Выбрать главу

– Mam listę – oświadczył psychiatra. – Listę osób, które miały kontakt z Hirtmannem. Chce ją pan?

Servaz spojrzał na góry.

– Wpadnę po nią. Do zobaczenia niebawem.

Kiedy skręcił w stronę gór i Instytutu, niebo było ciemne, ale deszcz już nie padał. Podmuch jadącego samochodu wzbijał na każdym zakręcie przysypane śniegiem żółte i rude liście, ostatnie ślady jesieni. Silny wiatr poruszał nagimi gałęziami, które drapały karoserię jak wychudzone palce. Servaz pomyślał o Margot. Czy Vincent zajął się śledzeniem jej? Następnie pomyślał o Charlène, o Clémencie, o Alice Ferrand... Wszystko wirowało, mieszało się w jego głowie, gdy brał kolejne zakręty.

Telefon znowu zabrzęczał. Odebrał. Dzwonił Propp.

– Zapomniałem panu powiedzieć o jednej rzeczy: ważna jest biel, Martin. Biel szczytów w przypadku konia, biel nagiego ciała Grimma, w przypadku Perraulta znowu śnieg. Biały ma znaczenie dla mordercy. Symbolizuje dla niego czystość, oczyszczenie. Niech pan szuka bieli. Myślę, że zabójca otacza się bielą.

– Biały jak Instytut?

– Nie wiem. Porzuciliśmy ten trop, prawda? Przykro mi, nie mogę panu nic więcej powiedzieć. Niech pan szuka bieli.

Servaz podziękował i się rozłączył. Czuł gulę w gardle. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu, czuł je.

To jeszcze nie koniec.

* CAC 40 (Cotation Assistée en Continu) – francuski indeks akcji giełdy Euronext skupiający 40 najsilniejszych spółek spośród 100 o najwyższej kapitalizacji na Giełdzie Paryskiej (przyp. tłum.).

BIEL

23

– Jedenaście – powiedział Xavier. Podał Servazowi kartkę, przechylając się przez biurko. – Jedenaście osób miało kontakt z Hirtmannem w ciągu dwóch ostatnich miesięcy. Oto lista. – Psychiatra wyglądał na zmartwionego. Na jego twarzy malowało się napięcie. – Przeprowadziłem długą rozmowę z każdą z tych osób.

– I?

Doktor Xavier bezradnie rozłożył ręce.

– Nic.

– Jak to nic?

– Nic to nie dało. Wydaje mi się, że nikt z tego grona nie ma nic do ukrycia. A w takim razie każdy może mieć... Nie wiem. – Dostrzegł pytające spojrzenie policjanta i wykonał przepraszający gest. – To dlatego, że żyjemy tutaj w izolacji, z dala od wszystkiego. W takich warunkach zawsze zawiązują się jakieś intrygi, które, jeśli się patrzy z zewnątrz, wydają się niezrozumiałe. Są różne sekreciki, knucie spisków za czyimiś plecami, tworzą się rozmaite klany, słowem cała masa interpersonalnych gier, które osoba z zewnątrz może postrzegać jako surrealistyczne. Pewnie się pan zastanawia, o czym właściwie mówię.

Servaz się uśmiechnął.

– Bynajmniej – powiedział, myśląc o swojej brygadzie. – Bardzo dobrze rozumiem, o czym pan mówi, doktorze.

Xavier trochę się rozluźnił.

– Napije się pan kawy?

– Chętnie.

Xavier wstał. W kącie pokoju stał nieduży ekspres, a obok koszyczek z kapsułkami. Kawa była smaczna, Servaz się nią delektował. Gdyby powiedział, że to miejsce wywołuje w nim poczucie dyskomfortu, byłby to wielki eufemizm. Zastanawiał się, jak można tu pracować i nie zwariować do reszty. Była to także sprawa otoczenia: murów, gór na zewnątrz.

– Krótko mówiąc, trudno o obiektywny osąd – ciągnął Xavier. – Każdy tutaj ma swoje małe tajemnice. W takich okolicznościach nikt nie gra całkiem fair.

Doktor Xavier uśmiechnął się przepraszająco, patrząc na policjanta zza czerwonych okularów. Ty też, przyjacielu, pomyślał Servaz. Ty też nie grasz fair.

– Rozumiem.

– Oczywiście zrobiłem panu listę wszystkich, którzy mieli kontakt z Hirtmannem, ale to nie znaczy, że wszystkich uważam za podejrzanych.

– Ach nie?

– Na przykład naszej szefowej pielęgniarek. Jest jednym z najstarszych członków naszego personelu. Była tu już za czasów doktora Wargniera. Sprawne funkcjonowanie tego zakładu to w dużym stopniu efekt jej dobrej znajomości pacjentów i kompetencji. Mam do niej absolutne zaufanie. Nie ma potrzeby, by tracił pan czas na zajmowanie się nią.

Servaz spojrzał na listę.

– Hmm, Élisabeth Ferney, tak?

Xavier skinął głową.

– To zaufana osoba – podkreślił.

Servaz podniósł głowę i zmierzył psychiatrę wzrokiem. Lekarz się zaczerwienił.

– Dziękuję. – Komendant złożył kartkę i wsunął ją do kieszeni. Zawahał się chwilę. – Mam do pana pytanie, bez związku ze śledztwem. Chciałbym pana o to spytać jako psychiatrę i człowieka, nie jako świadka.

Xavier uniósł brew, zaintrygowany.

Czy wierzy pan w istnienie zła, doktorze?

Milczenie psychiatry trwało dłużej, niż można się było spodziewać. W tym czasie Xavier wpatrywał się w Servaza zza swych dziwnych, czerwonych okularów, jakby usiłował zgadnąć, do czego policjant zmierza. Wreszcie się odezwał:

– Jako psychiatra powiem, że szukanie odpowiedzi na to pytanie nie leży w gestii psychiatrii, tylko filozofii, a dokładniej etyki. Z tej perspektywy widzimy, że o złu nie można mówić bez dobra, jedno bez drugiego nie istnieje. Słyszał pan o „drabinie etycznej” Kohlberga? – zapytał.

Servaz pokręcił głową.

– Lawrence Kohlberg to amerykański psycholog. Korzystając z koncepcji Piageta na temat etapów rozwoju poznawczego, stworzył teorię istnienia sześciu stadiów rozwoju moralnego człowieka. – Xavier przerwał, odsunął się od biurka razem z fotelem i skrzyżowawszy ręce na brzuchu, zbierał myśli. – Według Kohlberga jednostka osiąga dojrzałość moralną, przechodząc kolejne etapy rozwoju osobowości. Żadnego z tych etapów nie można przeskoczyć. Po osiągnięciu danego stadium nie może się cofnąć. To jej zysk na całe życie. Ale bynajmniej nie wszyscy ludzie dochodzą do ostatniego etapu. Wielu zatrzymuje się na niższym stadium rozwoju moralnego. Te etapy są wspólne dla całej ludzkości, takie same we wszystkich kulturach, inaczej mówiąc transkulturowe.

Servaz poczuł, że psychiatra się rozkręca.

– W pierwszym stadium – ciągnął Xavier z entuzjazmem – dobre jest to, co podlega nagrodzie, a złe to, co podlega karze. Tak jak wtedy, gdy uderzamy dziecko linijką po palcach, żeby zrozumiało, że to, co zrobiło, jest złe. Posłuszeństwo postrzegane jest jako wartość sama w sobie, dziecko jest posłuszne dlatego, że dorosły ma moc je ukarać. W drugim stadium dziecko nie jest już posłuszne tylko po to, by podporządkować się dorosłemu, ale po to, by otrzymywać nagrody. Zaczyna się wymiana... – Uśmiechnął się nieznacznie. – Trzecie stadium to pierwszy stopień moralności konwencjonalnej. Jednostka stara się spełnić oczekiwania innych, środowiska. Ważny jest osąd rodziny, grupy. Dziecko uczy się szacunku, lojalności, zaufania, wdzięczności. W czwartym stadium pojęcie grupy rozszerza się na całe społeczeństwo. Chodzi tu o afirmację prawa i porządku. Wciąż jest to moralność konwencjonalna, poziom konformizmu: dobro polega na wypełnianiu obowiązków, złe jest to, co jest potępiane przez społeczeństwo. – Pochylił się do przodu. – Począwszy od piątego stadium, jednostka uwalnia się od moralności konwencjonalnej i przekracza ją. To poziom postkonwencjonalny. Z egoisty człowiek zmienia się w altruistę. Wie też, że wartości są względne, że prawa należy przestrzegać, ale nie zawsze jest ono dobre. Myśli przede wszystkim o dobru wspólnym. I wreszcie, w stadium szóstym, jednostka samodzielnie i w sposób wolny przyjmuje zasady etyczne, które mogą stać w opozycji do prawa obowiązującego w jej kraju, jeżeli uzna to ostatnie za niemoralne. Bazuje na osądzie własnego sumienia i rozumu. Jednostka, która osiągnęła ten etap rozwoju, ma jasną, spójną i zintegrowaną wizję własnego systemu wartości. To osoba zaangażowana społecznie, charytatywnie, zdeklarowany wróg hochsztaplerstwa, egoizmu i chciwości.