– Victorze, jak się pan dzisiaj czuje? – zapytała.
– Jak kurewski worek gówna.
– Co pan przez to rozumie?
– Jak wielka kupa, jak odchody, jak bobek, jak wielki kloc, jak stolec, jak...
– Victorze, dlaczego jest pan taki wulgarny?
– Czuję się, jak to, co wychodzi spomiędzy pani pośladków, pani doktor, kiedy idzie pani do...
– Nie chce mi pan odpowiedzieć?
– Czuję się jak...
Postanowiła, że już nigdy więcej nie zapyta go, jak się czuje. Victor zabił siekierą swoją żonę, szwagra i szwagierkę. Według informacji zawartej w jego teczce, żona i jej rodzina traktowali go jak śmiecia i nieustannie z niego kpili. W „normalnym” życiu Victor był człowiekiem dobrze wykształconym, o wielkiej kulturze osobistej. Podczas pobytu w poprzednim szpitalu rzucił się na pielęgniarkę, która miała pecha zaśmiać się w jego obecności. Na szczęście ważył tylko pięćdziesiąt kilogramów.
Na próżno próbowała się skoncentrować na jego przypadku. Kompletnie jej to nie wychodziło. Coś innego błądziło po obrzeżach jej świadomości. Śpieszyła się, by skończyć tę pracę i zająć się tym, co się dzieje w Instytucie. Nie miała pojęcia, do czego dojdzie, ale była zdecydowana kontynuować swoje śledztwo. Tym razem wiedziała, od czego zacząć. Wpadła na to, gdy zobaczyła, jak Xavier wychodzi z jej gabinetu.
Otwierając kolejną teczkę, od razu przypomniała sobie pacjenta, którego ona dotyczyła. Czterdziestoletni mężczyzna o rozgorączkowanym spojrzeniu, zapadniętych policzkach znikających pod obfitym zarostem i brudnych włosach. Były naukowiec węgierskiego pochodzenia specjalizujący się w badaniach nad fauną morską. Mówiący doskonałą francuszczyzną z wyraźnym słowiańskim akcentem. Miał na imię György.
– Jesteśmy powiązani z wielkimi głębinami – powiedział od razu. – Pani tego jeszcze nie wie, pani doktor, ale my tak naprawdę nie istniejemy, istniejemy wyłącznie na poziomie myśli, jesteśmy emanacjami umysłu podwodnych stworzeń, które żyją na dnie oceanów na głębokości ponad dwóch tysięcy metrów. To królestwo odwiecznych ciemności, do którego nigdy nie dociera światło dzienne. Przez cały czas jest tam czarno. – Usłyszawszy to słowo, Diane poczuła, że ogarnia ją lęk. – I zimno, bardzo, bardzo zimno. I ciśnienie: jest ogromne. Co dziesięć metrów rośnie o jedną atmosferę. Jedynie te stworzenia są w stanie to znieść. Mają wielkie oczy, szczęki pełne ostrych zębów i świecące narządy na całej długości ciała. To padlinożercy, nekrofagi żywiące się truchłem, które spada z górnych warstw oceanu, albo potworni zabójcy, pożerający swoje ofiary jednym kłapnięciem. Tam na dole wszystko jest ciemnością i okrucieństwem. Tak jak tutaj. Jest ryba-wąż, Chauliodus sloani, której głowa przypomina trupią czaszkę wyposażoną w zęby długie jak noże i przezroczyste jak szkło i na której wężowatym ciele znajdują się świecące punkty. Są Linophyrne lucifer i Photostomias guernei, ryby bardziej odrażające i przerażające od piranii. Są kikutnice, podobne do pająków, i oporniki krępe, które wyglądają jak martwe, ale są żywe. Te stworzenia nigdy nie widzą dziennego światła, nigdy nie podpływają ku powierzchni. Tak jak my, pani doktor. Nie widzi pani analogii? To dlatego, że my tutaj tak naprawdę nie istniejemy, w przeciwieństwie do was. Jesteśmy wydzielinami umysłu tamtych stworzeń. Za każdym razem, gdy jedno z nich umiera, tutaj umiera jeden z nas.
Gdy mówił, jego oczy stawały się mętne, jakby odpływał w głębinę oceanicznych ciemności. Ta absurdalna przemowa zmroziła Diane swoim koszmarnym pięknem. Było jej trudno pozbyć się obrazów, które przed nią odmalował.
Wszystko w Instytucie działa na zasadzie przeciwieństw, pomyślała. Piękno/okrucieństwo. Cisza/wycie. Samotność/stłoczenie. Strach/ciekawość. Odkąd tu jest, ciągle odczuwa sprzeczne emocje.
Zamknęła teczkę pacjenta o imieniu György i skupiła się na czym innym. Przez cały wieczór rozmyślała nad leczeniem, jakie Xavier ordynuje niektórym z jej pacjentów. Chemiczny kaftan. I o jego potajemnych odwiedzinach w jej gabinecie. Czyżby Dimitri, szef apteki, zdradził mu, że Diane trochę za bardzo się interesuje jego sposobami leczenia? Mało prawdopodobne. W wypowiedziach Dimitriego wyczuła milczącą wrogość do psychiatry. Trzeba pamiętać, że Xavier przybył dopiero przed kilkoma miesiącami, by zastąpić człowieka, który założył tę placówkę. Czy ma problemy w relacjach z personelem?
Kartkowała notatnik, aż znalazła nazwy trzech tajemniczych leków zamówionych przez Xaviera. Były jej równie obce jak wtedy, gdy widziała je po raz pierwszy.
Otworzyła laptop i włączyła Google.
Wprowadziła do wyszukiwarki dwie pierwsze nazwy...
Zamurowało ją, gdy odkryła, że Hypnosal to jedna z postaci handlowych soli sodowej tiopentalu, środka znieczulającego, który jest jedną z trzech substancji podawanych skazanym na śmierć przez wstrzyknięcie trucizny, używaną także w Holandii do przeprowadzania eutanazji! Inna dobrze znana nazwa handlowa tej substancji to Penthotal. Używa się go do narkoanalizy, polegającej na wstrzyknięciu środka znieczulającego, aby ułatwić pacjentowi ujawnienie wypartych wspomnień. Jest to metoda od dawna zarzucona i krytykowana, ponieważ istnienie nieświadomie wypartych urazów nigdy nie zostało naukowo udowodnione.
W co Xavier się bawi?
Po wpisaniu drugiej nazwy była jeszcze bardziej zdezorientowana. Ksylazyna to także środek znieczulający, ale używany w weterynarii. Diane zastanawiała się, czy czegoś nie przeoczyła, i kontynuowała poszukiwania za pomocą różnych narzędzi oferowanych przez wyszukiwarkę, ale nie znalazła innych znanych zastosowań tego leku. Czuła się coraz bardziej zbita z tropu. Co w aptece Instytutu robi środek stosowany w weterynarii?
Szybko przeszła do trzeciej substancji. Wysoko uniosła brwi. Podobnie jak dwie poprzednie substancje, halotan ma działanie znieczulające. Ze względu na szkodliwość dla serca i wątroby nie stosuje się go już na blokach operacyjnych. Wyjątek stanowią kraje rozwijające się, jednak sprzedaż tego leku w postaci przeznaczonej do stosowania u ludzi została wstrzymana na całym świecie w 2005 roku. Podobnie jak ksylazyna, halotan dopuszczony jest do użytku tylko w weterynarii.
Diane odchyliła się do tyłu i wsparta o poduszki zaczęła się zastanawiać. Na ile się orientowała, w Instytucie nie było zwierząt, nawet psa ani kota (sądziła, że to dlatego, iż niektórzy pacjenci mogliby odczuwać fobiczny lęk przed zwierzętami domowymi). Sięgnęła po laptop i wróciła do zdobytych już wiadomości. Nagle jej wzrok przykuł pewien szczegół. O mało nie pominęła najważniejszej rzeczy: te trzy substancje użyte łącznie mają tylko jedno zastosowanie: znieczulenie konia. Informację tę znalazła na specjalistycznej stronie przeznaczonej dla weterynarzy. Redaktor, weterynarz specjalizujący się w leczeniu koni, w ramach premedykacji zalecał ksylazynę w ilości 0,8 mg/kg, następnie dożylny zastrzyk tiopentalu i wreszcie halotan w stężeniu 2,5% dla konia o masie ciała około 490 kilogramów.
Koń...
W jej żołądku zaczynało się budzić coś, co przypominało stworzenia opisane przez Györgyego. Xavier... Myślami wróciła do rozmowy usłyszanej przez otwór wentylacyjny. Kiedy ten glina oświadczył, że ktoś z Instytutu jest zamieszany w zabójstwo konia, psychiatra wydawał się taki załamany, taki zagubiony. W dodatku policjant mówił o dwóch osobach. Diane zaczynała się jednak domyślać czegoś jeszcze. Jeśli to faktycznie Xavier dostarczył leki, którymi przed zabiciem znieczulono konia, to z całą pewnością także on zdobył DNA Hirtmanna.
Na tę myśl stwór w jej żołądku poruszył się. W jakim celu? Jaka w tym wszystkim jest rola Xaviera?