Chociaż czy ta kobieta używała czegoś tak eleganckiego jak bielizna? Tiril miała co do tego wątpliwości.
– Czy nie doskwiera ci samotność?
– Nie, dobrze mi tutaj.
– Ale jak udaje ci się przeżyć? Skąd bierzesz, na przykład, mleko? Nie hodujesz przecież zwierząt.
– No tak, mewy nie dają się wydoić – zarechotała Ester, aż Tiril o mało w uszach nie popękały bębenki. – Łowię ryby. I dostaję za nie mleko od sąsiada. On ma gospodarstwo. Żywię się też jajami morskich ptaków, kiedy przychodzi na nie pora.
– A chleb? Masz jakieś pole, na którym uprawiasz zboże?
– Nie, nie mam. Modlitwa nie na wiele się zda, gdy się sieje na kamiennym gruncie. A ziarna z tego małego skrawka ziemi porośniętego nadmorskimi ostami nie starczyłoby na więcej niż na jeden bochenek, w ogóle więc nie zawracam tym sobie głowy. Sąsiad daje mi chleb. Usiądź tutaj, zaraz rozpalę w piecu. Musimy cię wysuszyć, inaczej dostaniesz kataru w nieprzyjemnych miejscach. A potem to piekielnie swędzi, kiedy odwiedzi cię na sianie mężczyzna. Nie mam ubrań, w które mogłabym cię przebrać, ale przy ogniu na pewno zaraz wyschniesz.
– Dziękuję, niczego więcej nie potrzeba. Ten sąsiad… Czy on mieszka…?
– Na wyspie Sotra. Dziś w nocy dopłynęłaś daleko za Askøy. Musiałaś lawirować między wyspami, a wreszcie zostawiłaś je wszystkie za sobą.
– Rzeczywiście wydawało mi się, że już za długo wiosłuję. Ale nic przecież nie widziałam. To wielkie szczęście, że masz takiego dobrego sąsiada.
– O, tak. Daje mi wszystko, czego potrzebuję.
Ester powiedziała to, pomrukując z rozkoszą. Tiril przez moment poczuła się zbita z pantałyku.
Nero także przybiegł do chaty i zdążył już wywęszyć mysią norę. Stał teraz przed nią i kichał od kurzu.
– Doskonale, piesku – pochwaliła go Ester. – Rozpraw się z tymi obżartuchami. Dostały się na wyspę razem z pewnym ładunkiem i piekielnie się mnożą.
Nagle w jej spojrzeniu pojawił się cień podejrzliwości.
– Ten pies, mam nadzieję, nie jest wytresowany do szpiegowania? Nikt cię tu chyba nie przysłał?
– Przysłał? Mnie? A kto?
Nie, nie, zapomnij, co powiedziałam, wyglądasz na uczciwą. Nie wiedziałam, że ludzie z wyższych sfer potrafią być tacy bezpośredni. Na pewno jesteś dobrą dziewczyną. A teraz chciałabym poznać twoją historię, bo wspominasz o wielu dziwnych sprawach.
– Tak, moja historia jest dość niezwykła – uśmiechnęła się Tiril ze smutkiem.
Ester zawiesiła nad ogniem garnek, w którym były resztki kaszy, na pewno nie dzisiejszej. Nie były też wczorajsze ani przedwczorajsze, ale Tiril postanowiła przymknąć oczy na ten fakt.
– Widzę, że opowiadanie sprawia ci przykrość – powiedziała Ester nie owijając w bawełnę. – Ale wydajesz mi się poci tyloma względami niezwykła, że budzisz moją ciekawość.
– Masz prawo wiedzieć, kogo przyjęłaś pod swój dach – pokiwała głową Tiril. – Powinnaś wiedzieć, że krok w krok za mną idzie nieszczęście. Z pewnością stanie się coś złego, jeśli ktoś się dowie, gdzie mnie szukać. Ja sama jestem dobrze chroniona, mogę też ochronić twój dom, jeśli chcesz.
Ester zmarszczyła brwi. Ciekawość wprost biła z małych, jasnoniebieskich jak woda oczu. Gestem wskazała dziewczynie miejsce tuż przy ogniu.
Tiril wyjęła dwa ochronne znaki Móriego.
– Ten jest mój własny. Ale ten duży możemy zawiesić nad drzwiami, a wtedy nie wejdzie tu żaden nieproszony gość.
– To by mi się przydało – wypaliła Ester. Potem gwałtownie zwróciła się do Tiril. – Nieczyste siły! Nie jesteś chyba czarownicą? Czy to dlatego uciekasz?
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
– Nie, nie jestem czarownicą. Te znaki dostałam od mego najlepszego przyjaciela. Ale on opuścił już kraj. Na zawsze.
– Coraz bardziej mnie zadziwiasz. Kim był?
– Czarnoksiężnikiem. Musiał wracać na Islandię, aby coś odszukać. Jeśli to znajdzie, stanie się najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na świecie.
– Do stu piorunów! A cóż to za szczególna rzecz, która może to uczynić? I w jaki sposób zdoła ją odnaleźć?
Tiril odparła niepewnym tonem:
– Wskrzeszając z martwych pewnego biskupa, który nie żyje od dwustu lat. Tak, wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale gdybyś spotkała Móriego, uwierzyłabyś w to, co mówił. Oj, chyba zaczynam się przypiekać z jednej strony, czy mogę się obrócić?
– Wydawało mi się, że zapachniało wędzoną szynką – wybuchnęła głośnym śmiechem Ester. – Nie, nie, żartowałam. Ustaw się tyłkiem w stronę ognia, ja zwykle tak robię.
– Chyba wszystkie kobiety – uśmiechnęła się Tiril. – Och, jak przyjemnie!
– Przybiję tylko to dziwactwo nad drzwiami i zaraz będziesz mogła opowiadać dalej. To bardzo interesujące, coś innego niż patroszenie ryb, jedzenie, sikanie i spanie.
Wyszła przed chatę i umocowała Tarczę Arona nad niskimi drzwiami. Nazwa znaku wielce ją rozbawiła i znów głośny śmiech echem poniósł się wśród skał. Wróciła do izby.
– No, teraz dobrze, niestraszny nam już diabeł, trolle ani… A tam, mam to w nosie. No więc, jak wygląda ten twój czarnoksiężnik?
W oczach Tiril pojawiły się rozmarzenie i smutek.
– Móri przypomina przerażająco pięknego anioła śmierci. Szkoda, że go nie widziałaś! Jest taki urodziwy, wprost do bólu. Ale taki… taki daleki. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że ktoś mógłby go poślubić, to po prostu niemożliwe. On jest niebezpieczny, rozumiesz to, Ester? Widziałam w jego oczach światy ukryte dla nas, ludzi. Zajrzałam do krainy mrocznych cieni. W tych oczach kryje się samotność i smutek, i… nie, nie zło, raczej groza. On zna tak wiele tajemnic. Na własne oczy widziałam, jak zaklęciem tamował krew, i była to chyba jego najmniej imponująca umiejętność. O innych nie mam śmiałości myśleć. Gdy mówi o tym starym biskupie, wygląda wprost strasznie! – Zadumała się na moment, ale zaraz wróciła do rzeczywistości. – Miałam przecież opowiedzieć Tragiczną Historię Mego Życia – uśmiechnęła się leciutko. – Szczerze jednak mówiąc, jest ona naprawdę bardzo smutna. Obiecuję, że nie będę się nadto rozwodzić.
– Nie spiesz się, czas nas nie goni! No, jedzenie jest już gotowe, ale mam tylko jedną łyżkę. Czy możesz jeść prosto z garnka, czy też…?
Tiril mężnie przełknęła ślinę i jadła prosto z garnka.
– Dobrze – pochwaliła ją Ester. – A teraz opowiadaj!
Z jakiegoś dziwnego powodu kasza okazała się rzeczywiście smaczna, a może o jej smaku decydował raczej głód? Tiril gorąco podziękowała za jedzenie i powiedziała, że czuje się teraz o niebo lepiej. Po nocy spędzonej w samotności na nieznanych wodach tym bardziej doceniała troskliwą opiekę Ester. Potężna kobieta tylko prychnęła w odpowiedzi.
– Wszystko zaczęło się właściwie mniej więcej dwa lata temu. – Tiril drżała, dręczona przykrymi wspomnieniami. – Kiedy moja ukochana siostra Carla odebrała sobie życie…
– W imię Ojca i Syna – mruknęła Ester.
Tiril z rozjaśnionymi oczami opowiadała o Carli, obdarzonej anielską urodą, i o dzieciństwie ich obu.
Ester przyglądała się jej z niedowierzaniem.
– Mówisz tak, jakbyś ani krztynę nie była zazdrosna o siostrę, która najwyraźniej w czepku się urodziła. Piękna niczym elf i…
– Nigdy by mi nie przyszło to do głowy – z powagą odparła Tiril – Ubóstwiałam Carlę. Niestety, jak się okazało, nie ja jedna…
Drżącym głosem opowiedziała o samobójstwie siostry, które ta popełniła właśnie wtedy, gdy pozwolono jej poślubić sympatycznego Erlinga Müllera, potomka bogatego rodu kupców hanzeatyckich. I o ujawnionych później powodach samobójstwa: ojcu wykorzystującym śliczną córkę, która w ogóle nie była jego córką. On jednak zataił ten fakt przed biedną dziewczyną, przez co skazał ją na jeszcze większe cierpienia. Tiril mówiła także o tym, jak kilka miesięcy później przybrany ojciec zaczął napastować także i ją. O ucieczce z domu, o pomocy Móriego, a później Erlinga, o domu w Laksevåg.