Выбрать главу

– Co robimy?

– Czekamy.

– Jest na cmentarzu – odezwała się Samira po drugiej stronie słuchawki o godzinie 11.45.

– Co? Co ona robi na cmentarzu? Próbuje was wykiwać. Zauważyła was!

– Niekoniecznie. Zrobiła coś dziwnego.

– Jak to?

– Weszła do jednego grobowca i spędziła tam dobre pięć minut. Po to jej były kwiaty. Wyszła bez nich.

– To jest rodzinny grobowiec?

– Tak, ale nie jej. Poszłam sprawdzić. To grobowiec Lombardów.

Servaza zamurowało. Nie wiedział, że Lombardowie mają groby w Saint-Martin. Nagle poczuł, że sytuacja wymyka mu się z rąk. Jest jakieś martwe pole, którego nie widzi... Całe śledztwo zaczęło się od konia Érica Lombarda, potem tymczasowo odsunięto tę sprawę na bok, by skupić się na trio Grimm-Perrault-Chaperon i samobójcach. I oto karta Lombarda nagle znowu wraca do gry. Co to znaczy? Co robiła Irène Ziegler w tym grobowcu? Nic z tego nie rozumiał.

– Gdzie jesteś? – zapytał.

– Jeszcze na cmentarzu. Zobaczyła mnie, więc Pujol i Simeoni ją przejęli.

– Jadę tam.

Wyszedł z chatki, ruszył ścieżką w kierunku leśnej drogi, a następnie zanurzył się w zaroślach po prawej. Odsunął ciężkie od śniegu gałęzie, które maskowały jeepa, i usiadł za kierownicą.

Było dwanaście minut po południu, kiedy Servaz zaparkował przed cmentarzem. Samira Cheung czekała na niego przy wejściu. Pomimo zimna miała na sobie zwykłą skórzaną kurtkę, ultrakrótkie szorty na ciemnych rajstopach i zużyte glany z ciemnobrązowej skóry. Muzyka w jej słuchawkach grała tak głośno, że Servaz usłyszał ją, gdy tylko wysiadł z jeepa. Jej zaczerwieniona twarz wystająca spod czapki przypominała mu dziwne stworzenie z filmu pełnego elfów, czarodziejów i magicznych pierścieni, na który zaciągnęła go Margot. Zmarszczył brwi na widok trupiej czaszki na bluzie Samiry. Nawet pasuje do sytuacji, pomyślał. Wyglądała bardziej jak wandalka profanująca groby niż jak policjantka.

Idąc wśród jodeł i nagrobków, weszli na niewielki pagórek i zbliżyli się do rzędu iglastych drzew otaczających środek cmentarza. Starsza kobieta rzuciła im srogie spojrzenie. Grobowiec Lombardów wyróżniał się wśród pozostałych. Pod względem rozmiarów było to niemal mauzoleum czy kaplica. Okalały go dwa ładnie przycięte cisy. Trzy kamienne stopnie prowadziły do wejścia zagrodzonego pięknie wykutą kratą. Samira wyrzuciła papierosa, weszła za pomnik i przez chwilę gdzieś szperała, po czym wróciła z kluczem w dłoni.

– Widziałam, że Ziegler tak zrobiła. Był schowany pod ruchomym kamieniem – wyjaśniła.

– Nie zauważyła cię? – zapytał Servaz sceptycznie, patrząc na strój swojej podwładnej.

Francuzko-Chinko-Marokanka spochmurniała.

– Znam się na mojej robocie. Widziała mnie, kiedy poprawiałam bukiet na jednym z grobów, gość nazywał się Lemeurt*. Zabawne, co?

Servaz podniósł głowę, ale na trójkątnym frontonie nad drzwiami nie było żadnego napisu. Samira włożyła klucz i pociągnęła kratę, która otwarła się ze zgrzytem. Wszedł za nią do mrocznego wnętrza grobowca. Przez otwór po prawej stronie wpadała odrobina dziennego światła, zbyt słabego, by mogli zobaczyć coś więcej poza niewyraźnymi kształtami trzech nagrobków. Po raz kolejny Servaz zadawał sobie pytanie, czemu ma służyć cała ta masywność, smutek, mroczność – jakby sama śmierć to było za mało. Istnieją jednak kraje, w których śmierć jest czymś niemal lekkim, wesołym, gdzie jest ona okazją do świętowania, ucztowania i radości. Nie to co te smutne i ponure kościoły, te msze żałobne, lakrimozy, kadisze i cała masa modlitw przedstawiających ten świat jako padół łez. Tak jakby nowotwory, wypadki drogowe, serca, które przestają bić, samobójstwa i morderstwa nie wystarczały, pomyślał. Zauważył samotny bukiet leżący na jednym z nagrobków, odcinający się od panującego półmroku jasną plamą. Samira wyjęła iPhone’a i włączyła aplikację „latarka”. Z białego wyświetlacza popłynęło słabe światło. Przesunęła jasną wiązkę nad trzema tablicami: ÉDOUARD LOMBARD, HENRI LOMBARD... Dziadek i ojciec... Servaz pomyślał, że ostatni nagrobek powinien należeć do matki Érica, żony Henriego – przegranej eksaktorki, byłej call‑girl, a według Henriego Lombarda – dziwki. Dlaczego, u diabła, Irène przystroiła ten grób?

Pochylił się, by odczytać inskrypcję. Zmarszczył brwi. Pomyślał, że jeszcze bardziej zbliżył się do prawdy, a jednocześnie wszystko po raz kolejny się komplikuje. Spojrzał na Samirę, a potem znowu skierował wzrok na napis widoczny w blasku wyświetlacza:

MAUD LOMBARD, 1976–1998.

– Kto to jest?

– Siostra Érica Lombarda, która urodziła się cztery lata po nim. Nie wiedziałem, że nie żyje.

– Czy to ważne?

– Może.

– Dlaczego twoim zdaniem Ziegler złożyła kwiaty na tym grobie? Masz jakiś pomysł?

– Nie mam pojęcia.

– Opowiadała ci o tym? Mówiła ci, że ją znała?

– Nie.

– Jaki to ma związek z morderstwami?

– Nie wiem.

– W każdym razie masz już przynajmniej jedno powiązanie – powiedziała Samira.

– Jak to?

– Między Lombardem a resztą sprawy.

– Jakie? – zapytał ogłupiały.

– Ziegler nie przyszła na ten grób przez przypadek. Jest jakiś związek. Ty nie wiesz, ale ona wie jaki. Wystarczy ją o to spytać podczas przesłuchania.

Tak, pomyślał. Irène Ziegler wie na temat całej tej sprawy znacznie więcej niż ja. Wyliczył, że Maud Lombard była mniej więcej jej rówieśnicą. Czy były przyjaciółkami? Najpierw pobyt w ośrodku kolonijnym, a teraz kolejny odcinek jej osobistej historii okazuje się mieć związek ze śledztwem. Z całą pewnością Irène Ziegler ma niejeden sekret.

Po małżonce Henriego Lombarda, matce Érica, nie było jednak śladu. Nie otrzymała zgody na uczestnictwo w smutnej wieczności tej rodziny – została odrzucona nawet w śmierci. Wracając w kierunku bramy cmentarza, Servaz myślał o tym, że Maud umarła w wieku dwudziestu jeden lat. Nagle poczuł, że właśnie dotyka sedna sprawy. Dlaczego umarła? Zginęła w wypadku? Zachorowała? A może z innego powodu?

Samira ma rację, Ziegler zna rozwiązanie. Może się przyzna, gdy znajdzie się pod kluczem. Jednak Servaz w to wątpił. Niejeden raz miał okazję stwierdzić, że pani kapitan ma silną osobowość.

A tymczasem, gdzie ona się podziewa?

Poczuł, że ogarnia go nagły niepokój. Spojrzał na zegarek. Od dłuższego czasu nie miał żadnych informacji. Już miał dzwonić do Pujola, gdy odezwał się jego telefon.

– Zgubiliśmy ją! – wrzasnął Simeoni w słuchawkę.

Co?

– Ta lesba, dziwka jedna chyba nas namierzyła! Na tej swojej pieprzonej maszynie bez problemu nam zwiała!

Cholera! Servaz poczuł, jak do jego żył wsącza się adrenalina, a w żołądku robi się dziura. Znalazł w spisie kontaktów telefonu numer Maillarda.

– Pujol i Simeoni zgubili cel! – zawołał. – Zwiała! Niech pan powiadomi porucznika Espérandieu i bądźcie gotowi!

– Okay. Nie ma problemu. Czekamy na nią.

Servaz się rozłączył. Chciałby być taki spokojny.

Nagle pomyślał o czym innym. Wyjął telefon i zadzwonił do Saint-Cyra.

– Halo?

– Maud Lombard, czy to ci coś mówi?

Nastąpiła chwila wahania.

– Oczywiście, że to mi coś mówi. Siostra Érica Lombarda.

– Umarła w wieku dwudziestu jeden lat. Trochę młodo, nie? Wiesz, jak to było?

– Samobójstwo – odpowiedział sędzia, tym razem bez chwili wahania.