Robert Sheckley
Bitwa
Najwyższy generał Fetterer, wchodząc pospiesznie do sali odpraw sztabu, warknął: „Spocznij!”. Znajdowało się tam trzech niższych generałów, którzy służbiście przyjęli nakazaną pozycję.
— Nie mamy wiele czasu — stwierdził Fetterer, spoglądając na zegarek. — Musimy raz jeszcze powtórzyć plan przeprowadzenia bitwy.
Podszedł do ściany i rozwinął znajdującą się na niej ogromną mapę Sahary.
— Zgodnie z najnowszymi danymi naszego wywiadu teologicznego, Szatan zamierza rozwinąć swe siły na tych koordynatach — generał dotknął odpowiednich miejsc na mapie swoim tłustym palcem wskazującym. — W pierwszym rzucie jego sił znajdą się diabły, demony, sukuby, inkuby i cała reszta szeregowców. Bael będzie dowodził prawym skrzydłem, Buer — lewym. Jego Wysokość Szatan zachowa dla siebie dowództwo trzonu sił, znajdującego się w centrum.
— Taktyka raczej średniowieczna — wymamrotał generał Dell.
Do sali odpraw wszedł adiutant generała Fetterera; jego rozjaśniona twarz wyrażała radość z powodu nadchodzących wydarzeń.
— Sir — oznajmił — kapelan czeka przed drzwiami.
— Baczność, żołnierzu! — surowym tonem rozkazał Fetterer. — Pamiętaj, że czeka nas bitwa, którą musimy wygrać!
— Tak, sir — odparł służbiście adiutant i stanął na baczność. Radosny wyraz jego twarzy częściowo zniknął.
— Kapelan, co? — stwierdził najwyższy generał, w zamyśleniu pocierając dłonią o dłoń. Nawet w chwili gdy wiadomo było, że rozegra się straszliwa ostatnia bitwa, religijni przewodnicy duchowi nie przestawali być takimi samymi męczyduszami jak dawniej. Od jakiegoś czasu skończyli już ze swoim moralizatorskim truciem, co im się chwaliło. Teraz jednak próbowali wtrącać się do spraw czysto wojskowych.
— Odeślij go — polecił Fetterer. — Przecież wie, że planujemy wielką, krwawą walkę między siłami dobra i zła.
— Tak, sir — powiedział adiutant. Krótko zasalutował, zrobił „w tył zwrot” i wymaszerował z pomieszczenia.
— Kontynuując — odezwał się najwyższy generał — za pierwszą linią obrony Szatana znajdą się wskrzeszeni grzesznicy oraz liczne elementarne siły piekielne. Upadłe anioły działać będą jako jego eskadry bombowe. Wylecą im naprzeciw automatyczne myśliwce przechwytujące Della.
Generał Dell uśmiechnął się posępnie.
— Po nawiązaniu bezpośredniego kontaktu bojowego korpus automatycznych czołgów generała MacFee przebijać się będzie w stronę środkowej części szyku nieprzyjaciela — kontynuował Fetterer — wspierany przez automatycznych fizylierów generała Ongina. Generał Dell pokieruje bombardowaniem zaplecza wroga za pomocą ładunków wodorowych.
Natarcie powinno być silnie skoncentrowane i miażdżące. Ja zaś rzucę tutaj i tu — Fetterer dotknął palcem dwóch odpowiednich miejsc na mapie — oddziały zmechanizowanej kawalerii.
W tym momencie adiutant powrócił i przyjął sztywną pozycję „baczność”.
— Sir — zameldował — kapłan odmawia opuszczenia terenu dowództwa. Twierdzi, że musi się z panem zobaczyć.
Najwyższy generał Fetterer zawahał się, zanim odpowiedział „nie”. Pamiętał przecież, iż bitwa ma charakter religijny i duchowi pasterze ludzkości siłą rzeczy byli z nią związani.
Zdecydował dać facetowi pięć minut rozmowy.
— Wprowadź go — polecił.
Kapłan miał na sobie niewyszukany garnitur, by okazać, że nie reprezentuje żadnej religii w szczególności. Jego twarz wyrażała zmęczenie, ale i determinację.
— Panie generale — oznajmił na wstępie. — Jestem przedstawicielem wszystkich duchowych przewodników świata: księży, rabinów, pastorów, mułłów i całej reszty. Błagamy pana, panie generale, by pozwolił nam pan walczyć w bitwie Pana Zastępów.
Najwyższy generał Fetterer zaczął nerwowo bębnić palcami w swoje biodro. Pragnął, by rozmowa z tym facetem przebiegła w przyjaznej atmosferze. Wszakże nawet on, najwyższy głównodowodzący, może potrzebować dobrego słowa na swą korzyść tam, na górze, gdy wszystko zostanie już wypowiedziane i zrobione…
— Proszę zrozumieć moją sytuację — powiedział ze zmartwieniem. — Przede wszystkim jestem generałem i czeka mnie bitwa, którą muszę wygrać.
— Ale przecież to ostatnia bitwa — zaoponował kapłan. — To powinna być bitwa całej ludzkości.
— Jest bitwą całej ludzkości — skonstatował Fetterer. — Walczyć w niej będą jej przedstawiciele, profesjonaliści, wojskowi.
Kapłan w najmniejszej mierze nie wyglądał na przekonanego.
— Chyba nie chcecie przegrać tej bitwy? — zaryzykował Fetterer. — Czy Szatan ma w niej zwyciężyć?
— Oczywiście, że nie — wymamrotał kapłan.
— A zatem nie możemy iść na jakiekolwiek ryzyko — stwierdził generał. — Wszystkie rządy zgodziły się w tej kwestii, czyż nie tak? Oczywiście, byłoby bardzo chwalebnie, gdybyśmy pokonali Szatana zmasowanym atakiem całej ludzkości. Rzec można, iż miałoby to wymowę symboliczną. Jednak czy wówczas bylibyśmy pewni zwycięstwa?
Kapłan próbował się wtrącić, ale Fetterer nie dał mu dojść do słowa.
— Czy możemy mieć pewność, jakimi siłami naprawdę dysponuje Szatan? Mówiąc językiem wojskowym, po prostu musimy rzucić do boju nasze doborowe siły. A to oznacza armię robotów, automatyczne myśliwce przechwytujące, bezzałogowe czołgi oraz bomby wodorowe.
Kapłan wydawał się teraz bardzo zmartwiony.
— Ale to jest jakieś nieuczciwe — stwierdził. — Czy naprawdę w swoim planie nie może pan znaleźć jakiegoś miejsca dla ludzi?
Fetterer zastanowił się nad tym, jednak postulat wydawał się niemożliwy do spełnienia. Plan przeprowadzenia bitwy był już w pełni ukończony, wspaniały, nieodparcie logiczny. Jakakolwiek ingerencja elementu ludzkiego, występującego w jakiejś większej masie, mogłaby jedynie zakłócić przebieg jego realizacji. Żadna żywa istota nie byłaby w stanie przetrwać potwornego hałasu tego automatycznego ataku, krzyżujących się w przestrzeni straszliwych ciosów energetycznych, siły wszechobejmującego zniszczenia. Nikt, kto znalazłby się w odległości mniejszej niż sto pięćdziesiąt kilometrów od linii frontu, nie pożyłby wystarczająco długo, by bodaj zobaczyć przeciwnika.
— Obawiam się, że nie — stwierdził generał.
— Są tacy — powiedział kapłan surowym tonem — którzy twierdzą, iż błędem było oddawać tę sprawę w ręce wojskowych.
— Przykro mi — oznajmił niemal radośnie Fetterer — ale to typowo defetystyczne poglądy. Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu… — gestem wskazał kapłanowi drzwi. Delegat pasterzy duchowych ludzkości z wyraźnym znużeniem opuścił salę.
— Ci cywile… — zamyślił się głośno Fetterer. — No więc, panowie — zwrócił się do pozostałych — czy wasze oddziały są gotowe do walki?
— Jesteśmy gotowi, by walczyć za najświętszą sprawę! — odparł entuzjastycznie generał MacFee. — Mogę ręczyć za każdy automat, który jest pod moim dowództwem. Metal ich pancerzy błyszczy, wszystkie przekaźniki zostały wymienione, a zbiorniki energii są pełne. Wprost palą się do walki!
Generał Ongin całkowicie już otrząsnął się z chwilowego oszołomienia.
— Siły lądowe są w gotowości bojowej, sir! — zameldował.
— Wsparcie powietrzne zapewnione — oznajmił lakonicznie generał Dell.
— Znakomicie — stwierdził generał Fetterer. — Poczyniono również wszystkie pozostałe przygotowania. Kamery telewizyjne przekazywać będą całej ziemskiej populacji bieżący obraz bitwy. Nikt, bogaty czy biedny, nie zostanie pozbawiony dostępu do tego spektaklu.