– Sama słyszysz – oświadczył wójt. – Panienka Tiril robi wszystko, żeby ci pomóc, a ty co? Zrzucasz winę na nią.
Ester ze wstydem pochyliła głowę.
– Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Tiril w niczym nie zawiniła. Ja też nie. Po prostu się przestraszyłam. Nie wiedziałam, co mówię. – Gwałtownie się odwróciła i znów zaczęła wrzeszczeć: – Nie, do diabła! Nikt nie ma prawa wchodzić do mojego domu! Przeklęte łajdaki, trzymajcie się od niego z daleka!
Szarpnęła gwałtownie, by uwolnić się od mocnego uścisku przedstawicieli władz, zawyła tak głośno, że słychać ją było chyba aż na Sotrze, ale to nie odniosło skutku. Dwaj mężczyźni, w tym wójt, wkroczyli do chaty.
Wójt zaraz z niej wyszedł.
– Panno Tiril, czy ma pani klucz do tej zamkniętej izby?
– Nie, i nigdy tam nie zaglądałam. Nigdy nie wchodziłam do środka.
– Przeszukajcie kieszenie temu babsku – nakazał swoim ludziom.
Teraz rozgniewała się Tiril.
– Nie ma pan prawa nazywać Ester babskiem. Ona jest porządnym człowiekiem.
– Uważaj na słowa – cicho ostrzegł ją Erling.
– Do stu pioru…
Odskoczył w tył i patrzył na nią wstrząśnięty. Dziewczyna z początku nie mogła zrozumieć, co mu się stało, w końcu jednak zdała sobie sprawę ze swojego zachowania.
– Przepraszam! To pewnie otoczenie wywarło wpływ na mój język!
Po twardej, brutalnej, a przede wszystkim hałaśliwej walce Ester musiała się pogodzić z tym, że klucz wpadł w ręce „wroga”. Przy akompaniamencie najdłuższych i najbardziej ordynarnych przekleństw wójt i jego pomocnik znów weszli do chaty.
Erling zwrócił się do Tiriclass="underline"
– Posłuchaj, sytuacja twoja i Ester jest teraz naprawdę poważna. Obie jesteście oskarżone o uprawianie piractwa z lądu.
– Przysięgam, ja o niczym nie wiedziałam.
– Wierzę ci. Problem jednak polega na tym, że załoga barkentyny „Liselotte” widziała was obie razem z Nerem przy zagaszonym ognisku. Właśnie w ten sposób wpadliśmy na twój ślad. Żadne wytłumaczenia na nic się tu nie zdadzą. Obie musicie stanąć przed sądem.
– Ach, Erlingu, czy tym nieszczęściom nigdy nie będzie końca? Móri potrzebuje mojej pomocy! Nie mogę się spóźnić!
Wrócił wójt, jego twarz miała bardzo surowy wyraz.
– Niemało zdołałaś uskładać przez te lata, droga, niewinna Ester! Znaleźliśmy oczywiste dowody, przedmioty pochodzące z różnych statków, które zaginęły. Od dawna już się tym trudniłaś!
– Nie powinny cię obchodzić rzeczy wyłowione z morza, do kroćset!
– Wyłowione z morza? A co się stało z ludźmi, którzy byli na pokładzie?
– Do stu diabłów, skąd mam to wiedzieć? To są rzeczy, które morze wyrzuciło na brzeg, a jeśli ośmielisz się twierdzić, że jest inaczej, gorzko tego pożałujesz!
Wójta jednak wyraźnie to nie przekonało.
Kilka godzin później wszyscy razem w dużej łodzi wójta opuścili wyspę. Tiril szczerze żałowała Ester, ale rybaczka okazywała podekscytowanie wyprawą na stały ląd. Najwidoczniej zapomniała, co było jej powodem.
Wójt, Erling i Tiril rozmawiali ściszonymi głosami.
– Naprawdę muszę stanąć przed sądem? – spytała dziewczyna drżącymi wargami.
– Niestety tak – odparł wójt bez cienia uśmiechu. – Nie da się tego uniknąć.
– Ale przecież Tiril nic nie zrobiła – zaprotestował Erling.
– Jestem tego samego zdania. Tak jednak wymaga prawo.
– Czy może zostać skazana?
– To zależy od sędziego. I od tego, co ma do powiedzenia załoga „Liselotte”.
Erling mocno zacisnął zęby.
– Najgorzej, że prześladowcy wciąż chodzą wolni. Jeśli dowiedzą się, że Tiril jest w mieście, a oczywiście tak się stanie, to jej życie będzie poważnie zagrożone.
– Wiem o tym. – Wójt pokiwał głową zamyślony. – Wcale mi się nie podoba, że cię w to wciągam, panienko Tiril.
– Dziękuję – odparła krótko. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Tak bardzo ją to wszystko zasmucało.
Zapadło milczenie. Gdy wypłynęli na otwarte morze, wiatr szarpnął żaglami. Erling cały się spiął, teraz chodziło o jego męską godność.
– Najbardziej mi przykro z powodu Móriego – wyznała Tiril. – Mam wrażenie, że go zdradzamy.
– To przecież on zawiódł cię pierwszy – chłodno zauważył Erling. – Gdyby nie zniknął, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Nagle twarz wójta się rozjaśniła. Od pewnej chwili siedział skupiony, jakby jego umysł pracował pełną parą.
– Co się stało? – spytał go Erling.
– Porozmawiam z moimi ludźmi – odpowiedział. – Można na nich polegać. Jeśli powiemy, że nie znaleźliśmy panny Tiril na wyspie, i wysadzimy ją natychmiast, gdy tylko przybijemy do portu w Bergen, to…
– Oczywiście – szepnął Erling. – Szkoda, że nie mogę ci towarzyszyć!
Tiril nareszcie zrozumiała ich plan. Oczy jej się zaświeciły.
– Ale co zrobię, jeśli nie będzie akurat żadnego statku? – spytała, znów przygnębiona.
– Jest. I wypływa jutro rano, prosto na Islandię. Znam szypra. Na pewno nie będzie przeciwny obecności psa na pokładzie.
– Wspaniale – odetchnęła Tiril.
Erling był mniej zachwycony.
– Odnaleźć cię tylko po to, by zaraz znów cię utracić!
– Ależ ja przecież wrócę! – obiecała rozjaśniona. – Muszę się tylko dowiedzieć, dlaczego Móri mnie wzywał. Wrócimy oboje, Móri i ja.
– Znakomicie – odparł Erling z nieskrywaną goryczą. – Doprawdy, znakomicie!
Tiril jednak nie wyczuła jego sarkazmu. Myśli miała zajęte czym innym. Oczy znów jej pociemniały.
– Nie zniosłabym procesu. Nie potrafiłabym świadczyć przeciwko Ester. A prawdopodobnie byłabym do tego zmuszona.
– Z całą pewnością, panno Tiril – pokiwał głową wójt, nie dając najdrobniejszym nawet gestem do zrozumienia, że teraz ostatecznie pogrążyła Ester.
– Nie chciałabym też popełniać krzywoprzysięstwa.
To był śmiertelny cios, stwierdził w duchu wójt.
– Dlatego najlepiej będzie, jak zniknę – zakończyła dziewczyna.
Mężczyźni zrezygnowani popatrzyli na siebie.
Tiril westchnęła. Zadumała się nad własnym losem.
– Mam wrażenie, że jestem zawadą dla wszystkich ludzi. Ciągle muszę znikać. Co innego robiłam w swym dorosłym życiu?
No, tak bardzo dorosła jeszcze nie jesteś, pomyślał Erling.
– Tylko bądźcie dobrzy dla Ester – ciągnęła Tiril. – Miała twarde, samotne życie, nie zna innego. Dlatego, być może, od czasu do czasu postępowała trochę… bezprawnie.
Wójt nie chciał uświadamiać jej gorzkiej prawdy.
– Zrobimy wszystko, co się da, ale rejestr jej grzechów jest długi.
Tiril nie mogła zaprzeczyć.
Zapadł już zmrok, kiedy dotarli do Bergen. Nadeszła trudna chwila.
– Zostawcie mnie samą z Ester – poprosiła Tiril.
Nie protestowali. W cieniu portowych baraków dziewczyna próbowała wyjaśnić przyjaciółce, że musi zostawić ją w biedzie, ponieważ nie chce być dla niej zbyt wielkim obciążeniem podczas procesu.
Ester zawsze była wielkoduszna. Zrozumiała.
Mężczyźni przez cały czas obserwowali je z daleka.
– Powiem im, że wszystko, co posiadam, należy do ciebie – zapewniała Tiril twarda rybaczka. – Na pewno wtrącą mnie do więzienia, ale nie na długo. Nic na mnie nie mają.
– Gdy tylko wrócę z Islandii, zrobię wszystko, żeby cię wyciągnąć. Ale musisz mi obiecać, że nigdy już nie będziesz się zajmować piractwem z lądu.
– Chcesz powiedzieć, że powinnam raczej napadać na statki z morza?
– Och, nie, musisz w ogóle tego zaniechać. Wyciągnę cię, obiecuję. Znam wielu wpływowych ludzi w mieście.