Niewielka postać niemal ją musnęła, kiedy Xavier położył dłoń o zbyt wypielęgnowanych paznokciach na ramieniu Diane.
– Ci ludzie są naprawdę przerażający – powiedział słodkim głosem, patrząc jej prosto w oczy. – Niech pani zapomni, kim są i co zrobili. Niech się pani skoncentruje na swojej pracy.
Przypomniała sobie to, co usłyszała w rozmowie telefonicznej od Spitznera. Niemal to samo, co do słowa.
– Miałam już do czynienia z socjopatami – zaoponowała, ale tym razem jej głos nie brzmiał już tak pewnie jak przed chwilą.
Za szkłami okularów w czerwonej oprawie zapłonęło na moment dziwne spojrzenie.
– Ale nie z takimi, proszę pani. Nie z takimi.
Białe ściany, biała podłoga, białe światło... Jak większość ludzi Zachodu Diane kojarzyła biel z niewinnością, czystością, nieskalaniem. A tymczasem wśród tej bieli mieszkali potworni mordercy.
– Na początku biel była kolorem śmierci i żałoby – rzucił Xavier, jakby czytał jej w myślach. – Na Wschodzie nadal tak jest. Tak jak czerń, biel jest barwą achromatyczną. To także kolor związany z rytami przejścia. To pasuje do pani obecnej sytuacji, prawda? Ale to nie ja wybrałem ten wystrój. Jestem tu dopiero kilka miesięcy.
Przed nimi i za nimi otwierały się i zamykały rozsuwane kraty, a w grubych ścianach szczękały elektroniczne zamki. Xavier szedł przed Diane.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała, nie przestając liczyć kamer, drzwi i wyjść.
– Opuszczamy pomieszczenia administracji i wchodzimy do części ściśle psychiatrycznej. To pierwszy pierścień ochronny.
Diane patrzyła, jak wsuwa kartę magnetyczną do skrzynki zamocowanej na ścianie. Czytnik przeskanował kartę i wypluł ją. Krata się rozsunęła. Po drugiej stronie znajdowała się przeszklona budka. Wewnątrz przed ekranami monitoringu siedzieli dwaj strażnicy w pomarańczowych kombinezonach.
– Obecnie mamy osiemdziesięciu ośmiu pacjentów uznawanych za niebezpiecznych, z ryzykiem przejścia do fazy agresji. Nasza klientela pochodzi z instytucji karnych i innych zakładów psychiatrycznych Francji, ale także Niemiec, Szwajcarii, Hiszpanii... Są to jednostki z problemami psychicznymi powiązanymi z przemocą i przestępczością: pacjenci zbyt agresywni, by mogli pozostać w szpitalach, do których trafili, oraz zatrzymani, których psychozy są zbyt poważne, by mogły być leczone w więzieniu, a także mordercy uznani przez sąd za niepoczytalnych. Taka klientela wymaga wysoko wykwalifikowanego personelu oraz urządzeń, które zapewnią bezpieczeństwo chorym, pracownikom i odwiedzającym. Jesteśmy teraz w pawilonie C. Mamy trzy poziomy zabezpieczeń: niski, średni i wysoki. W tej chwili jesteśmy w strefie niskich zabezpieczeń.
Diane wzdrygała się nerwowo za każdym razem, gdy Xavier mówił o klientach Instytutu.
– Instytut Wargniera wykazuje się wyjątkową skutecznością w opiece nad agresywnymi, niebezpiecznymi, skłonnymi do przemocy pacjentami. Nasze procedury oparte są na najwyższych i najnowszych standardach. Na początku wykonujemy ekspertyzę psychiatryczną i kryminologiczną, ze szczególnym uwzględnieniem analizy fantazji i badania pletyzmograficznego.
Diane podskoczyła. Badanie pletyzmograficzne polega na pomiarze reakcji pacjenta, którego poddaje się wpływowi bodźców akustycznych i wizualnych, według różnych scenariuszy i z wykorzystaniem różnych obrazów – na przykład nagiej kobiety czy dziecka.
– Stosuje pan terapię awersyjną wobec osób wykazujących dewiacje podczas badania pletyzmograficznego?
– Owszem.
– To bardzo kontrowersyjna metoda.
– Tutaj to działa – rzekł stanowczo lekarz.
Zauważyła, że Xavier się usztywnił. Za każdym razem, gdy ktoś mówił o terapii awersyjnej, Diane przypominał się film Mechaniczna pomarańcza. Metoda awersyjna polega na powiązaniu z niezdrową fantazją, odtwarzaną na wideo lub DVD, taką jak obraz gwałtu, rozebranych dzieci i tak dalej – przykrych lub bolesnych odczuć, na przykład porażenia prądem czy odoru amoniaku, zamiast miłych uczuć, które wcześniej wywoływały u pacjenta te obrazy. Systematyczne powtarzanie tego doświadczenia ma na trwałe zmodyfikować zachowanie jednostki. Tę metodę, przypominającą do pewnego stopnia warunkowanie Pawłowa, testowano na sprawcach nadużyć seksualnych w niektórych krajach, na przykład w Kanadzie.
Xavier bawił się przyciskiem długopisu wystającego z kieszonki kitla.
– Wiem, że wielu lekarzy w tym kraju sceptycznie się odnosi do podejścia behawioralnego. Inspiracją dla tej terapii jest myśl anglosaska i doświadczenia Instytutu Pinela w Montrealu, z którego przyjechałem. Ta metoda daje zadziwiające rezultaty. Ale oczywiście pani francuscy koledzy po fachu mają problem z uznaniem metody tak bardzo empirycznej, która w dodatku przyszła zza oceanu. Krytykują ją za to, że nie bierze pod uwagę pojęć tak podstawowych, jak nieświadomość, superego, mechanizm wyparcia... – Wpatrywał się w Diane z irytującą pobłażliwością. – W tym kraju sporo osób nadal woli stosować podejście oparte na zdobyczach psychoanalizy, pracę nad przemodelowaniem głębokich struktur psychicznych. Nie biorą pod uwagę faktu, że całkowity brak poczucia winy i uczuć wyższych u perwersyjnych psychopatów z góry skazuje ich usiłowania na porażkę. W wypadku tego rodzaju chorych działa tylko jedna rzecz: „tresura”. – Jego głos przetoczył się nad tym słowem jak strużka lodowatej wody. – Wzbudzenie odpowiedzialności jednostki dzięki całej gamie nagród i kar oraz wywołanie uwarunkowanych zachowań. Na wniosek organów sądowych lub szpitali wykonujemy też ekspertyzy możliwości popełnienia przestępstwa – mówił dalej, zatrzymując się przed kolejnymi drzwiami ze szkła antywłamaniowego.
– Ale przecież większość badań wykazuje, że takie ekspertyzy mają niewielką wartość – zauważyła Diane. – Według niektórych psychiatryczne ekspertyzy możliwości popełnienia przestępstwa w pięćdziesięciu procentach przypadków były błędne.
– Tak się mówi – przyznał Xavier. – Ale błąd polega raczej na tym, że przecenia się niebezpieczeństwo, a nie odwrotnie. W wątpliwych przypadkach w naszych sprawozdaniach konsekwentnie opowiadamy się za przedłużeniem zatrzymania lub hospitalizacji. Poza tym – dodał z zarozumiałym uśmieszkiem – te ekspertyzy to odpowiedź na głęboką potrzebę naszych społeczeństw, panno Berg. Sądy proszą nas, byśmy zamiast nich rozwiązywali moralny dylemat, którego tak naprawdę nikt nie jest w stanie rozwiązać: jak można być pewnym, czy środki podjęte w stosunku do niebezpiecznej jednostki spełniają wymóg ochrony społeczeństwa, nie łamiąc jednocześnie jej podstawowych praw? Nikt nie ma odpowiedzi na to pytanie. Sądy udają więc, że uważają ekspertyzy psychiatryczne za wiarygodne. Oczywiście nikt nikogo nie oszukuje. Pozwala to jednak, aby tryby machiny sądowniczej zawsze zagrożonej obstrukcją, kręciły się, dając ludziom iluzję, że sędziowie to mędrcy, podejmujący decyzje ze znajomością rzeczy. Nawiasem mówiąc, jest to jedno z największych kłamstw, na jakich zostały zbudowane demokratyczne społeczeństwa.
Kolejna czarna skrzynka wmurowana w ścianę była bardziej wymyślna od poprzedniej. Miała mały ekran i szesnaście klawiszy do wybrania kodu, a także duży czerwony czujnik, do którego Xavier przyłożył prawy kciuk.
– Oczywiście w przypadku naszych pacjentów nie mamy takich dylematów. Oni dostarczyli aż nadto dowodów, że są niebezpieczni. Proszę, oto drugi pierścień ochronny.
Po prawej stronie znajdowało się nieduże przeszklone pomieszczenie. Za szybą Diane znowu zobaczyła dwie postaci. Była rozczarowana, że Xavier przeszedł obok bez zatrzymania. Wolałaby, żeby przedstawił ją reszcie personelu. Zarazem jednak była przekonana, że nie zrobi nic w tym kierunku. Mężczyźni zza szyby śledzili ich wzrokiem. Diane nagle zaczęła się zastanawiać, jak ją tu przyjmą. Czy Xavier coś o niej mówił? Czy z rozmysłem postanowił nie ułatwiać jej życia?