Выбрать главу

– Szkoda, że nie mogę ich wyrzucić za burtę – westchnął szyper. – Niestety, to niemożliwe. Dzięki Bogu, Nero ich pogryzł!

Tiril była tak wzburzona, że nie zważała na słowa. Nie spodziewała się zresztą, że mogą one mieć takie konsekwencje.

– Czy nie ma tu żadnych wyższych sprawiedliwych mocy? – załkała, zwracając się do kapitana. – Jeśli ktoś tutaj zasłużył na to, by zostać wrzuconym do morza, to ci dwaj, bo oni nic nie są warci. Ale uważają się za lepszych od Móriego! A on potrafi tyle, że nawet wam się nie śniło!

– Nietrudno w to uwierzyć – mruknął szyper, a pozostali marynarze pokiwali głowami.

Nagle w jednej chwili niebieskawe światło wieczoru pociemniało, na niebie pojawił się czarodziejski poblask, nad morską toń opuścił się połyskliwy półmrok.

– Uwaga! – zawołał nagle jeden z marynarzy. – Na ziemię!

Odwiązany bom ze świstem przeleciał nad pokładem. Wszyscy padli plackiem na deski. Wszyscy, z wyjątkiem dwóch łajdaków, do których albo nie dotarło ostrzeżenie, albo go po prostu nie usłyszeli. Najprawdopodobniej to ostatnie, choć trudno w to uwierzyć.

Bom trafił ich w twarze. Przelecieli nad relingiem i zniknęli za burtą statku.

Więzień, zakuty w żelazo, natychmiast poszedł na dno jak kamień. Drugi, muskularny grubianin, wrzeszczał przerażony:

– Nie umiem pływać!

Statek jednak nabrał prędkości; nim zdołali zmienić kurs, drugi prześladowca Móriego także skrył się w falach.

Mężczyźni powoli zaczęli się podnosić z pokładu. W oszołomieniu zamocowali bom. Z ukosa zerkali na Tiril, wciąż klęczącą u boku Móriego, zdrętwiałą z przerażenia.

– Nie… nie wiem, co się stało – szepnęła ledwie słyszalnie. – Nie chciałam, nie rozumiem. To nie wina Móriego, przysięgam!

Nikt nie odpowiedział, ale do czasu zawinięcia do portu w Bergen traktowano ich z wyraźnym respektem.

Móri w końcu odzyskał przytomność i zdołał zejść na ląd o własnych siłach, lekko tylko wsparty na ramieniu Tiril.

Nikt jednak nie śmiał mu opowiedzieć o tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.

Nikt, nawet Tiril. Nikt bowiem bardziej niż ona nie przeraził się siłami, jakie wyzwoliła na żaglowcu.

Rozdział 17

Bergen nie było już miastem dla nich, dwojga poszukiwanych przez władze.

Mieli przyjaciela, który prawdopodobnie będzie w stanie im pomóc: Erlinga Müllera. Do jakiego stopnia jednak mogli go obciążać? Czy starczy mu odwagi na przeciwstawienie się władzom? Wójt przecież, z różnych przyczyn, ścigał i Tiril, i Móriego.

Tiril bardzo też chciała odwiedzić Ester w więzieniu. Ale jak to zrobić?

Nie mieli również żadnych wieści o tym, co ostatnio wydarzyło się w mieście. Móri wyjechał już tak dawno, a Tiril po powrocie z wysepki Ester tylko przelotnie zabawiła w porcie.

O swym domu nie wiedziała nic poza tym, co przekazał jej Erling. Nie miała żadnych wiadomości o ścigających ją złoczyńcach.

Chyba w końcu zrezygnowali?

– Jest bardzo wczesny ranek – oświadczył Móri. – Niewielu ludzi wyszło już z domów. Spróbujemy pójść do biura Erlinga?

– Tak zrobimy. – Tiril ucieszyła się, że ktoś za nią podjął decyzję.

Niczym ukrywający się przestępcy skradali się ulicami, na szczęście biuro Erlinga położone było w tej samej części portu, gdzie przybił statek.

Niestety, Erlinga nie zastali, powitała ich natomiast Christine, jego siostra.

To spotkanie mogło zakończyć się katastrofą, ale Christine wciąż miała w pamięci awanturę, jaką zrobił jej Erling z powodu listu Tiril przyniesionego przez ubogiego chłopaka, i tym razem wprowadziła ich do kantoru, aby tam zaczekali na brata. Tiril nigdy nie widziała pewnej siebie damy taką przygaszoną.

Nieco się jednak pomyliła w ocenie siostry Erlinga. Christine już w drzwiach oznajmiła słodkim jak ulepek głosem:

– To może dość długo potrwać. Wczoraj wieczorem Erling wybrał się z wizytą do panny Drake, a stamtąd zwykle wraca późno.

Potem dyskretnie zamknęła za sobą drzwi. Odgłos jej niepokojąco szybkich kroków rozpłynął się w głębi korytarza.

Popatrzyli po sobie. Prędkie odejście Christine nie wróżyło dobrze.

Szczęście jednak ich nie opuszczało. Christine w istocie pospieszyła do wójta, ten jednak wybrał się właśnie do wioski, gdzie poprzedniego dnia odbywało się nadzwyczaj huczne weselisko. Jednego z gości uderzono kuflem w głowę, drugiemu w udo wbito nóż (po pijanemu źle wcelowano – ostrze miało trafić szlachetniejsze organy), a trzeciemu sala balowa pomyliła się z wychodkiem. Wszyscy świadkowie ledwie trzymali się na nogach.

Christine niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę w oczekiwaniu na powrót wójta.

Prawdą było, że Erling spędził tę noc u panny Amalie Drake. Nie weszło mu to w zwyczaj, lecz ostatnio zdarzyło się dwu- albo i trzykrotnie.

To ona podjęła inicjatywę. Jej usilne starania rzucały się w oczy już od dawna, lecz Erling wciąż zdawał się ich nie zauważać. W końcu jednak nie mógł zapanować nad wzburzeniem spowodowanym wyjazdem Tiril na Islandię w poszukiwaniu Móriego i został na noc u panny Amalie.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zrywa niewinnego kwiatuszka. Potrzebował jednak kobiety, nie mógł sobie ze sobą poradzić. Zbyt długo wielbił delikatną, kruchą Carlę, wierząc, że biedna dziewczyna jest czysta i niewinna, a potem zakochał się w Tiril, która nie zdawała sobie z tego sprawy. W końcu poczuł się zawiedziony i przyjął kolejne bezpośrednie zaproszenie Amalie.

Kiedy jednak Amalie zaczęła w towarzystwie dawać do zrozumienia, że są parą, niech więc inne panny trzymają się od Erlinga z daleka, ostro zareagował.

Poprzedniego wieczoru powiedział jej kilka słów do słuchu, przypominając, że nigdy niczego jej nie obiecywał, i zażądał, by przestała go nazywać swym przyszłym małżonkiem.

Przebiegła Amalie Drake dobrze znała mężczyzn. Trzepocząc długimi rzęsami zapewniała, że nigdy nie przeszłoby jej to przez myśl, widać wynikło jakieś nieporozumienie. „Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi, Erlingu, i drobna chwila przyjemności nie musi wszak jeszcze nic oznaczać, prawda?”

Znów więc trafił do jej łóżka i rano, wracając do biura, czuł się trochę nie w porządku.

W drzwiach przywitał Erlinga uszczęśliwiony Nero, młodzieniec wiedział więc, kogo zastanie w środku.

Z radości serce podskoczyło mu w piersi. Tiril! Tiril wróciła!

Potem napłynęły wyrzuty sumienia: oto przychodzi przepojony zapachami Amalie Drake, jego usta i dłonie dotykały ciała innej kobiety, nie niewinnej Tiril!

Ogarnęła go nieprzemożona chęć, by wejść pod strumień lodowatej wody, oczyścić się, umyć, wypłukać usta…

Oto i Tiril.

Erling poczuł, że płoną mu policzki. Zarówno z radości na jej widok, jak i ze wstydu.

Tiril wydała mu się piękniejsza niż zwykle. Jej urodę trudno było opisać, bo rysy twarzy nie odznaczały się regularnością. Od dziewczyny bił jednak jakiś niezwykły blask, radość życia, teraz też wprost przepłynęła w powietrzu, rzucając mu się na spotkanie.

Jak cudownie ją obejmować! Taka szczera, taka prawdziwa!

Dlaczego, dlaczego wczoraj wieczorem nie okazał dostatecznej stanowczości? Przybył wszak do panny Drake, by z nią zerwać, zakończyć całą tę historię, w którą nigdy się nie zaangażował.

Tiril uwolniła się z jego objęć i patrzyła na niego ucieszona.

Nagle Erling zorientował się, że nie są sami.

Nie spodziewał się Móriego, na jego widok coś ukłuło go w sercu. Zapiekły go uczucia, których nie potrafił określić, tak były sprzeczne.