzmoty i błyskawice przeniosły się w inne miejsce i oświetlały nie podnóża gór, ale równiny po wschodniej stronie. Kimber wyglądał o wiele lepiej, ale brakowało mu pewności siebie, jaką demonstrował w Waszyngtonie. Czuł się wyraźnie skrępowany, jakby nie w swoim żywiole.
Podszedłem do okna i opuściłem kolejno rolety. W obszernym salonie od razu zrobiło się mroczniej.
Zachęcona przez Kimbera Flynn przedstawiła Lauren i mnie ustalenia ekspertów, które zwróciły uwagę na ranczo przy Silky Road. Dowodem o kluczowym znaczeniu okazało się osiem drobniutkich okruchów skalnych wydobytych z rany na czaszce Tami Franklin.
– Było to pierwsze uderzenie, jakie zadano jej tamtej nocy – wtrącił Russ. – I chociaż rana była poważna, nie spowodowałaby jej śmierci, przynajmniej nie natychmiast. Zmiażdżeniu uległa kość czaszki, o tu, w tym miejscu – dodał, dotykając palcami głowy Lauren kilka centymetrów za prawym uchem. – Rana miała wymiary osiem na jedenaście centymetrów. Skalne okruchy zostały wydobyte w trakcie pierwszej sekcji zwłok. Badano je znowu w roku osiemdziesiątym dziewiątym, ale i wtedy nie zdołano ich zidentyfikować.
– Zatrudniliśmy specjalistkę od petrologii – podjęła swoją opowieść Flynn – która zdołała ustalić, że okruchy pochodziły z dość rzadkiej odmiany importowanego wapienia. Były tam też drobiny zaprawy murarskiej. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy się rozejrzeć za kamiennym murem wykonanym z wapienia. Zaczęliśmy szukać w okręgu Routt handlowych albo mieszkalnych budynków, które mogły być zdobione tym specyficznym gatunkiem kamienia. Poszukiwania w archiwach wydziału budowlanego nic nie dały, więc komisarz Smith zaczął przepytywać miejscowych przedsiębiorców budowlanych i murarzy. W końcu znalazł takich, którzy przypominali sobie, że stosowali importowany wapień przy wznoszeniu ścian z drewnianych bali i kamienia.
– Na ranczu przy Silky Road… – wtrąciła Lauren.
Kimber skinął głową.
– Tak – powiedział. – Ale okazało się, że ta informacja nie jest wystarczającą podstawą do wydania nakazu przeszukania. Zwłaszcza że wskazany obiekt okazał się prywatną własnością prominentnego członka Kongresu.
– Mieliśmy nadzieję – powiedziała Flynn, spoglądając na mnie że znajdziemy jakieś materiały obciążające Wellego w dokumentacji z leczenia Mariko, ale dotychczas badający je specjalista nie dostarczył nam tego rodzaju jednoznacznych wniosków. Mimo wszystko, dzięki pańskim rozmowom, a szczególnie dzięki informacji dotyczącej Joeya i siostry Mariko, skupiliśmy znowu uwagę na Silky Road. A oświadczenie Satoshi, że siostra zawiozła ją do doktora Wellego, dowodzi, że Mariko była na ranczu w dniu, w którym zaginęła.
– Ale nie dotyczy to Tami – wtrąciłem.
– Tak, rzeczywiście. A to w czaszce Tami zostały znalezione te kamienne okruchy. Doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy więcej dowodów, aby uzasadnić prośbę o zezwolenie na przeszukanie rancza. Chcieliśmy mieć dowody, które dałyby podstawę do zwrócenia się do prokuratora okręgowego, gdyby Welle nie wpuścił nas tam dobrowolnie. Kiedy przyjechałam tu z Russem kilka tygodni temu, przejrzeliśmy wszystkie laboratoryjne próbki zebrane jeszcze w osiemdziesiątym dziewiątym. Sprawdziliśmy, czy jakieś ślady zachowały się w ubraniach dziewczynek. Russ obejrzał zdjęcia z pierwszej sekcji zwłok i przeanalizował obrażenia, jakich dziewczęta doznały wskutek obcięcia im członków. Korzystaliśmy z technik, które były niedostępne w tamtym okresie.
– Bez większych rezultatów – odezwał się Russ.
– Dopóki nie natrafiliśmy na tę drzazgę.
– Jaką drzazgę? – zapytałem.
– Drzazgę, która dostała się już po śmierci Mariko do jej lewego przedramienia, trochę poniżej łokcia. Była duża, miała ponad centymetr długości, i była całkowicie ukryta pod skórą. Została wyjęta i opisana w trakcie pierwszej sekcji zwłok, ale nie zbadano jej dokładnie. Jest to odłamek litego drewna z poliuretanową powłoką, gładki po jednej stronie. Przyjęliśmy, że mógł odłupać się od drewnianej podłogi albo od jakiegoś mebla z gładkim wykończeniem, na przykład od blatu stołu.
Rozległ się dzwonek telefonu. Lauren pobiegła do kuchni, żeby go tam odebrać.
– Wysłałam tę drzazgę na dalsze badania – podjęła Flynn. – Okazało się, że jest z hebanowego drewna, rzadko używanego do wyrobu mebli, a jeszcze rzadziej na pokrycie podłóg. Z naszego punktu widzenia była to sprzyjająca okoliczność. Udaliśmy się znowu do przedsiębiorcy budowlanego, który stawiał nowe budynki na ranczu, i zapytaliśmy go, czy stolarze używali hebanu przy robieniu podłóg.
– Po obu stronach drzwi wejściowych – wtrąciłem – są tam ciemne obramowania. Może właśnie z hebanu?
– Tak – potwierdziła Flynn. – Zgodnie z tym, co powiedział nam właściciel firmy budowlanej, obramowania wszystkich drzwi zostały wykonane z drewna hebanowego. Doszliśmy w ten sposób do wniosku, że jest wysoce prawdopodobne, iż dziewczęta zostały zamordowane na ranczu przy Silky Road.
Lauren wróciła do salonu i powiedziała:
– Przepraszam, że przerywam, ale dzwoni Percy Smith. Na ranczu przy Silky Road wybuchł pożar. Smith chce mówić z Flynn.
Zanim Percy Smith zadzwonił do naszego domu, skontaktował się z Sylwią Amato.
Sylwia poczuła dym, gdy siedziała przed telewizorem i oglądała wieczorne wiadomości sportowe. Czekała na powrót swego narzeczonego, Jeffa, który pracował w mieście jako kelner. Wynajmowali razem stary domek, w którym za życia Glorii Welle mieszkały jej dwie gospodynie o lesbijskich skłonnościach. Sylwia pracowała na ranczo jako stała dozorczyni, zajmowała się też domem podczas nieczęstych wizyt Wellego w dolinie Elk River. To właśnie ona podała mi kawę, kiedy w towarzystwie Phila Barretta wyczekiwałem powrotu Raya Wellego z partii golfa z Joeyem Franklinem.
Zapach dymu zaniepokoił Sylwię, postanowiła więc sprawdzić, skąd pochodzi. Stanęła przed otwartym oknem wychodzącym na północ i pociągnąwszy nosem, stwierdziła, że prawdopodobnie dym pochodzi z ogniska rozpalonego przez przygodnych obozowiczów. Przypuszczała, że rozłożyli się gdzieś nad rzeką albo nieco dalej, nad strumieniem Mad Creek. Miała nadzieję, że nie biwakują na terenie rancza. Dostałoby się jej od Phila Barretta, gdyby odkrył, że ktoś naruszył granice posiadłości.