Выбрать главу

Nie, chyba nie, gdyby tak było, zbiry nie szukałyby jej w Bergen.

Niezmiernie trudno ich było dopaść. Wymykali się z każdej pułapki. Erling miał jednak pewność, że nie opuszczają Bergen i okolic miasta.

Ślad wiążący się z listem napisanym na kawałku kory, który przyniósł nieznajomy chłopiec, nigdzie go nie zaprowadził. Chłopiec już nie wrócił, o czym Erling nie omieszkał poinformować swej siostry. Powtarzał jej to codziennie, w końcu dumna panna nie śmiała więcej zaglądać do jego biura.

Pewnego dnia coś się wydarzyło i chociaż z początku historia brzmiała dość nieprawdopodobnie, to jednak w Erlingu obudziła się nowa nadzieja.

W kantorze odwiedził go wójt.

– Wpłynęła do mnie skarga, która, jak sądzę, może cię zainteresować, mój panie – zaczął i całym ciężarem zwalił się na krzesło, aż pod nim jęknęło. – Tej zimy zawinęła do Bergen barkentyna „Liselotte” z Arendal. Po drodze miała jakieś problemy. Poprzednim razem szyprowi zabrakło czasu na złożenie skargi, ale statek wrócił tu w zeszłym tygodniu i dopiero teraz usłyszałem tę dziwną relację.

Zrobił dramatyczną pauzę, zmuszającą Erlinga do reakcji:

– Proszę mi o tym opowiedzieć!

– Wiemy, że na jednej z wysp na otwartym morzu, za Sotrą mieszka samotna kobieta o imieniu Ester. Od dawna już mamy co do niej swoje podejrzenia. Przypuszczalny, że zajmuje się piractwem z lądu. Tacy piraci rozpalają ogniska w niewłaściwym miejscu i kierują statek tak, by rozbił się o skały. Potem plądrują wraki.

– Potworne – mruknął Erling.

– Właśnie! Nigdy jednak nie potrafiliśmy jej niczego udowodnić. Ester mieszka na maleńkiej wysepce, właściwie szkierze, i umie doskonale zatrzeć ślady swoich poczynań. Kapitan barkentyny „Liselotte” o mały włos nie wpadł w pułapkę. Na szczęście jego ludzie dostrzegli jeszcze jedno ognisko, które prędko zgaszono, choć jednak nie dość szybko. Ta kobieta ma obowiązek doglądania płonącego ogniska na południowym krańcu wysepki. To właśnie ognisko zgasiła, a rozpaliła inne na północnym brzegu. Mało brakowało, a statek roztrzaskałby się o skały.

– Cóż za straszna baba! – orzekł Erling. Zastanawiał się, po co wójt opowiada mu całą tę historię. Co on, Erling, mógł mieć wspólnego z piractwem?

– Wiemy, że kobieta mieszka na wyspie samotnie, nie lubi ludzi, jak chyba wszyscy trudniący się takim procederem. Ale marynarze z „Liselotte” zaklinają się, że na tle nocnego nieba widzieli na skałach trzy cienie. Wiele zobaczyć nie mogli, ale że było to dwoje ludzi i pies, gotowi są przysiąc. Jedna z tych osób nosiła spódnicę. My wiemy, że Ester ubiera się po męsku, więc nie mogła to być ona.

Erlingowi zaparło dech w piersiach.

– Ale ja dostałem list od Tiril.

– Wiem o tym. Napisany na brzozowej korze.

– Lecz jeśli ta kobieta jest odludkiem, jak wobec tego może…

Wójt powstrzymał go gestem przed skończeniem pytania.

– Ester utrzymuje kontakty z pewnym wieśniakiem z Sotry, który sam też nie jest święty. Ten wieśniak ma syna, chłopak od czasu do czasu wyprawia się do Bergen załatwić sprawy ojca i, jak przypuszczam, Ester.

Erling już szukał płaszcza.

– Kiedy jedziemy?

Łódź wójta przybiła do drugiego krańca wyspy, zamierzali bowiem zaskoczyć Ester. Wójtowi i Erlingowi towarzyszyło jeszcze trzech mężczyzn.

Pogoda była dość wietrzna i w czasie podróży Erling odczuł początki choroby morskiej. Z wielką ulgą zszedł na ląd, ciesząc się, że zdołał zachować godność.

Bez względu na koszty do domu wracam lądem, obiecał sobie w duchu.

Nie, niemożliwe, by Tiril mogła tu przebywać, pomyślał przerażony, rozejrzawszy się dokoła. Na takim maleńkim szkierze, na którym nie ma nic oprócz wiatru! W oddali na wschodzie majaczyła Sotra, a na północy podobna do tej maleńka wysepka, poza tym wszędzie tylko morze.

Trudno było sobie wyobrazić, że wyspa w ogóle jest zamieszkana.

Kiedy jednak wdrapali się na skały, ujrzeli w dole stojącą w zaciszu rozpadającą się chałupę i niewielką przystań z szopą. U brzegu cumowała łódź, nieduża, ale w dobrym stanie.

Z chaty dobiegły ich podniecone głosy.

– Nie poddam się – usłyszeli głos, który Erling natychmiast rozpoznał i ogromnie się tym uradował. – Możesz mówić, co ci się podoba, ale ja muszę dotrzeć na Islandię i pomóc memu przyjacielowi. I dać znać Erlingowi…

– Przecież wysłałyśmy wiadomość.

– Która do niego nie dotarła.

– Ale ja jestem chora!

Erling gwizdnął na palcach. Z chaty natychmiast rozległo się donośne szczekanie.

– To Nero! Poznaję go.

Czarna kula jak wystrzelona z armaty wpadła w ramiona Erlinga.

Młodzieniec przykucnął i pozwolił się oblizywać.

– Nigdy się nie spodziewałem, że tak mnie uszczęśliwi widok psa – śmiał się, ale w głosie dało się wychwycić nutę wzruszenia.

Teraz biegła już do nich Tiril.

– Erlingu, Erlingu, tak się cieszę, że cię widzę!

Ruszył jej na spotkanie, nareszcie mogli się objąć w długim, serdecznym uścisku. Nero skoczył ku nim, i on chciał wziąć udział w powitaniu.

Ludzie wójta ruszyli w dół i zanim Ester zdążyła się zabarykadować, otworzyli drzwi, które starała się przytrzymać. Pojmali wrzeszczącą wniebogłosy i przeklinającą kobietę.

Kiedy szli do chaty, Tiril powiedziała do Erlinga:

Posłuchaj, Móri jest w niebezpieczeństwie. Musimy natychmiast tam jechać! I tak straciliśmy dużo czasu, on może już nie żyć, muszę do niego dotrzeć!

– Tymczasem się uspokój! Skąd wiesz, że grozi mu nie bezpieczeństwo? Pisał do ciebie? Gdzie on jest?

Bez tchu opowiedziała mu o przesłaniu, jakie Móri przekazał jej przez Nera, i o swoim śnie, w którym zapadał, się w ziemię na bezludnym płaskowyżu.

– Tiril, to był tylko sen!

– Wcale nie. Sądzisz, że nie znam Móriego i jego tajemnych mocy? On jest prawdziwym czarnoksiężnikiem, być może najpotężniejszym ze wszystkich albo wręcz jedynym, jaki istnieje.

– Ale Islandia… Nie możesz tam jechać!

– Pojedziemy razem, Erlingu. Musisz mi towarzyszyć!

Westchnął zrezygnowany.

– Gdybym tylko mógł! Przez całą zimę starałem się wy- brać do Christianii w twojej sprawie i nawet na to nie miałem czasu. Wstrzymaj się jakieś dwa miesiące, będę wtedy trochę wolniejszy.

– Dwa miesiące? A co z Mórim? Ma umierać powolną śmiercią dlatego, że ty nie masz czasu? Wobec tego jadę sama.

Powstrzymał ją.

– Tiril, ty nigdzie nie możesz wyjechać. To bardzo nieprzyjemna historia, ale… jest nakaz, by cię aresztować.

– Mnie? Za co?

– Za piractwo.

– Ale ja przecież…

Spotkali się z pozostałymi. Ester wierzgała, szarpała się i wyrywała, przekleństwa padały niczym grad.

– Jestem niewinna jak baranek! – wrzeszczała. – Do diabła, nie ściągnęłam na zatracenie żadnego statku, poszaleliście, wykastrowane dupki. Zobaczycie, dam wam za to taką nauczkę, że jeszcze pożałujecie…

– Ester, mamy zbyt wiele skarg na ciebie. Ta, którą złożył szyper barkentyny „Liselotte”, to tylko ostatnia.

– Przecież on nie utonął, do diabła, wywinął się jak… Do stu piorunów, w co próbujecie mnie wrobić? To nie ja!

– Chcesz powiedzieć, że to Tiril? – rozzłościł się Erling.

– W każdym razie nie ja.

– Ester nic nie zrobiła – lojalnie potwierdziła Tiril. – Była bardzo dobra dla Nera i dla mnie. Nie chcę, żebyście zabierali ją z jedynego miejsca na świecie, które należy do niej.