– Mam przed sobą całą noc – powiedział.
Uśmiechnęła się i zaczęła mówić:
– Przyjechałam do Instytutu tego ranka, kiedy na górze znaleziono martwego konia. Pamiętam to bardzo dobrze. Padał śnieg i...
* Przekład cytatów biblijnych za: Biblia Tysiąclecia, Pallottinum, Poznań 2000.
EPILOG
Crimen extinguitur mortalite.
[Wraz ze śmiercią wygasa przestępstwo.]
Spostrzegł to Cezar i dał znak owej czwartej linii, którą utworzył z sześciu kohort. W lot się ruszyli i z taką siłą i zawziętością uderzyli na jeźdźców Pompejusza, że nikt nie dotrzymał pola*.
– Są – powiedział Espérandieu.
Servaz podniósł oczy znad pamiętników Cezara O wojnie domowej. Opuścił szybę. W pierwszej chwili zobaczył tylko zwarty tłum tłoczący się pod bożonarodzeniowymi neonami. Następnie, jakby na zbliżeniu grupowej fotografii, z ciżby wyłoniły się dwie postaci. Na ten widok poczuł ucisk w klatce piersiowej. Margot. Nie była sama. U jej boku szedł mężczyzna. Wysoki, ubrany na czarno, elegancki, około czterdziestki...
– To właśnie on – powiedział Espérandieu, zdejmując słuchawki, w których Portishead śpiewali The Rip.
– Jesteś pewien?
– Tak.
Servaz otworzył drzwi.
– Czekaj tu na mnie.
– Tylko nie rób głupstw, dobra? – rzucił jego asystent.
Servaz nie odpowiedział. Zanurzył się w tłumie. Sto pięćdziesiąt metrów przed nim Margot i mężczyzna skręcili w prawo. Servaz przyśpieszył kroku, by dojść do rogu ulicy, na wypadek gdyby mieli niecny zamiar skręcić w kolejną przecznicę, ale zobaczył, że po przejściu przez skrzyżowanie ruszyli prosto na Kapitol, przed którym odbywał się świąteczny kiermasz. Zwolnił, a potem rzucił się w stronę dużego placu, gdzie stała setka drewnianych budek. Margot i jej kochanek oglądali wystawy na stoiskach. Zauważył, że jego córka wygląda na absolutnie szczęśliwą. Raz po raz obejmowała mężczyznę ramieniem i coś mu pokazywała. Facet śmiał się i w zamian pokazywał jej co innego. Ich gesty wyraźnie świadczyły o fizycznej bliskości, choć się z nią nie afiszowali. Servaz poczuł ukłucie zazdrości. Kiedy ostatni raz widział, żeby jego córka była taka szczęśliwa? Bliski był przyznania racji Vincentowi: być może facet jest niegroźny.
Następnie przecięli plac, zmierzając w kierunku kafejek znajdujących się pod arkadami, i zobaczył, że mimo zimowej temperatury siadają w ogródku. Mężczyzna zamówił coś tylko dla siebie i Servaz wywnioskował, że Margot nie zamierza zostać. Ukrył się za jedną z budek i czekał. Po pięciu minutach jego podejrzenia się potwierdziły: jego córka wstała, złożyła długi pocałunek na ustach mężczyzny i odeszła. Servaz odczekał jeszcze kilka minut. Przyjrzał się kochankowi Margot. Przystojny mężczyzna, pewny siebie, wysokie czoło i drogie ubrania świadczące o jego statusie społecznym. Dobrze zakonserwowany, ale Servaz ocenił, że jest o kilka lat starszy od niego. Obrączka na palcu serdecznym lewej dłoni. Jego wściekłość wróciła. Jego siedemnastoletnia córka spotyka się z żonatym mężczyzną starszym niż jej ojciec...
Wziął oddech, zdecydowanym krokiem pokonał ostatnie metry i usiadł na wolnym miejscu.
– Dzień dobry – przywitał się.
– Zajęte – powiedział mężczyzna.
– Nie sądzę, dziewczyna odeszła.
Mężczyzna popatrzył na niego zaskoczony. Zmierzył go wzrokiem. Servaz odwzajemnił jego spojrzenie, nie zdradzając najmniejszych emocji. Twarz mężczyzny rozjaśnił rozbawiony uśmiech.
– Widzi pan, są wolne stoliki. Wolałbym raczej zostać sam, jeśli to panu nie przeszkadza.
Ładne zdanie wypowiedziane ironicznym tonem, który dowodził pewności siebie. To nie jest facet, którego można łatwo wytrącić z równowagi.
– Jest nieletnia, prawda?
Mężczyzna przestał się uśmiechać. Jego spojrzenie stało się twarde.
– A co panu do tego?
– Nie odpowiada pan na moje pytanie.
– Nie wiem, kim pan jest, ale niech się pan stąd wynosi!
– Jestem ojcem.
– Słucham?
– Jestem ojcem Margot.
– Pan jest tym gliną? – zapytał kochanek jego córki z niedowierzaniem.
Servaz poczuł się tak, jakby kopnął go muł.
– Tak mnie nazywa?
– Nie, to ja pana tak nazywam. Margot mówi „tata”. Bardzo pana kocha.
Servaz nie dał się rozczulić.
– A co na to pana żona?
Mężczyzna znowu stał się chłodny.
– Nie pana sprawa – odparował.
Z satysfakcją zauważył, że zdołał wytrącić go z równowagi.
– Proszę pana, czy jest pan ojcem czy nie, to nie pana sprawa. Ale tak: powiedziałem wszystko Margot. Jest jej to obojętne. A teraz proszę pana, żeby pan już poszedł.
– A jeżeli nie mam ochoty? Co pan zrobi? Wezwie pan policję?
– Nie powinien pan zaczynać ze mną w te klocki – mężczyzna mówił cicho, ale w jego głosie było słychać groźbę.
– Ach tak? A gdybym poszedł do pana żony i o wszystkim jej opowiedział?
– Dlaczego pan to robi? – zapytał kochanek jego córki. Ku zaskoczeniu Servaza wyglądał nie tyle na przestraszonego, ile raczej na zakłopotanego.
Komendant się zawahał.
– Nie podoba mi się pomysł, żeby moja siedemnastoletnia córka służyła jako zabawka dorosłemu facetowi w pana wieku, który ma ją gdzieś.
– A co pan o tym wie?
– Rozwiedzie się pan dla siedemnastoletniej dziewczyny?
– Niech pan nie będzie śmieszny.
– Śmieszny? A pan nie uważa za śmieszne, że gość w pana wieku podrywa małolatę? Co pan o tym sądzi? Czy to nie jest żałosne?
– Mam dość tego przesłuchania – powiedział mężczyzna. – Wystarczy. Niech pan przestanie się zachowywać jak glina.
– Co pan powiedział?
– Dobrze pan usłyszał.
– Jest nieletnia. Mógłbym pana zatrzymać.
– Bzdura! Dojrzałość seksualna w tym kraju jest ustalona na piętnaście lat. I to pan może mieć duże nieprzyjemności, jeśli będzie się upierał przy tym zachowaniu.
– Doprawdy? – powiedział Servaz z sarkazmem.
– Jestem adwokatem. Pracuję w adwokaturze w Tuluzie. Margot bała się, żeby pan nie odkrył naszego... związku. Ma dla pana wiele szacunku, ale oczywiście pod pewnymi względami uważa, że jest pan trochę... staroświecki...
Servaz milczał. Patrzył prosto przed siebie.
– Pod tą buntowniczą powierzchownością kryje się wspaniała dziewczyna, błyskotliwa i niezależna. I o wiele bardziej dojrzała, niż pan zapewne uważa. To znaczy, ma pan rację: nie zamierzam opuścić rodziny z jej powodu. Ale co do niej, to jej też zdarza się spotykać z chłopakami w jej wieku.
Servaz miał ochotę kazać mu się zamknąć.
– Jak długo to trwa? – zapytał głosem, który jemu samemu wydał się dziwny.
– Dziesięć miesięcy. Spotkaliśmy się w kolejce do kina. I jeśli chce pan wiedzieć, to ona zrobiła pierwszy krok.
A więc kiedy to się stało, miała szesnaście lat... Krew szumiała Servazowi w uszach. Miał wrażenie, jakby głos mężczyzny zagłuszało brzęczenie roju pszczół.
– Rozumiem pana niepokój – powiedział adwokat – ale on jest bezpodstawny. Margot to zdrowa dziewczyna, zrównoważona, zadowolona z życia i zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji.