– Dziennik, który jak do tej pory czytał tylko pan – zauważył Confiant.
Servaz odwrócił się do Maillarda. Ten okrążył stół z plikami kserokopii, które położył przed każdym między plastikowymi kubkami, szklankami i croissantami. Niektórzy zjedli już swoje porcje, rozrzucając okruchy dookoła, inni nawet nie tknęli.
– Rzeczywiście. Z tego prostego powodu, że ten dziennik nie był przeznaczony do czytania. Był bardzo dobrze ukryty. A ja znalazłem go, tak jak mówiłem, dopiero dziś w nocy. Dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności.
– A jeśli ta dziewczyna konfabulowała?
Servaz rozłożył ręce.
– Nie wiem. Sami osądzicie. To jest zbyt realistyczne, zbyt... dokładne. Poza tym, gdyby tak było, to po co by go tak dobrze chowała?
– Dokąd nas to wszystko prowadzi? – zapytał sędzia. – Zemsta jakiegoś dziecka, które dorosło? Albo rodzica? Co w takim razie robi DNA Hirtmanna na miejscach zbrodni? A koń Lombarda? Nigdy nie widziałem tak zagmatwanego śledztwa!
– To nie śledztwo jest zagmatwane – powiedziała Ziegler. – To fakty.
Cathy d’Humières długo wpatrywała się w Servaza z pustym kubkiem w dłoni.
– Gaspard Ferrand ma bardzo dobry motyw do popełnienia tych morderstw – zauważyła.
– Podobnie jak wszyscy rodzice samobójców – odpowiedział. – A także jak z całą pewnością młodzi ludzie zgwałceni przez tę bandę, którzy się nie zabili i dorośli.
– To bardzo ważne odkrycie – powiedziała w końcu prokurator. – Co pan proponuje?
– Najpilniejsza sprawa się nie zmienia: znaleźć Chaperona. To jest priorytet. Zanim zrobi to zabójca albo zabójcy... Ale teraz już wiemy, że członkowie kwartetu popełniali nadużycia seksualne na terenie ośrodka Les Isards. Na nim powinniśmy się skoncentrować w naszych poszukiwaniach. I na samobójcach. Bo już ustaliliśmy, że między nimi i dwiema ofiarami istnieje związek i że wspólnym mianownikiem jest ośrodek kolonijny.
– Mimo że dwójka spośród samobójców nigdy w nim nie była? – zaoponował Confiant.
– Wydaje mi się, że te zeszyty nie pozostawiają żadnej wątpliwości co do istoty tego, co się stało. Pozostała dwójka mogła zostać zgwałcona gdzie indziej. A poza tym, czy członków bandy powinno się traktować jak pedofilów? Nie wiem... Nie ma żadnych sygnałów, żeby na ofiary wybierali dzieci, raczej nastolatków czy młodych dorosłych. Czy jest różnica? Nie mnie to oceniać.
– Oceniając na podstawie listy samobójców, ofiarami były zarówno dziewczyny, jak i chłopcy – skomentował Propp. – Ale ma pan rację: Ci mężczyźni nie bardzo mają profil pedofilów. Raczej seksualnych drapieżców ze skrajną skłonnością do najbardziej perwersyjnych zabaw i sadyzmu. Jednak bez cienia wątpliwości pociągał ich młody wiek ofiar.
– Kurewscy zwyrodnialcy – rzuciła Cathy d’Humières lodowatym głosem. – W jaki sposób zamierza pan znaleźć Chaperona?
– Nie wiem – przyznał Servaz.
– Nigdy nie mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy poprosić o posiłki – powiedziała.
Odpowiedź Servaza zaskoczyła wszystkich.
– Jestem za. Musimy odszukać i przesłuchać wszystkie dzieci, które przewinęły się przez ośrodek kolonijny, a dziś są dorosłe. I wszystkich żyjących rodziców. Jak już zdołamy zrobić listę. To naprawdę mrówcza praca. Potrzeba na to czasu i środków. Ale czasu nie mamy. Trzeba działać szybko. A zatem pozostają środki. To robota, którą może się zająć personel pomocniczy.
– W porządku – powiedziała d’Humières. – O ile się orientuję, kryminalni w Tuluzie są przeciążeni śledztwami. Zwrócę się do żandarmerii. – Spojrzała na Ziegler i Maillarda. – Co jeszcze?
– Taśmy, których użyto do powieszenia Grimma na moście – powiedziała Ziegler. – Skontaktowała się ze mną fabryka, która je produkuje. Zostały sprzedane w sklepie w Tarbes wiele miesięcy temu.
– Inaczej mówiąc, nie ma nadziei na nagrania z kamer – powiedziała d’Humières. – Dużo tego sprzedają?
– To duży sklep samoobsługowy ze sprzętem sportowym. Kasjerzy widzą dziennie dziesiątki klientów, zwłaszcza w weekendy. Z tej strony nie można niczego oczekiwać.
– Dobrze. Co jeszcze?
– Firma, która się zajmuje ochroną Instytutu dostarczyła nam listę swoich ludzi, którzy tam pracują. Zabrałam się do niej. Na razie nie ma niczego, co zwracałoby uwagę.
– Sekcja zwłok Perraulta odbędzie się dziś po południu – powiedziała d’Humières. – Kto się tym zajmie?
Servaz podniósł rękę.
– Potem pojadę do Instytutu spotkać się z Xavierem. Potrzebujemy dokładnej listy osób, które mają kontakt z Hirtmannem. I trzeba zadzwonić do merostwa Saint-Martin, sprawdzić, czy mogą nam dostarczyć listę wszystkich dzieci, które przewinęły się przez ośrodek. Wygląda na to, że ośrodek był pod ich finansową i administracyjną opieką. Przede wszystkim trzeba podrążyć te dwie sprawy: Instytut i ośrodek. I zobaczyć, czy jest między nimi jakiś związek.
– Jaki związek? – zapytał Confiant.
– Niech pan sobie wyobrazi, że odkrylibyśmy, iż jeden z nastolatków, którzy byli w ośrodku, jedna z ofiar, jest teraz członkiem personelu Instytutu.
Cathy d’Humières wpatrywała się w niego intensywnie.
– Ciekawa hipoteza.
– Biorę na siebie kontakt z merostwem – rzuciła Ziegler.
Servaz spojrzał na nią zaskoczony. Irène podniosła głos. To nie było w jej stylu. Kiwnął głową.
– W porządku. Ale priorytetem jest ustalenie, gdzie się ukrywa Chaperon. Trzeba zapytać jego byłą. Może ona coś wie. Przejrzeć jego papiery. Być może są wśród nich jakieś faktury, rachunki za czynsz, coś, co nas naprowadzi na jego kryjówkę. Miałaś się dziś rano spotkać z byłą panią Chaperon, idź na to spotkanie. A potem do merostwa.
– Dobrze. Co jeszcze? – spytała prokurator.
– Profil psychologiczny – odezwał się Propp. – Zacząłem szkicować dość precyzyjny portret, który uwzględnia dane zebrane na miejscach zbrodni: fakt powieszenia, buty, nagość Grimma i tak dalej. Ale to, co jest powiedziane w tym dzienniku, radykalnie modyfikuje moje hipotezy. Muszę poprawić to opracowanie.
– Ile czasu pan potrzebuje?
– Mamy teraz dość danych, żebym mógł zrobić to szybko. Przedstawię moje wnioski już w poniedziałek.
– Już w poniedziałek? Jak rozumiem, liczymy na to, że mordercy nie pracują w weekendy – odpowiedziała d’Humières oschle.
Jej sarkazm sprawił, że psycholog się zaczerwienił.
– Ostatnia rzecz: Martin, świetna robota. Nigdy nie wątpiłam, że decydując się na ciebie, dokonałam słusznego wyboru.
Co powiedziawszy, spojrzała na Confianta, który wolał się zająć oglądaniem własnych paznokci.
Espérandieu słuchał Many Shades of Black w wykonaniu The Raconteurs, gdy zadzwonił jego telefon. Kiedy usłyszał w słuchawce głos Marissy z brygady finansowej, natychmiast wyostrzył uwagę.
– Mówiłeś, że chcesz wiedzieć, czy ostatnio wokół Érica Lombarda działy się jakieś dziwne rzeczy?
– Z grubsza rzecz ujmując, tak – potwierdził, choć pamiętał, że wyraził się inaczej.
– Być może coś znalazłam. Nie wiem, czy to ci w czymś pomoże: nie można stwierdzić z góry, żeby to miało jakikolwiek związek z twoją sprawą. Ale rzecz zdarzyła się ostatnio i wywołała pewne zamieszanie.
– No to opowiadaj.
Opowiedziała. Wyjaśnienia zajęły jej trochę czasu. Espérandieu miał pewien kłopot ze zrozumieniem jej wywodu. Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o sumę 135 tysięcy dolarów, która w księgach rachunkowych Lombard Média została zakwalifikowana jako wydatek na reportaż telewizyjny zamówiony w pewnej firmie zajmującej się produkcją filmową. Kontrola dokonana w tejże firmie wykazała, że nie zamówiono w niej żadnego reportażu. Najwyraźniej chodziło o defraudację pieniędzy. Espérandieu był rozczarowany: nie był pewien, czy wszystko zrozumiał, i nie wiedział, do czego ta informacja mogłaby mu się przydać.