Wyglądała na poruszoną. Przez długą chwilę wpatrywała się w niego zamyślona.
– Żeby się spotkać z przyjaciółką – odpowiedziała wreszcie.
– W samym środku nocy i w trakcie śledztwa? Które jest bliskie rozwiązania i wymaga całej naszej energii?
– To było pilne.
– Co było takie pilne?
– Trudno to wytłumaczyć.
– Dlaczego? Dlatego że jestem facetem, samcem i gliniarzem, a ty jesteś zakochana w dziewczynie?
Patrzyła na niego wyzywająco.
– A co ty wiesz o tych sprawach?
– Nic, faktycznie. Ale to nie mnie grozi, że zostanę oskarżony o podwójne morderstwo. Nie jestem twoim wrogiem, Irène. Ani pierwszym lepszym ograniczonym dupkiem, macho i homofobem. Wysil się trochę.
Wytrzymała jego spojrzenie bez mrugnięcia okiem.
– Wczoraj wieczorem, gdy wróciłam do siebie, znalazłam wiadomość. Od Zuzki, mojej dziewczyny. Pochodzi ze Słowacji. Postanowiła ode mnie odejść. Wyrzucała mi, że jestem za bardzo zaabsorbowana pracą, że ją zaniedbuję, że jestem myślami gdzie indziej... Takie tam. Wyobrażam sobie, że przeszedłeś przez coś takiego, skoro jesteś rozwiedziony, więc wiesz, o czym mówię. Wśród glin jest sporo rozwodów i separacji, wśród homoseksualnych glin także. Musiałam to wyjaśnić. Natychmiast. Nie chciałam, żeby odeszła ot tak, bez szans na rozmowę. To było dla mnie nie do zniesienia w tamtym momencie. Więc bez zastanowienia pojechałam do Pink Banana. Zuzka jest tam kierowniczką.
– Od dawna jesteście razem?
– Osiemnaście miesięcy.
– Bardzo jesteś zakochana?
– Tak.
– Wróćmy do wypadku. Czy raczej do sfingowanego wypadku. Bo wypadku nie było, prawda?
– Oczywiście, że był! Nie widziałeś mojego kombinezonu? I zadrapań? Myślisz, że jak sobie to zrobiłam?
– Przez chwilę sądziłem, że skacząc z wagonika kolejki – odpowiedział. – Po wypchnięciu Perraulta w pustkę – uściślił.
Wierciła się na krześle.
– I już tak nie sądzisz?
– Nie, bo jesteś niewinna.
– Skąd wiesz?
– Bo myślę, że wiem, kto jest winny. Ale sądzę również, że nawet jeśli faktycznie miałaś wypadek, nie mówisz mi na ten temat całej prawdy.
Po raz kolejny wyglądała na uderzoną jego przenikliwością.
– Po wypadku specjalnie się spóźniłam – rzuciła. – Nie śpieszyłam się.
– Dlaczego?
– Z powodu Perraulta. Chciałam, żeby zginął. A raczej chciałam dać zabójcy szansę, żeby go dopadł.
Servaz przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Pokiwał głową.
– Z powodu tego, co ci zrobili – powiedział. – Grimm, Chaperon, Mourrenx i on.
Nie odpowiedziała, tylko skinęła głową.
– W ośrodku kolonijnym.
Zaskoczona podniosła oczy.
– Nie... dużo później. Studiowałam prawo w Pau, trafiłam na Perraulta podczas jakiejś uroczystości w miasteczku, zaproponował, że mnie odwiezie. Grimm i Mourrenx czekali na nas na końcu drogi, kilka kilometrów od miejsca, w którym odbywał się festyn. Chaperona tamtej nocy nie było, nie wiem dlaczego. Z tego powodu nie widziałam związku między nim i pozostałymi, dopóki nie znalazłeś tego zdjęcia. Kiedy... Kiedy zobaczyłam, że Perrault skręca z drogi w tamtą ścieżkę, od razu zrozumiałam. Chciałam wysiąść, ale mnie uderzył, bił i bił, cały czas prowadząc samochód, traktował mnie jak zdzirę, jak dziwkę. Sikałam krwią. A potem...
Zamilkła. Servaz długo się zastanawiał, zanim zadał to pytanie:
– Dlaczego nie...?
– Dlaczego nie wniosłam skargi? Sypiałam w tamtym czasie z wieloma ludźmi. Z mężczyznami, z kobietami... Łącznie z moją profesorką z wydziału, mężatką, matką dwójki dzieci. A mój ojciec był żandarmem. Wiedziałam, co by się działo: śledztwo, bagno, skandal... Pomyślałam o rodzicach, o tym, jak zareagują, o bracie i bratowej, którzy nic nie wiedzieli o moim prywatnym życiu...
I właśnie w ten sposób udało im się zachować tajemnicę aż do tej pory, pomyślał. Intuicja go nie zawiodła. Musieli liczyć na to, że dziewięćdziesiąt procent ofiar gwałtów nie wnosi skargi i poza nastolatkami z ośrodka, którzy nigdy nie widzieli ich twarzy, wybierali ofiary eksponowane, których nonkonformistyczny sposób życia także skłaniał je do milczenia. Inteligentni drapieżcy... A jednak nie całkiem nieprzeniknieni dla swoich żon, które w końcu zaczęły ich o coś podejrzewać i zamieszkały w osobnych pokojach albo odeszły.
Znowu pomyślał o dyrektorze Les Isards, który zginął w wypadku na motorze. Kolejna śmierć, która zdarzyła się w samą porę.
– Zdajesz sobie sprawę, że naraziłaś moje życie na niebezpieczeństwo?
– Bardzo mi przykro, Martin. Naprawdę. Ale na razie jestem raczej oskarżona o morderstwo – poprawiła go, uśmiechając się smutno.
Miała rację. Trzeba będzie grać ostro. Confiant tak łatwo nie zostawi takiego kąska, teraz, gdy wreszcie ma idealną sprawczynię. A Servaz osobiście mu ją wystawił!
– W jednym miejscu sprawa się komplikuje – powiedział. – Wtedy, kiedy skorzystałaś z mojej nieobecności, żeby pójść śladem Chaperona, nikomu o tym nie mówiąc.
– Nie chciałam go zabić. Chciałam go tylko... nastraszyć. Chciałam zobaczyć przerażenie w jego oczach, tak jak on widział przerażenie w oczach swoich ofiar i się nim delektował. Chciałam mu włożyć lufę do ust, gdy będziemy sami w lesie, chciałam, żeby myślał, że nadeszła jego ostatnia chwila. Potem bym go aresztowała.
Jej głos brzmiał jak cienka strużka lodowatej wody i Servaz zastanawiał się przez chwilę, czy aby się nie pomylił.
– Jeszcze jedno pytanie – powiedział. – W którym momencie zrozumiałaś, co się dzieje?
Zatopiła spojrzenie w jego oczach.
– Po pierwszym morderstwie miałam pewne podejrzenia. A potem, kiedy Perrault został zamordowany, a Chaperon zwiał, wiedziałam już, że ktoś się mści za ich zbrodnie. Ale nie wiedziałam kto.
– Dlaczego ukradłaś listę dzieci?
– Idiotyczny impuls. Byłam tam, w tym kartonie. A ty wyglądałeś, jakby cała zawartość tego pieprzonego pudła bardzo cię interesowała. Nie chciałam, żeby ktoś mnie o to pytał, żeby ktoś grzebał w mojej przeszłości.
– Ostatnie pytanie: dlaczego dzisiaj zaniosłaś kwiaty na grób Maud Lombard?
Irène Ziegler przez chwilę milczała. Tym razem nie okazała zaskoczenia. Zrozumiała już, że przez cały dzień była śledzona.
– Maud Lombard też popełniła samobójstwo.
– Wiem.
– Zawsze wiedziałam, że w ten czy inny sposób była ofiarą tych drapieżników. Mnie też w pewnym momencie kusiło takie rozwiązanie. Przez jakiś czas Maud i ja bywałyśmy na tych samych imprezach, zanim wyjechałam na studia i zanim ona trafiła na tych drani. Znałyśmy się dość blisko, nie przyjaźniłyśmy się, ale byłyśmy koleżankami i bardzo ją lubiłam. To była niezależna i skryta dziewczyna, niewiele mówiła, ale starała się wyrwać ze swojego środowiska. W każdą rocznicę zanoszę kwiaty na jej grób. A teraz, przed zatrzymaniem ostatniego z tych drani, który został jeszcze przy życiu, chciałam jej dać taki mały znak.
– Ale przecież Maud Lombard nigdy nie była w ośrodku.
– I co z tego? Maud wiele razy uciekała z domu. Często włóczyła się w niezbyt eleganckim towarzystwie. Nieraz późno wracała do siebie. Musiała na nich gdzieś wpaść, tak jak ja.
Servaz bardzo szybko myślał. Jego hipoteza nabierała wyraźnych kształtów. Niesłychane rozwiązanie... Nie miał więcej pytań. Znowu kręciło mu się w głowie. Rozmasował skronie i z trudem wstał.
– Być może jest pewna hipoteza, której nie wzięliśmy pod uwagę – powiedział.