Выбрать главу

– Grzane wino z korzeniami – wyjaśnił Saint-Cyr. – Odświeżające i energetyzujące, w sam raz na taki wieczór jak dziś. A przede wszystkim doskonałe na zmęczenie. Da ci kopa. Zapowiada się długa noc, prawda?

– Tak bardzo widać?

– Co?

– Zmęczenie.

Sędzia patrzył na niego dłuższą chwilę.

– Wyglądasz na wyczerpanego.

Servaz wypił łyk. Skrzywił się, sparzywszy sobie język, ale po jego ustach i przełyku rozlał się mocny smak ziołowego wina. Jako zakąskę Saint-Cyr przygotował w miseczce na stole malutkie kawałeczki korzennego chleba. Servaz połknął jeden, potem następny. Był głodny jak wilk.

– To jak? – zapytał Saint-Cyr. – Opowiesz mi? Kto to jest?

– Jest pan tego pewien? – w słuchawce rozległ się głos Cathy d’Humières.

Espérandieu spojrzał na czubki swoich conversów spoczywających na biurku w gabinecie przy boulevard Embouchure.

– Osoba, która mi przekazała tę informację, jest bez zarzutu. Pracuje w siedzibie Interpolu w Lyonie. Chodzi o Luca Damblina. Rozmawiał z jednym ze swoich informatorów w FBI. Ma dwieście procent pewności.

– Wielkie nieba! – krzyknęła prokurator. – I nie udało się panu połączyć z Martinem, tak?

– Próbowałem dwukrotnie. Za każdym razem było zajęte. Odzywa się poczta głosowa. Spróbuję znowu za parę minut.

Cathy d’Humières spojrzała na zegarek marki Chopard z żółtego złota, który dostała od męża z okazji dwudziestej rocznicy ślubu. 22.50. Westchnęła.

– Chciałabym, żeby pan coś dla mnie zrobił, Espérandieu. Niech pan do niego dzwoni. Bez przerwy. A kiedy już pan będzie z nim rozmawiał, niech mu pan powie, że bardzo chciałabym znaleźć się w łóżku przed świtem i że nie będziemy na niego czekać całą noc!

Espérandieu po drugiej stronie słuchawki zasalutował po żołniersku.

– Tak jest, proszę pani.

Irène Ziegler wsłuchiwała się w wycie wiatru za zakratowanym oknem. Prawdziwa śnieżna zamieć. Odkleiła ucho od ściany. Z pewnością z przyczyn konstrukcyjnych ścianki działowe na tym posterunku żandarmerii – jak na setkach innych – były cienkie jak z tektury.

Ziegler wszystko słyszała. Najwyraźniej Espérandieu otrzymał jakąś ważną informację. Informację o kapitalnym znaczeniu, która radykalnie zmienia bieg śledztwa. Ziegler miała wrażenie, że rozumie, o co chodzi. Martin zniknął. Sądziła, że wie, gdzie jest. Poszedł zasięgnąć rady, zanim przejdzie do działania... Zastukała w drzwi, które otworzyły się niemal natychmiast.

– Muszę iść do toalety.

Dyżurny z powrotem zamknął drzwi. Kiedy po chwili znów się otworzyły, stanęła w nich młoda kobieta w mundurze, która przyglądała się Ziegler podejrzliwie.

– Proszę za mną, pani kapitan. Tylko bez numerów.

Ziegler wstała z dłońmi spiętymi kajdankami na plecach.

– Dziękuję – powiedziała. – Chciałabym też porozmawiać z panią prokurator. Niech jej to pani powie. Niech pani powie, że to ważne.

Wiatr wył w przewodzie kominowym i rozdmuchiwał płomienie. Servaz był na skraju wyczerpania. Odstawił kieliszek i zobaczył, że jego ręka się trzęsie. Przyciągnął ją do siebie, w obawie, by Saint-Cyr nie zauważył drżenia. Ziołowe wino było przyjemne, gdy je pił, zostawiło jednak po sobie gorzki posmak. Czuł się wstawiony. To nie był dobry moment. Postanowił, że przez najbliższe pół godziny będzie pił tylko wodę, a następnie poprosi o mocną kawę.

– Wyglądasz, jakbyś się kiepsko czuł – powiedział sędzia, odstawiając kieliszek i patrząc na niego uważnie.

– Bywało, że czułem się lepiej, ale może być.

Tak naprawdę nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek doświadczał takiego wyczerpania i stresu: padał ze zmęczenia, kręciło mu się w głowie, nie mógł jasno myśleć. A jednak znajdował się na progu rozwiązania najdziwniejszego śledztwa w całej swojej karierze.

– A zatem nie uważasz, że Irène Ziegler jest winna? – podjął sędzia. – Ale przecież wszystko przemawia przeciwko niej.

– Wiem. Ale jest nowy element.

Sędzia wysoko uniósł brwi.

– Dziś wieczorem miałem telefon od psycholożki, która pracuje w Instytucie Wargniera.

– No i?

– Nazywa się Diane Berg, pochodzi ze Szwajcarii. Jest tu od niedawna. Wygląda na to, że zorientowała się, że coś dziwnego się dzieje, i podjęła śledztwo na własną rękę, nikogo o tym nie informując. W ten sposób odkryła, że szefowa pielęgniarek w Instytucie zamówiła środki znieczulające dla koni... i że ta kobieta jest kochanką niejakiego Érica, bardzo bogatego człowieka, który dużo podróżuje, jak wynika z jego maili.

– W jaki sposób ta psycholożka na to wpadła? – zapytał sędzia sceptycznym głosem.

– To długa historia.

– A ten Éric, sądzisz, że to...? Ale on był w Stanach tej nocy, kiedy zabito konia.

– Doskonałe alibi – skomentował Servaz. – A poza tym, kto by podejrzewał, że ofiara jest jednocześnie winowajcą?

– Ta psycholożka... to ona do ciebie dzwoniła? I ty jej wierzysz? Jesteś pewien, że to osoba godna zaufania? Praca w Instytucie musi być bardzo wyczerpująca nerwowo, jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony.

Servaz spojrzał na Saint-Cyra. Przez chwilę poczuł wątpliwości. A jeśli stary sędzia ma rację?

– Pamiętasz, jak mi mówiłeś, że wszystko, co się dzieje w tej dolinie, ma korzenie w przeszłości? – zapytał policjant.

Sędzia w milczeniu pokiwał głową.

– Sam mi powiedziałeś, że Maud, siostra Érica Lombarda, popełniła samobójstwo, gdy miała dwadzieścia jeden lat.

– Zgadza się – odezwał się w końcu Saint-Cyr. – Uważasz więc, że ta śmierć ma związek z samobójstwami dzieciaków, które przeszły przez ośrodek kolonijny? Ona tam nigdy nie była.

– Podobnie jak jeszcze dwoje z tych samobójców. W jakim stanie zostali znalezieni Grimm i Perrault? – zapytał, czując, że jego serce bez powodu zaczyna kołatać.

– Powieszeni.

– Zgadza się. Gdy zapytałem cię, w jaki sposób zabiła się siostra Érica Lombarda, powiedziałeś mi, że podcięła sobie żyły. Taka jest wersja oficjalna. Ale dziś wieczorem odkryłem, że tak naprawdę ona też się powiesiła. Dlaczego Lombard skłamał w tej sprawie? Czy nie po to, by uniknąć bezpośrednich skojarzeń między samobójstwem Maud a morderstwami?

– Czy ta psycholożka jeszcze komuś o tym mówiła?

– Nie, nie sądzę. Poradziłem jej, żeby jechała do Saint-Martin i skontaktowała się z Cathy d’Humières.

– Sądzisz więc...?

– Sądzę, że Éric Lombard jest sprawcą morderstw Grimma i Perraulta – wyartykułował Servaz. Miał wrażenie, że język przykleja mu się do podniebienia, a mięśnie żuchwy sztywnieją. – Sądzę, że się mści za to, co zrobili jego siostrze, siostrze, którą uwielbiał, i że słusznie obarcza ich winą za jej samobójstwo i za samobójstwa pozostałej siódemki młodych ludzi, którzy padli ofiarą kwartetu Grimm-Perrault-Chaperon-Mourrenx. Sądzę, że uknuł makiaweliczny plan, by samemu wymierzyć sprawiedliwość, odsuwając jednocześnie podejrzenia od własnej osoby. Skorzystał z pomocy wspólniczki w Instytucie Wargniera i być może jeszcze kogoś w ośrodku jeździeckim.

Popatrzył na swoją lewą rękę. Podskakiwała na podłokietniku. Na próżno próbował ją unieruchomić. Podniósł wzrok i zauważył spoczywające na niej spojrzenie Saint-Cyra.

– Lombard to niesłychanie inteligentny człowiek. Zrozumiał, że prędzej czy później ci, którzy będą prowadzili śledztwo w sprawie morderstw, mogą je skojarzyć z falą samobójstw wśród nastolatków sprzed piętnastu lat, w tym z samobójstwem jego siostry. Najwyraźniej uznał, że najlepszym sposobem na odsunięcie podejrzeń od niego jest znalezienie się wśród ofiar. Konieczne więc było, by sam stał się celem pierwszej zbrodni. Ale jak to zrobić? Zabicie niewinnego człowieka nie wchodziło dla niego w grę. W którymś momencie musiał doznać oświecenia: zabić istotę, na której zależy mu bardziej niż na czymkolwiek innym. Ukochanego konia. Oto zbrodnia, o którą nikt nie będzie mógł go podejrzewać. Możliwe, że okupił tę decyzję ogromnym bólem. Ale czyż mogło istnieć lepsze alibi niż ta masakra, która wydarzyła się w czasie, gdy niby był w Stanach? To dlatego psy w stadninie nie szczekały. To dlatego koń nie rżał. Być może oprócz szefowej pielęgniarek w Instytucie ma także wspólnika w ośrodku jeździeckim. Bo trzeba było przynajmniej dwóch osób, by przetransportować konia na górę. I alarm w ośrodku nie zadziałał. Ale, podobnie jak w przypadku Grimma i Perraulta, także po to, by być pewnym, że Freedom nie będzie cierpiał, nie mógł pozwolić, by ktokolwiek inny zajął się zabiciem zwierzęcia. On nie jest z tych: Éric Lombard to siłacz, miłośnik przygód, wojownik, przyzwyczajony do ekstremalnego ryzyka i brania na siebie odpowiedzialności. I nie boi się, że sobie pobrudzi ręce. – Czy to efekt wyczerpania? Brak snu? Servazowi wydawało się, że jego wzrok zaczyna się rozmywać, tak jakby nagle założył źle dobrane okulary. – Sądzę też, że Lombard albo któryś z jego ludzi zaszantażował dwóch strażników z elektrowni. Bez wątpienia zagroził im, że wylądują w więzieniu, albo kupił ich milczenie. Zresztą Lombard musiał bardzo szybko zrozumieć, że hipoteza z Hirtmannem długo się nie utrzyma. Ale nie musiało mu to przeszkadzać: to była tylko pierwsza zasłona dymna. Ostatecznie nie przeszkodził mu również fakt, że dotarliśmy do fali samobójstw sprzed piętnastu lat. Przeciwnie, to tylko zwiększało liczbę tropów. Winnym mógł być którykolwiek z rodziców albo nawet jeden z dorosłych już dziś nastolatków zgwałconych przez członków kwartetu. Zastanawiam się, czy wiedział o Ziegler, o tym, że ona też była w ośrodku. I że może być idealną podejrzaną. Czy to tylko zwykły zbieg okoliczności.