Выбрать главу

– Na przykład co?

– Nie wiem. Jakaś kłótnia...

– Nie.

– U kogo się spotkaliście?

– U Perraulta.

– A potem?

– Gilles i ja jak zwykle wyszliśmy razem. Później Gilles skręcił w swoją stronę, a ja poszedłem się położyć.

– Niczego pan nie zauważył po drodze? Nikogo nie spotkaliście?

– Nie, nie przypominam sobie.

– Mąż nie zachowywał się w ostatnim czasie inaczej niż zwykle? – Ziegler zwróciła się do Nadine Grimm.

– Nie.

– Nie wyglądał na zatroskanego, zaniepokojonego?

– Nie.

– Czy pani mąż bywał u Érica Lombarda?

Spojrzała na nich zdezorientowana. Potem w jej oczach pojawił się krótki błysk. Zgasiła niedopałek o poręcz i się uśmiechnęła.

– Sądzicie, że między śmiercią mojego męża a tą aferą z koniem może być jakiś związek? Ależ to groteskowe!

– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.

Zachichotała krótko.

– Po co człowiek pokroju Lombarda miałby tracić czas na spotykanie się z takim nieudacznikiem jak mój mąż? Nie. Nic mi o tym nie wiadomo.

– Ma pani jakieś zdjęcie męża?

– A po co?

Servaz o mało nie stracił panowania nad sobą, zapominając, że kobieta przed kilkoma godzinami została wdową. Powstrzymał się jednak.

– Jest mi potrzebne do celów śledztwa – odpowiedział. – Im więcej, tym lepiej. Jak najnowszych.

Przez chwilę patrzył w oczy Irène Ziegler. Zrozumiała. Chodzi o odcięty palec. Servaz miał nadzieję, że na którymś ze zdjęć zobaczy sygnet.

– Nie mam żadnej aktualnej fotografii męża. I nie wiem, gdzie on trzymał resztę zdjęć. Poszukam w jego rzeczach. Coś jeszcze?

– Na razie to wszystko. – Servaz podniósł się z sofy.

Czuł, że przemarzł na kość. Marzył tylko o jednym: uciekać stąd. Zastanawiał się, czy właśnie nie po to wdowa po Grimmie usadziła ich na tym tarasie. Żeby jak najszybciej się ich pozbyć. Niepokój i zimno ściskały mu żołądek. Zauważył bowiem pewien szczegół, który uderzył go jak nagłe ukłucie igłą, szczegół, którego nikt poza nim nie dostrzegł: kiedy Nadine Grimm wyciągnęła rękę, by zgasić papierosa na poręczy, zsunął się rękaw jej swetra. Servaza zamurowało. Na kościstym nadgarstku mógł dokładnie zobaczyć liczne blizny: niewielkie pręgi zrośniętych krawędzi ran: kobieta usiłowała targnąć się na życie.

Kiedy tylko znaleźli się w samochodzie, zwrócił się do mera. Gdy słuchał wdowy, w jego głowie pojawiła się pewna myśl.

– Czy Grimm miał kochankę?

– Nie – odpowiedział Chaperon bez wahania.

– Jest pan tego pewien?

Mer rzucił mu dziwne spojrzenie.

– Nigdy nie można być pewnym na sto procent. Ale jeśli chodzi o Grimma, dałbym sobie obciąć rękę. On nie miał nic do ukrycia.

Servaz zadumał się przez chwilę nad słowami mera.

– W naszym zawodzie uczymy się, że ludzie rzadko są tacy, jacy się wydają – powiedział. – I że każdy ma coś do ukrycia.

W chwili, gdy wypowiadał te słowa, zerknął we wsteczne lusterko i po raz drugi w ciągu kilku minut był świadkiem nieoczekiwanej sceny: Chaperon zbladł i przez chwilę w jego oczach malowało się czyste przerażenie.

Diane wyszła z Instytutu. Uderzył ją podmuch lodowatego wiatru. Całe szczęście, że włożyła puchową kurtkę, golf i ocieplane botki. Idąc przez plac w stronę swojej lancii, wyjęła kluczyki. Czuła ulgę na myśl, że na moment opuści to miejsce. Kiedy usiadła za kierownicą, przekręciła kluczyk i usłyszała kliknięcie rozrusznika. Kontrolki się zapaliły, ale niemal od razu zgasły. Nic innego się nie wydarzyło. Cholera! Spróbowała jeszcze raz. To samo. O nie! Próbowała jeszcze i jeszcze, raz po raz przekręcając kluczyk. Nic.

Akumulator, pomyślała. Padł.

No tak, jest zimno.

Gdy zastanawiała się, czy ktoś nie mógłby jej pomóc, nieoczekiwanie zalała ją fala przygnębienia. Siedziała za kierownicą, patrząc przez przednią szybę na zabudowania Instytutu. Serce bez przyczyny tłukło jej się w piersi. Nagle poczuła, że jest bardzo daleko od domu.

12

Wieczorem Servaz odebrał telefon od swojej byłej żony Alexandry. Dzwoniła w sprawie Margot. Servaz od razu poczuł niepokój. Alexandra wyjaśniła mu, że ich córka postanowiła skończyć z lekcjami fortepianu i karate. Jedno i drugie ćwiczyła od dzieciństwa. Nie podała żadnego sensownego uzasadnienia: jedynie poinformowała matkę, że nie zamierza już do tego wracać.

Alexandra była zdezorientowana. Od pewnego czasu Margot była jakaś inna. Matka miała wrażenie, że dziewczyna coś przed nią ukrywa. Nie potrafiła się już porozumieć z córką tak jak dawniej. Servaz pozwolił byłej żonie, żeby się wygadała, zastanawiając się, czy tak samo wygaduje się przed ojczymem Margot, czy raczej trzyma go z dala od tych spraw. Choć był świadomy własnej małoduszności, zaskoczyło go, gdy sobie uświadomił, że ma nadzieję, iż ta druga odpowiedź jest właściwa. Potem zapytał:

– Ma chłopaka?

– Myślę, że tak. Ale nie chce o nim mówić. To do niej niepodobne.

Następnie spytał Alexandrę, czy przeszukała rzeczy córki. Znał ją zbyt dobrze, by się nie domyślać, że to zrobiła. Zgodnie z jego oczekiwaniem odpowiedziała twierdząco. Ale niczego nie znalazła.

– Teraz przy tej całej poczcie elektronicznej i esemesach nie można już śledzić ich korespondencji – zauważyła. – Martwię się, Martin. Spróbuj się więcej dowiedzieć. Może tobie się zwierzy.

– Nie martw się. Spróbuję z nią pogadać. Na pewno nic takiego się nie dzieje.

Przypomniał sobie jednak smutne spojrzenie córki. Jej podkrążone oczy. A przede wszystkim siniaka na policzku. Znowu poczuł, że ściskają mu się wnętrzności.

– Dzięki, Martin. A u ciebie wszystko w porządku?

Zręcznie wymigał się od odpowiedzi, opowiadając jej o trwającym śledztwie. Oczywiście bez wchodzenia w szczegóły. Jeszcze gdy byli małżeństwem, Alexandra wnosiła czasem świeże spojrzenie na wiele spraw i miewała zaskakująco dobrego nosa.

– Koń i nagi człowiek? Naprawdę dziwne. Myślisz, że będą kolejne trupy?

– Tego się właśnie obawiam – przyznał. – Tylko nikomu o tym nie mów. Nawet twojemu oblatywaczowi. – Servaz miał w zwyczaju nie wymawiać imienia pilota liniowego, który ukradł mu żonę.

– Wygląda na to, że ci ludzie zrobili coś paskudnego – zawyrokowała, gdy opowiedział jej o biznesmenie i aptekarzu. – I że zrobili to razem. Każdy ma coś do ukrycia.

Servaz przytaknął w duchu. Wiesz, o czym mówisz, co? Byli małżeństwem przez piętnaście lat. Jak długo zdradzała go ze swoim pilotem? Jak często korzystali ze wspólnych lotów, żeby doświadczać wspólnych odlotów (jakże to słowo wspaniale oddaje charakter stosunków łączących stewardesę i pierwszego pilota...)? Po każdej takiej podróży wracała do rodzinnego życia, jakby nic się nie stało, pamiętając, by każdemu przywieźć drobny upominek. Aż wreszcie zdecydowała się na coming out. Usprawiedliwiała swój krok, mówiąc, że Phil nie ma koszmarów, nie cierpi na bezsenność i... „nie żyje wśród trupów”.

– Ale dlaczego koń? – zapytał. – Widzisz jakiś związek?

– Nie wiem – odpowiedziała obojętnie i Servaz zrozumiał, że czasy, w których wymieniali się spostrzeżeniami na temat jego śledztw, to już przeszłość. – To ty jesteś gliną – dodała. – No, muszę już kończyć. Spróbuj porozmawiać z Margot.

Wyłączyła się. W którym momencie zaczęło się między nimi źle dziać? Kiedy ich drogi zaczęły się rozchodzić? Wtedy, gdy zaczął spędzać coraz więcej czasu w swoim gabinecie, a coraz mniej w domu? Czy wcześniej? Poznali się na uniwersytecie i po niespełna pół roku się pobrali, wbrew jej rodzicom. Obydwoje jeszcze studiowali; Servaz chciał iść w ślady ojca, zostać nauczycielem literatury i łaciny oraz autorem „wielkiej współczesnej powieści”; Alexandra, nieco skromniej, studiowała turystykę. Potem on wstąpił do policji. Oficjalnie zrobił to pod wpływem impulsu, a faktycznie – ze względu na swoją przeszłość.