Выбрать главу

Percy Smith czekał na nas na ganku. Przysiadł na podłokietniku jednego z dwóch stojących tam foteli. W drugim spoczywało zwaliste cielsko Phila Barretta.

– Popatrz – szepnęła Flynn do Russa, gdy wysiedliśmy z samochodów. – Użyli dokładnie takiego samego kamienia do wyłożenia ścian i komina w tym budynku. Cholera… to komplikuje nasze zadanie.

– Witam pana, Alan – powiedział Phil. – Widzę, że prędko załatwiliście się z oglądaniem ruin po wczorajszym pożarze. Te zgliszcza przypominają mi spaleniznę, która zrobiła mi się na patelni, gdy próbowałem zrobić sobie sam śniadanie. – Roześmiał się głośno z własnego żartu, ale nikomu prócz niego nie wydał się on zabawny.

Kiwnąłem głową.

– Dzień dobry, Phil. Witam pana, Percy. Tak, właśnie oglądaliśmy te ruiny. – Zwróciłem się do Barretta: – Jestem zaskoczony, Phil, że zjawił się pan tu tak szybko. Wydawało mi się, że wczoraj wieczorem w tym domu nikogo nie było.

– Rzeczywiście, nie było mnie tutaj. Pojechałem w odwiedziny do mojej mamy, która mieszka w Hayden. Przyjechałem na ranczo dziś rano razem z Percym, gdy dowiedziałem się o pożarze – odparł Phil i uśmiechnął się do Flynn. – Może mnie pan przedstawi?

Dokonałem prezentacji. Phil był wyraźnie zafrapowany przepaską, jaką Flynn wybrała na ten dzień. Namalowany był na niej ręcznie dokładny wizerunek jej drugiego oka. Jeśli o mnie chodzi, to spodobała mi się najbardziej ze wszystkich, które dotąd widziałem. Phil zdołał wreszcie oderwać uwagę od Flynn. Odkłonił się Russowi i zwrócił do Kimbera.

– To prawdziwa przyjemność poznać tak sławnego człowieka jak pan, panie Lister – powiedział. – Moi koledzy z Kongresu wyrażają się o panu w samych superlatywach, sir. Jestem pewien, że wie pan o tym, że kongresman Welle zasiada w komisji, która nadzoruje FBI. Cieszy się pan w tych kręgach wręcz legendarną sławą. Tak, doprawdy legendarną.

– Cała przyjemność po mojej stronie, panie Barrett. Jesteśmy panu wdzięczni za udział w czynnościach podejmowanych przez Locarda. Na pewno było to dla pana kłopotliwe lecieć tu z Waszyngtonu po to tylko, by asystować przy naszym przeszukaniu. Jesteśmy także wdzięczni panu kongresmanowi za wszystko, co zrobił, żeby utrzymać nasze śledztwo z dala od oczu dziennikarzy.

Kimber chciał dać do zrozumienia Philowi, że stawka, o jaką chodzi w tym śledztwie, jest wysoka.

Phil zwlekał z odpowiedzią wystarczająco długo, aby zwróciło to uwagę wszystkich.

– W ostatnich latach przekonałem się, że Ray Welle ochrania tych, którzy wspierają sprawiedliwość, tak jak niedźwiedzica ochrania swoje małe. Innymi słowy, z całego serca – rzekł wreszcie takim tonem, jakby chciał powiedzieć: „Niech pan przestanie mydlić mi oczy”.

Jak dotąd, bawiłem się doskonale. Żałowałem, że nie przyjechała z nami Lauren. Jej także by się to podobało.

– Czy moglibyśmy przenieść nasze spotkanie do wnętrza domu? – zapytał Kimber lekko drżącym głosem. Zauważyłem na jego górnej wardze kilkanaście kropelek potu. Dostrzegła je także Flynn.

– Tak, wejdźmy do środka – powiedziała.

– Nie ma tam nic ładniejszego od tego ganku – odparł Phil. – Dostawię kilka krzeseł i każę dziewczynie, żeby przyniosła wszystkim mrożonej herbaty. Może także jakieś kanapki.

Przeleciało mi przez głowę, że może Phil dowiedział się gdzieś o tym, że Kimber źle się czuje na otwartej przestrzeni, i chciał wykorzystać tę okoliczność.

– Rozumie pan, Phil – stwierdziła nieustępliwym tonem Flynn – słońce jest dziś tak jaskrawe… źle działa na moje oko. Byłabym panu wdzięczna, gdybyśmy weszli do środka.

Phil wygramolił się z fotela.

– Załatwione – powiedział.

Wydawało mi się, że usłyszałem jego zduszony chichot.

Weszliśmy do przestronnego salonu z sufitem wspartym na potężnych słupach i belkowaniach. Zająłem fotel stojący koło ogromnej kanapy. Zastanawiałem się, czy właśnie na nim siedział Brian Sample, popijając herbatę z Glorią Welle. Pomodliłem się w duchu, żeby Sylwia nie podała harcerskich ciasteczek.

Rozległo się pukanie i do pokoju weszła umundurowana funkcjonariuszka z biura szeryfa okręgu Routt. Nazywała się Cecilia Daruwalla i wyglądała na Hinduskę. Jej zadaniem było, jak sądziłem, zabezpieczenie dowodów, które mogły tu zostać zebrane. Kimber i Phil Barrett poszli z nią do jadalni, żeby przeczytać zezwolenie na przeszukanie rancza, zawierające podstawowe warunki, według których to przeszukanie miało być prowadzone. Grupa Locarda nie miała prawa przeglądać ani zabierać żadnych dokumentów ani rzeczy osobistych, które nie leżały na wierzchu. Flynn mogła zebrać próbki gruntu, kamieni, cegieł, zaprawy murarskiej, farb, drewna budulcowego, dywanów, pokrycia podłóg, mebli, drewnianych wykładzin i innych materiałów użytych przy budowie i remontach domu oraz budynków gospodarczych na terenie rancza. Szczegóły tej umowy zostały uzgodnione wcześniej, toteż rozmowa przy wielkim stole w jadalni miała wyłącznie formalny charakter.

Wróciwszy do salonu, Kimber powiedział:

– Proszę pamiętać, Alan, że jest pan tutaj wyłącznie na prawach obserwatora. Flynn będzie zbierać próbki, korzystając z pomocy Russa. Flynn, od czego chciałabyś zacząć?

– Od salonu, w którym jesteśmy – odparła. Wyjmę tylko z samochodu przybornik do zbierania próbek i zaraz weźmiemy się do roboty.

Kimber zwrócił się do Barretta.

– Mógłby mi pan wskazać jakiś pokój z telefonem, z którego mógłbym skorzystać? – zapytał. – Coś zacisznego, jeśli można?

A przy tym ciemnego i małego, pomyślałem.

– Może gabinet Raya?

– Jestem pewien, że będzie odpowiedni. Gdyby był pan tak uprzejmy i zechciał wskazać mi drogę – Kimber sięgnął po aktówkę z laptopem. – Zamierzam wykorzystać większą część czasu na rozmowy telefoniczne. Mam nadzieję, że nie sprawię tym kłopotu.

– Nie sądzę – odparł Phil Barrett. W tym domu jest dość linii telefonicznych. Ale zanim pomogę zainstalować się panu Listerowi, mam jeszcze słówko do pani Coe. Zgodnie z umową między doktorem Welle i panem Listerem, będę rejestrował wszystkie pani czynności kamerą wideo.

Flynn przechyliła głowę i posłała mu kokieteryjny uśmiech. Tylko namalowane na przepasce oko nie wzięło udziału w tym mizdrzeniu się.

– Zapewniam pana, Phil, że jestem bardzo fotogeniczna. Proszę się nie krępować.

Przez następne dziewięćdziesiąt minut policjantka z biura szeryfa i ja podążaliśmy za Flynn Coe, która metodycznie zbierała próbki materiałów użytych do budowy domu. Na początek robiła zdjęcie każdego pokoju i brała jego wymiary. Russ pełnił rolę asystenta. Zapisywał numery kolejnych zdjęć i sporządzał szkic pomieszczenia, podczas gdy Flynn gromadziła próbki. Za ich plecami sterczał bezustannie Phil Barrett z umieszczoną na trójnożnym stojaku kamerą rejestrującą każdy ruch Flynn.

Znudziło mnie to prędko, więc zacząłem rozmyślać o tragicznych wydarzeniach, które rozegrały się tu w roku dziewięćdziesiątym drugim. Starałem się wyobrazić sobie, jak Gloria wita się w Brianem w drzwiach, i próbowałem odgadnąć, z którego telefonu zadzwoniła do męża, aby go ostrzec, że jeden z jego pacjentów wdarł się do ich domu. Przypuszczałem, że użyła aparatu znajdującego się w kuchni.

Przyjrzałem się oknu, które Brian wybił rękojeścią pistoletu, aby strzelić przez nie w kierunku samochodów szeryfa. Okienko miało kształt kwadratu o bokach krótszych niż pół metra i znajdowało się nad szafką z pekanowego drewna w przykuchennej spiżarni. Aby go dosięgnąć w celu oddania strzału, Brian musiałby przyklęknąć na blacie szafki. Wydało mi się dziwne, że wybrał właśnie to okienko, skoro w domu było wiele okien znacznie łatwiej dostępnych. Przypomniałem sobie, że czytałem w jakiejś gazecie, jakoby Brian wybił okno w pralni. Przeszedłem więc ze spiżarni do sąsiadującej z nią pralni, żeby je zobaczyć. Było to wąskie okno wiszące na dwóch zawiasach. Brianowi łatwiej byłoby z niego strzelić, ale z jakichś powodów zdecydował się na wybicie tego w spiżarni.