Выбрать главу

KOŃ

GRIMM

obdarty ze skóry

nagi

ścięty

uduszony

odcięty palec, buty, peleryna

zabity w nocy?

zabity w nocy?

DNA Hirtmanna

DNA Hirtmanna?

– Czy to wystarczy, by stwierdzić, że oba przestępstwa zostały popełnione przez te same osoby? – zapytał.

– Są podobieństwa i są różnice – odpowiedziała Ziegler.

– A jednak do obu zbrodni doszło w tym samym mieście w przedziale czasowym czterech dni – zauważył Espérandieu.

– W porządku. Hipoteza istnienia drugiego mordercy jest wysoce nieprawdopodobna. To z całą pewnością ta sama osoba.

– Albo te same osoby – uściślił komendant. – Niech pani nie zapomina, o czym rozmawialiśmy w helikopterze.

– Nie zapominam. W każdym razie jest jeden element, który pozwoliłby nam ostatecznie stwierdzić związek między tymi morderstwami.

– DNA Hirtmanna.

– DNA Hirtmanna – potwierdziła.

Servaz uniósł krawędź rolety. Rzucił okiem na zewnątrz i opuścił ją z suchym trzaskiem.

– Naprawdę sądzi pani, że mógł uciec z Instytutu i zmylić czujność waszych ludzi? – zapytał, odwróciwszy się w jej stronę.

– Nie, to niemożliwe. Osobiście sprawdziłam ich rozmieszczenie. Nie mógł przeniknąć przez takie sito.

– W takim razie to nie Hirtmann.

– W każdym razie nie tym razem.

– Jeśli tym razem to nie Hirtmann, to chyba można wziąć pod uwagę taką ewentualność, że także poprzednim razem to nie był on – zasugerował Espérandieu.

Wszystkie głowy obróciły się w jego stronę.

– Hirtmann nigdy nie wjeżdżał kolejką na górę. Ktoś inny to zrobił. Ktoś, kto ma z nim kontakt w Instytucie i kto, celowo lub nie, przeniósł jeden z jego włosów.

Ziegler rzuciła Servazowi pytające spojrzenie. Zorientowała się, że nie powiedział asystentowi wszystkiego.

– Tylko że w wagoniku znaleziono nie włos, ale ślinę – uściśliła.

Espérandieu popatrzył na nią. Następnie przeniósł wzrok na komendanta, który przepraszająco spuścił głowę.

– Nie widzę w tym wszystkim za grosz logiki – powiedział Servaz. – Po co zabijać najpierw konia, a potem człowieka? Po co wieszać zwierzę na słupie kolejki? A człowieka pod mostem? Do czego to podobne?

– Na swój sposób oba ciała zostały powieszone – stwierdziła Ziegler.

Servaz wpatrywał się w nią przez chwilę.

– Bardzo słusznie.

Podszedł do tablicy, starł część notatek i poprawił kolumny:

KOŃ

GRIMM

powieszony na słupie kolejki

powieszony na metalowym moście

ustronne miejsce

ustronne miejsce

obdarty ze skóry

nagi

ścięty

uduszony, odcięty palec, buty, peleryna

zabity w nocy?

zabity w nocy?

DNA Hirtmanna

DNA Hirtmanna?

– W porządku. Po co zabijać zwierzę?

– Żeby dotknąć Érica Lombarda – powtórzyła Ziegler kolej ny raz. – Elektrownia i koń wskazują na niego. To jest wymierzone w Lombarda.

– Niech będzie. Przyjmijmy, że Lombard jest celem. Tylko co w tym wszystkim robi aptekarz? Z drugiej strony, koń został ścięty i częściowo obdarty ze skóry, a aptekarz był nagi i częściowo w pelerynie. Co łączy te morderstwa?

– Obedrzeć zwierzę ze skóry to trochę tak, jakby rozebrać je do naga – zaryzykował Espérandieu.

– Koń miał dwa płaty skóry zwisające po bokach – powiedziała Ziegler. – Początkowo sądziliśmy, że mają naśladować skrzydła. Ale równie dobrze mogłoby chodzić o pelerynę...

– Możliwe – powiedział Servaz bez przekonania. – Ale po co obcięto mu głowę? A ta peleryna i buty? Co miałyby znaczyć? – Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. Policjant kontynuował: – I ciągle potykamy się o to samo pytanie: Co w tym wszystkim robi Hirtmann?

– Rzuca wam wyzwanie! – zawołał ktoś od drzwi.

Odwrócili się. Na progu stał jakiś mężczyzna. W pierwszej chwili Servaz pomyślał, że to dziennikarz, i zamierzał go wyrzucić. Mężczyzna miał około czterdziestki, długie, jasnokasztanowe włosy, kręconą brodę i małe, okrągłe okularki; zdjął je, żeby wytrzeć szkła, które zaszły parą, gdy wszedł z zimnej ulicy do ciepłego pomieszczenia; włożywszy okulary z powrotem na nos, spojrzał na nich jasnymi oczami. Był ubrany w ciepły sweter i spodnie z grubego sztruksu. Wyglądał jak nauczyciel przedmiotów humanistycznych, związkowiec albo miłośnik muzyki lat sześćdziesiątych.

– Kim pan jest? – zapytał sucho Servaz.

– To pan nadzoruje śledztwo?

Przybysz podszedł do niego z wyciągniętą ręką.

– Simon Propp, jestem psychologiem śledczym. Miałem przyjechać jutro, ale dzwonili do mnie z żandarmerii i powiedzieli, co się stało. A więc jestem.

Okrążył stół, witając się z każdym z osobna. Potem stanął i rozejrzał się za wolnym krzesłem. Zajął miejsce na lewo od Servaza. Komendant wiedział, że ten wybór był nieprzypadkowy, i poczuł niejasną irytację – jakby chciano nim manipulować.

Simon Propp spojrzał na tablicę.

– Ciekawe – orzekł.

– Doprawdy? – Choć Servaz nie miał takiej intencji, jego głos zabrzmiał sarkastycznie. – Coś się panu nasuwa?

– Wolałbym, żebyście kontynuowali, tak jakby mnie tu nie było – odpowiedział psycholog. – Przepraszam, że przerwałem. Oczywiście nie jestem tu po to, by oceniać wasz sposób pracy. – Potrząsnął przecząco ręką. – Zresztą nie byłbym w stanie. Powód mojej obecności tutaj jest inny. Mam wam pomóc sporządzić profil osobowy Hirtmanna albo opracować opis kliniczny sprawcy na podstawie wskazówek pozostawionych na miejscu zbrodni, jeśli będzie to potrzebne.

– Wchodząc, powiedział pan, że Hirtmann rzuca nam wyzwanie – naciskał Servaz.

Zobaczył, jak Propp mruży małe oczka za szkłami okularów. Spod błyszczącej brody wyłaniały się okrągłe, zaróżowione od zimna policzki, które nadawały przybyszowi wygląd sprytnego chochlika. Servaz doznał nieprzyjemnego uczucia, jakby był psychologicznie rozbierany na czynniki pierwsze. Nie wytrzymał świdrującego spojrzenia.

– Dobrze – powiedział psycholog. – Wczoraj w moim wakacyjnym domku przygotowywałem się do pracy. Zacząłem studiować akta Hirtmanna, kiedy się dowiedziałem, że w wagoniku kolejki znaleziono jego DNA. Jak wiadomo, Hirtmann to manipulator, socjopata i inteligentny facet. Ale nie tylko to: jest także zupełnie wyjątkowy na tle innych zorganizowanych morderców. Rzadko się zdarza, by zaburzenia osobowości, na które cierpią, nie upośledzały w mniejszym lub większym stopniu ich zdolności intelektualnych i funkcjonowania społecznego. I żeby ta potworna strona ich osobowości pozostała całkowicie niezauważona przez otoczenie. Dlatego często potrzebują wspólnika, który pomaga im w stworzeniu minimum fasady: najczęściej tę rolę pełni równie potworna małżonka. Hirtmannowi, kiedy był jeszcze na wolności, doskonale udawało się oddzielić życie codzienne od tej części jego natury, którą rządziły przemoc i obłęd. Opanował sztukę mylenia pościgu do perfekcji. Istnieli przed nim socjopaci, którzy byli w tym równie dobrzy, ale żaden z nich nie piastował tak eksponowanego stanowiska. – Propp wstał i robiąc powolną rundkę dookoła stołu, przeszedł za plecami każdego z nich. Servaz się domyślił, że to kolejna psychologiczna sztuczka, i jeszcze bardziej się zirytował. – Hirtmann jest podejrzany o zamordowanie ponad czterdziestu kobiet w wieku około dwudziestu pięciu lat. Czterdzieści morderstw i ani jednej poszlaki, ani jednego tropu, który wskazywałby na ich sprawcę! Gdyby nie artykuły z gazet i teczki, które trzymał u siebie w domu i w sejfie w banku, nigdy nie skojarzono by go z tymi sprawami. – Przystanął za Servazem, który powstrzymał się od odwrócenia głowy i zadowolił się patrzeniem na siedzącą po drugiej stronie stołu Irène Ziegler. – A tu nagle zostawia ślad. Ewidentny, ordynarny, banalny.