Выбрать главу

Jodły zniknęły. Mgła również. Nie było już żadnej roślinności, tylko lodowe ściany wznoszące się po obu stronach drogi na wysokość człowieka i ostre północne światło. Przełączył napęd samochodu na pozycję „lód”.

Wreszcie pojawiła się elektrownia. Typowa architektura ery przemysłowej: ogromny budynek z kamienia z wysokimi, wąskimi oknami, przykryty ogromną połacią łupkowego dachu, na którym zalegała gruba warstwa śniegu. Z tyłu trzy gigantyczne rury spadające z góry. Na parkingu był spory tłum. Samochody, ludzie w mundurach i dziennikarze. Furgonetka telewizji regionalnej z wielką paraboliczną anteną na dachu i dużo zwykłych aut. Servaz zauważył identyfikatory prasowe na przednich szybach. Wśród zaparkowanych samochodów był także jeden land rover, trzy peugeoty 306 i dwa transity – wszystko w barwach żandarmerii, a także furgonetka z podnoszonym dachem, którą Servaz zidentyfikował jako mobilne laboratorium żandarmerii z Pau. Na lądowisku czekał helikopter.

Zanim wysiadł, przejrzał się krótko w samochodowym lusterku. Miał podkrążone oczy i lekko zapadnięte policzki – jak zwykle wyglądał, jakby przez całą noc imprezował, choć wcale tak nie było – jednocześnie miał jednak pewność, że nikt nie dałby mu czterdziestu lat. Przygładził palcami gęste, ciemne włosy, potarł dwudniowy zarost, żeby się obudzić, i podciągnął spodnie. Do diabła, znowu schudł!

Kilka płatków śniegu musnęło jego policzki, ale to było nic w porównaniu ze śnieżycą w dolinie. Panował okrutny ziąb. Od razu zdał sobie sprawę, że powinien był ubrać się cieplej. Dziennikarze, kamery i mikrofony – wszystko to zwróciło się w jego stronę, ale nikt go nie rozpoznał i ciekawość szybko się ulotniła. Ruszył w stronę budynku, pokonał trzy schodki i pokazał legitymację.

– Servaz!

Głos w hallu huknął jak wystrzał z armatki śnieżnej. Servaz odwrócił się ku zmierzającej w jego stronę postaci. Wysoka, szczupła, elegancko ubrana kobieta około pięćdziesiątki. Włosy farbowane na blond, płaszcz z alpaki z przerzuconym swobodnie szalem. Catherine d’Humières osobiście pofatygowała się na miejsce, zamiast wysłać kogoś w zastępstwie: Servaz poczuł przypływ adrenaliny.

Jej profil i błyszczące oczy przypominały drapieżne zwierzę. Ludzie, którzy jej nie znali, czuli się przy niej onieśmieleni. Ci, którzy ją znali, również. Ktoś kiedyś powiedział Servazowi, że Cathy d’Humières gotuje znakomite spaghetti alla puttanesca. Servaz zastanawiał się, czy przypadkiem nie dodaje do sosu ludzkiej krwi. Podała mu rękę – krótki uścisk suchej, silnej dłoni, jak u mężczyzny.

– Spod jakiego znaku pan jest, Martin?

Servaz się uśmiechnął. Zadawała mu to pytanie za każdym razem od czasu, kiedy spotkali się po raz pierwszy: on dopiero co przyjechał do wydziału zabójstw w Tuluzie, a ona była jeszcze jednym z wielu zastępców.

– Koziorożec.

Udała, że nie zauważyła uśmiechu.

– To by tłumaczyło pańską ostrożność, flegmatyczność i opanowanie, co? – Przyglądała mu się z natężeniem. – Tym lepiej. Zobaczymy, czy po czymś takim będzie pan równie opanowany i flegmatyczny.

– Po czym?

– Chodźmy, pokażę panu.

Pierwsza ruszyła przez hall. Ich kroki rozbrzmiewały w rozległej, akustycznej przestrzeni. Dla kogo stawiano wszystkie te budowle w górach? Dla przyszłej rasy nadludzi? Wszystko w nich tchnęło ufnością w wielką i świetlaną industrialną przyszłość. Dawno miniona epoka wiary, pomyślał Servaz. Skierowali się ku przeszklonemu pomieszczeniu. Wewnątrz stały metalowe komody i jakieś dziesięć biurek. Przecisnęli się między nimi i dołączyli do grupki stojącej pośrodku. D’Humières dokonała prezentacji: kapitan Rémi Maillard, szef brygady żandarmerii w Saint-Martin, i kapitan Irène Ziegler z wydziału śledczego w Pau; mer Saint-Martin – niewysoki, barczysty mężczyzna z lwią czupryną i wyrazistą twarzą – oraz dyrektor elektrowni wodnej, inżynier o wyglądzie inżyniera: krótkie włosy, okulary, sportowy golf i gruba narciarska kurtka.

– Poprosiłam komendanta Servaza o pomoc. Kiedy byłam zastępcą prokuratora w Tuluzie, miałam okazję korzystać z jego usług. Jego brygada pomogła nam rozwiązać wiele skomplikowanych spraw.

„Pomogła nam rozwiązać”, cała d’Humières. Stawianie siebie w centrum obrazka było bardzo w jej stylu. Ale natychmiast pomyślał, że taka ocena jest trochę niesprawiedliwa – wiedział, że jest kobietą, która lubi swoją pracę i nie szczędzi na nią czasu ani wysiłku. Doceniał to. Servaz lubił poważnych ludzi. Siebie także zaliczał do tej kategorii: poważny, uparty i prawdopodobnie nudny.

– Komendant Servaz i kapitan Ziegler będą wspólnie prowadzili śledztwo.

Servaz zauważył napięcie na pięknej twarzy kapitan Ziegler. Po raz kolejny przez głowę przebiegła mu myśl, że sprawa musi być poważna. Wspólne prowadzenie śledztwa przez policję i żandarmerię było niewyczerpanym źródłem kłótni, rywalizacji, przypadków ukrywania materiału dowodowego – ale także wpisywało się w aktualną tendencję. A Cathy d’Humières była ambitna i nigdy nie traciła z oczu politycznego aspektu spraw. Pokonała wszystkie szczeble kariery: zastępca prokuratora, pierwszy zastępca, asystent prokuratora... Przed pięcioma laty stanęła na czele prokuratury w Saint-Martin i Servaz był pewien, że nie zamierza na tym poprzestać. Saint-Martin to zbyt skromna jednostka, za bardzo oddalona od głównego nurtu wydarzeń jak na jej wybujałą ambicję. Był przekonany, że za rok czy dwa obejmie któryś z sądów o pierwszorzędnym znaczeniu.

– Czy ciało znaleziono tutaj, w elektrowni? – zapytał.

– Nie, na górze, na końcu kolejki. – Maillard wskazał palcem sufit.

– Kto korzysta z kolejki?

– Robotnicy, którzy konserwują maszyny – odpowiedział dyrektor. – To coś w rodzaju podziemnego zakładu, który funkcjonuje samodzielnie. Zbiera wodę z górnego zbiornika i przesyła do rurociągu ciśnieniowego, który widać na zewnątrz. Kolejka to jedyny sposób, by się tam dostać przy normalnej pogodzie. Jest jeszcze helikopter, ale używa się go wyłącznie do pomocy medycznej.

– Nie ma żadnej drogi ani ścieżki?

– Jest ścieżka, ale dostępna tylko latem. Zimą leży na niej kilka metrów śniegu.

– Chce pan powiedzieć, że ten, kto to zrobił, skorzystał z kolejki. Jak ona działa?

– To bardzo proste. Uruchamia ją jeden klucz i jeden guzik. W razie kłopotów zatrzymuje się ją dużym, czerwonym przyciskiem.

– Szafka, w której znajdują się klucze, jest tutaj – włączył się Maillard, wskazując wiszącą na ścianie zaplombowaną metalową skrzynkę. – Zamek był wyłamany, a drzwiczki uszkodzone. Ciało zawieszono na górze, na ostatniej podporze. Nie ma wątpliwości: sprawca czy sprawcy musieli użyć kolejki, by je przewieźć.

– Nie ma odcisków palców?

– W każdym razie nie ma niczego, co rzucałoby się w oczy. Jest mnóstwo niewidocznych śladów w wagoniku. Próbki zostały wysłane do laboratorium. Jesteśmy w trakcie pobierania odcisków palców od wszystkich pracowników, dla porównania.

– W jakim stanie było ciało?

– Miało odciętą głowę. Płaty skóry zdarte z obu boków wyglądały jak wielkie skrzydła. Zobaczy pan na wideo: naprawdę makabryczna inscenizacja, robotnicy jeszcze nie doszli do siebie.

Servaz wpatrywał się w żandarma. Wszystkie jego zmysły były teraz w stanie najwyższej gotowości. Choć przemoc osiągnęła w tych czasach najwyższy poziom, ta sprawa nie wyglądała na banalną. Zauważył, że kapitan Ziegler się nie odzywa, ale uważnie słucha.