Выбрать главу

Wyszła na kryty ganek, otaczający z trzech stron starą farmerską chałupę. Chciała się upewnić, że nieproszeni goście rozbili namiot poza ogrodzeniem rancza.

Obrzuciła wzrokiem niebo po zachodniej stronie i zarośnięte brzegi rzeki Elk. Nie zauważyła tam żadnych śladów ognia, ale zapach był jeszcze silniejszy niż przedtem. Gdy wyjrzała za róg ganku, nie mogła nie zauważyć, że niebo od południowego zachodu jest oświetlone niczym główna aleja w mieście podczas karnawału. Była pewna, że patrzy na pożar lasu.

Wróciła biegiem do domu i wykręciła numer 911.

Wóz ochotniczej straży pożarnej z maleńkiej osady Clark w głębi doliny przybył na ranczo kilka minut przed zawodowymi strażakami ze Steamboat Springs, którzy musieli jechać pod górę. Oba zespoły przygotowały się na ciężką walkę z pożarem lasu, tymczasem okazało się, że płonie drewniany szałas na terenie rancza. Zaczynał już dymić także dach stojącej obok niego stajni. Najbliższe zagajniki znajdowały się co najmniej dwieście metrów dalej i jak dotąd w ich kierunku nie poleciały żadne iskry.

Ponieważ drewniany szałas nie był zamieszkany, strażacy zostawili go własnemu losowi i skoncentrowali się na ratowaniu stajni, którą udało się im uchronić od ognia. Zdołali też zapobiec podpaleniu okolicznych suchych traw i drzew.

Percy Smith nie miał żadnych wątpliwości, że pożar wybuchł wskutek podpalenia.

32.

Lauren postanowiła zostać w Boulder. Byłem pewien, że bardzo chciała pojechać do Steamboat z Kimberem, Flynn, Russem i ze mną, ale zrezygnowała z tego, aby zachować jak najwięcej sił dla naszego dziecka.

Kimber jechał ze mną, a Flynn i Russ za nami wypożyczonym taurusem. Kimber włożył okulary przeciwsłoneczne i usadowił się z tyłu ze słuchawkami od odtwarzacza kompaktowych płyt na uszach. Twarz osłonił wielkim filcowym kapeluszem. Mniej więcej co dwadzieścia minut wypowiadał kilka uspokajających słów w rodzaju: „Wiem, że martwi się pan o mnie. Czuję się dobrze”. Niepokoiłem się rzeczywiście i byłem mu wdzięczny za te zapewnienia, ale przeszło trzygodzinna podróż i tak bardzo mi się dłużyła. Wioząc zastygłego w bezruchu pasażera, czułem się, jakbym prowadził karawan.

Kimber bał się, że będzie musiał się zatrzymać w jakimś wielkim hotelu w Steamboat, więc kiedy opisałem mu pensjonat w pobliżu Howelsen Hill, w którym nocowałem z Lauren, wpadł w niekłamany zachwyt. Zadzwoniłem z mojej komórki do właścicielki hoteliku, pani Libby, i zarezerwowałem ostatnie trzy wolne pokoje, jakie miała do dyspozycji. Wydawało się, że Flynn i Russ będą musieli znowu spać w jednym łóżku. Powiedziałem pani Libby, że przyjedziemy dopiero po południu. Nie pozwoliła mi wyłączyć się, dopóki nie opowiedziała mi wszystkiego o pożarze na ranczu przy Silky Road. Najwyraźniej całe miasto trzęsło się od plotek o podpaleniu. Stwierdziła, że doszły ją słuchy o podlaniu budynku benzyną. Wszyscy starali się dojść, jakimi motywami mógł kierować się podpalacz. Pani Libby zapewniła, że po południu będzie już wiedziała coś pewnego na ten temat.

Z bezchmurnego nieba lał się południowy żar. Chodniki przy alei Lincolna w Steamboat Springs pełne były turystów wędrujących od sklepu do sklepu. Samochody osobowe wlokły się od skrzyżowania do skrzyżowania za niezliczonymi ciężarówkami firm budowlanych. Uprawianie turystyki w takim upale nie wydało mi się dobrym pomysłem. Poczułem ulgę, kiedy minęliśmy wreszcie miasto i znaleźliśmy się na drodze prowadzącej brzegiem rzeki Elk w głąb doliny.

Powiedziałem Kimberowi, że wjeżdżamy na piękne tereny, które chciałby może zobaczyć. Musiałem krzyczeć, żeby mnie usłyszał przez słuchawki.

– Proszę się o mnie nie martwić, jest mi zupełnie dobrze – odpowiedział mi tak samo głośno. Nadal siedział bez ruchu i z kapeluszem na twarzy. Pomyślałem, że gdybym musiał zamknąć mój psychologiczny gabinet, nie mógłbym zarabiać na życie jako kierowca.

Russ i Flynn wyprzedzili nas na jednym ze świateł w mieście. Gdy dotarliśmy do rancza, stali przed zamkniętą bramą.

– Nie dzwoniliśmy jeszcze – wyjaśnił Russ. – Czekaliśmy na was. Gdzie jest Kimber? W bagażniku?

– Kimber jest dokładnie tu – odparł wymieniony, prostując się na tylnym siedzeniu. Ściągnął z uszu słuchawki i dodał: – Beethoven nie mógł tego przewidzieć, ale jego symfonie doskonale nadają się do długiej jazdy samochodem. Zastanawiam się, dlaczego?

Flynn nacisnęła guzik na tabliczce umocowanej we wgłębieniu na kamiennym słupie bramy wjazdowej. Nie rozległ się żaden dźwięk.

– Percy obiecał, że będzie tu na nas czekał – powiedziała, nie zwracając się do nikogo w szczególności. – Mam nadzieję, że nas nie nabrał.

Z głośnika popłynął nagle donośny głos. Ktoś prosił o przedstawienie się. Flynn podała swoje nazwisko. Skrzydła bramy zaczęły otwierać się powoli, tak jakby chciały dać do zrozumienia, że wszelki pośpiech jest tu rzeczą nieznaną.

Kimber oparł ręce na biodrach, obrócił się dookoła własnej osi, popatrzył ku północy i ku wschodowi i uśmiechnął się szeroko.

– To rzeczywiście niewiarygodnie piękna dolina – rzekł. Wsiedliśmy z powrotem do samochodów. Kimber znowu zajął miejsce z tyłu, ale tym razem nie przyjął pozycji leżącej.

Minąłem bramę pierwszy. Znalazłszy się niedaleko wzniesienia, po którym droga zaczyna piąć się od potoku w kierunku domu, skręciłem na prawo w polną dróżkę prowadzącą przez łąki do stajni i spalonego szałasu. Russ jechał za mną.

Gdy minęliśmy wzniesienie, dostrzegłem resztki drewnianego szałasu. Został po nim tylko poczerniały szkielet z nadpalonych belek. Szyby w oknach były powybijane. W otworach po wyrwanych drzwiach widać było zwały kleistego popiołu, który wylewał się tędy, niesiony przez wodę ze strażackich węży. Wysoka na metr kamienna podmurówka podtrzymująca zewnętrzne ściany zatrzymała resztę błotnistej mazi w środku. Pobliska stajnia była nienaruszona.

Flynn wyskoczyła z samochodu i ruszyła energicznym krokiem w kierunku pogorzeliska. Przykucnęła koło podmurówki i zaczęła obmacywać okopcone kamienne płyty. Stanąłem za jej plecami, wraz z Kimberem i Russem.

– Przekaże próbki kamienia i zaprawy naszej pani petrolog, żeby zbadała je pod mikroskopem. Wydaje mi się, że ten murek może być tym, czego szukamy. Nie jestem wprawdzie ekspertem, ale myślę, że to wapień, a specjalistka powiedziała, że powinniśmy szukać wapienia.

Zajrzałem do wnętrza budynku. Część podłogi zapadła się. Spomiędzy zawalonych desek w miejscu, gdzie znajdowała się kuchnia, wystawał szkielet zwęglonej lodówki. Belki były poczerniałe i pokryte pęcherzami przypominającymi łuski ogromnego gada.

– A co z drewnem, którego szukamy? – zapytałem. – Mam na myśli heban. Może ktoś dowiedział się o tej drzazdze i wzniecił pożar, żeby ukryć dowód?

– Miejmy nadzieję, że mu się nie udało – powiedziała Flynn. – Zabierzemy jak najwięcej próbek drewna. Ogień nie niszczy dowodów tak dokładnie, jak przypuszcza większość ludzi.

– Musimy zachować ostrożność – odezwał się Kimber. – Może to podpalenie miało na celu zniszczenie dowodów. Ale równie dobrze pożar mógł zostać wzniecony po to, żebyśmy skupili uwagę na tym właśnie miejscu. Musimy przeprowadzić przeszukanie zgodnie z planem. Komisarz Smith czeka na nas w domu doktora Wellego, prawda? Może dołączymy do niego?