Выбрать главу

– Wielkie nieba! Co się panu stało?

W pobliżu drzwi wisiało zdjęcie za szkłem i Servaz zobaczył swoje odbicie. Czarne cienie pod przekrwionymi oczami, błędny wzrok.

– Wytłumacz im – powiedział do Ziegler i opadł na krzesło. Podłoga ciągle trochę tańczyła mu pod stopami.

Irène Ziegler opowiedziała, co się stało. D’Humières, Confiant i dwie woskowe figury wysłuchali jej w milczeniu. To prokurator po telefonie Espérandieu zadecydowała o zwolnieniu Ziegler. A intuicja Irène, że Servaz pojechał do swojego mentora, uratowała policjantowi życie. To oraz fakt, że młyn leży w odległości pięciu minut jazdy samochodem od posterunku żandarmerii.

– Saint-Cyr! – rzuciła d’Humières, potrząsając głową. – Nie mogę w to uwierzyć!

Servaz wrzucił musującą aspirynę do szklanki z wodą. Nagle mgła oblepiająca jego umysł się rozstąpiła i od początku do końca zobaczył to, co wydarzyło się w młynie. Patrzył na nich szeroko otwartymi oczami.

– Cholera! – wychrypiał. – Kiedy byłem zamroczony, Saint-Cyr telefonował do tej... Lisy z Instytutu... Żeby jej powiedzieć, że ta psycholożka nikomu oprócz mnie o tym nie mówiła i że kontroluje sytuację. Tuż przed tym, jak próbował mnie...

D’Humières zbladła.

– To znaczy, że dziewczyna jest w niebezpieczeństwie! Maillard, ekipa nadal pilnuje Instytutu? Niech pan powie swoim ludziom, żeby natychmiast interweniowali!

Cathy d’Humières wyjęła telefon i wybrała numer. Po kilku sekundach zrezygnowała.

– Doktor Xavier nie odbiera.

– Trzeba przesłuchać Lombarda – powiedział Servaz z trudem. – I przydzielić mu obserwację. Tylko pytanie, jak się do tego zabrać. Może być wszędzie: w Paryżu, w Nowym Jorku, na którejś ze swoich wysepek albo tutaj. Ale wątpię, żeby nam o tym ot tak powiedzieli.

– Jest tutaj – odezwał się Confiant.

Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę.

– Zanim tu przyjechałem, na jego prośbę byłem w zamku, żeby poinformować go o postępach śledztwa. Tuż przed tym, jak zadzwonił pana asystent – powiedział do Servaza. – Nie zdążyłem, eee... o tym powiedzieć. Za dużo się potem działo...

Servaz zastanawiał się, ile razy od początku śledztwa młody sędzia odwiedził zamek.

– Później o tym porozmawiamy – rzuciła d’Humières surowym tonem. – Wszystkie drogi wyjazdowe z doliny są zablokowane? Świetnie. Skontaktujemy się z dyrekcją policji. Chcę, żeby przeszukano mieszkanie Lombarda w Paryżu w tym samym czasie, gdy będziemy przeszukiwać zamek. Ludzie muszą być doskonale skoordynowani. I dyskretni. Wtajemniczymy w sprawę jedynie absolutnie niezbędne osoby. Popełnił błąd, uderzając w jednego z moich ludzi – dodała, patrząc na Servaza. – Lombard czy nie, przekroczył granicę. A ten, kto ją przekracza, ma do czynienia ze mną. – Wstała. – Muszę zadzwonić do kancelarii. Mamy bardzo mało czasu na wysłanie ludzi na miejsce i ustalenie szczegółów. Potem przejdziemy do akcji. Nie mamy ani minuty do stracenia.

Przy stole natychmiast rozgorzała dyskusja. Nie wszyscy podzielali zdanie d’Humières. Podoficerowie żandarmerii się wahali. Lombard to gruba ryba. W grę wchodziły kariery, sprawa hierarchii i inne poboczne aspekty.

– W jaki sposób Vincent się dowiedział, że Lombard nie był w Stanach? – zapytał Servaz.

Ziegler mu opowiedziała. Mieli szczęście. Po anonimowym donosie brygada finansowa z Paryża przeprowadziła kontrolę księgowości w niektórych spółkach podlegających grupie. Zapowiadał się wielki skandal. Przed kilkoma dniami podczas sprawdzania ksiąg rachunkowych Lombard Média wykryto jeszcze jedną nieprawidłowość: przelew 135 tysięcy dolarów z konta Lombard Média na rachunek spółki zajmującej się produkcją reportaży telewizyjnych oraz stosowne faktury. Po rutynowej kontroli w tej firmie okazało się, że tamten reportaż nigdy nie został nakręcony i że faktury są fikcyjne. Oczywiście firma ta regularnie pracuje dla Lombard Média, ale tym razem nie zamówiono żadnego reportażu, którego cena odpowiadałaby tej sumie. Policjanci z brygady finansowej próbowali więc dojść, na jaki cel mogły zostać przeznaczone te pieniądze, a przede wszystkim dlaczego spółce zależało na ukryciu tego wydatku. Łapówka? Defraudacja środków? Otrzymali kolejny nakaz sądowy, tym razem dotyczący kontroli banku, który obsługiwał przelew, i poprosili o dane rzeczywistego beneficjenta. Niestety autorzy tej malwersacji podjęli wszelkie możliwe środki ostrożności: suma została przelana na kilka godzin na konto w Londynie, następnie na konto na Wyspach Bahama i wreszcie na kolejne, na Karaibach. Tu ślad się urwał. W jakim celu dokonano przelewu? 135 tysięcy dolarów to okrągła sumka, a jednocześnie drobiazg dla imperium Lombarda. Wezwali więc prezesa wykonawczego Lombard Média i zagrozili mu, że zostanie oskarżony o fałszowanie dokumentów. Facet się przestraszył i w końcu uchylił rąbka tajemnicy: operację przeprowadzono w trybie pilnym na prośbę samego Érica Lombarda. Przysiągł, że nie wie, na co przeznaczono tę sumę. Ponieważ Vincent poprosił brygadę finansową o zgłaszanie mu wszelkich nieprawidłowości, do których doszło w ostatnim czasie, jego informatorka powiadomiła go o tym zdarzeniu, choć pozornie wydawało się ono nie mieć nic wspólnego ze śmiercią konia.

– Faktycznie, jaki tu związek? – zapytała jedna z szych z żandarmerii.

– No cóż – powiedziała Ziegler – porucznik Espérandieu wpadł na pewien pomysł. Zatelefonował do linii lotniczych czarterujących samoloty dla bogatych biznesmenów. Okazało się, że taka kwota w zupełności wystarczyła na pokrycie kosztów transatlantyckiego lotu w tę i z powrotem na pokładzie prywatnego odrzutowca.

– Éric Lombard ma własne samoloty i własnych pilotów – zaoponował podoficer. – Po co miałby korzystać z innych linii?

– Po to, żeby po tym locie nigdzie nie było śladu, żeby nie pojawił się w żadnym miejscu w rachunkach grupy – wyjaśniła Ziegler. – Pozostawało jedynie ukryć sam wydatek.

– Stąd sfingowany reportaż – zrozumiała d’Humières.

– Właśnie.

– To ciekawe – powiedział podoficer. – Ale to tylko domniemania.

– Nie do końca. Porucznik Espérandieu doszedł do wniosku, że jeśli Éric Lombard wrócił po kryjomu ze Stanów tej nocy, kiedy zabito konia, musiał wylądować niedaleko stąd. Obdzwonił więc różne lotniska w tej strefie, zaczynając od najbliższego i stopniowo przechodząc ku dalszym: Tarbes, Pau, Biarritz... Przy trzecim bingo. Prywatny odrzutowiec amerykańskich linii lotniczych rzeczywiście wylądował na lotnisku Biarritz-Bayonne we wtorek 9 grudnia wieczorem. Jak wynika z posiadanych przez nas informacji, Éric Lombard przedostał się na terytorium Francji pod cudzym nazwiskiem, na fałszywych papierach. Nikt go nie widział. Samolot został na lotnisku jakieś dwanaście godzin i odleciał wczesnym rankiem. To wystarczająco dużo czasu, by pokonać samochodem trasę Bayonne–Saint-Martin, dostać się do stadniny, zabić konia, powiesić go na górnej stacji kolejki i wrócić.

Teraz wszyscy intensywnie wpatrywali się w Irène Ziegler.

– To jeszcze nie wszystko – ciągnęła. – Lotnisko w Biarritz zachowało nazwę tych amerykańskich linii w rejestrze nocnych lotów i w formularzu planu lotów. Vincent Espérandieu zadzwonił więc do jednego ze swoich informatorów w Interpolu, a ten skontaktował się z informatorem w FBI. Funkcjonariusze FBI byli u pilota dziś rano. A on formalnie rozpoznał Érica Lombarda. Jest gotów zeznawać jako świadek. – Popatrzyła na Servaza. – Lombard może już wiedzieć o naszych zamiarach. Prawdopodobnie ma własne kontakty w FBI albo w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.

Servaz podniósł rękę.

– Mam dwójkę ludzi, którzy trzymają straż przed zamkiem od wczesnego wieczoru – oświadczył. – Odkąd zacząłem podejrzewać, co się dzieje. Jeśli pan sędzia ma rację, Lombard nadal jest w środku. A przy okazji, gdzie jest Vincent?