– Już z nim rozmawiałam – odparła zniecierpliwiona. – On nic nie wie. Co jeszcze?
– Włączyłbym w to policję. Dyskretnie. Sam niewiele więcej mogę zdziałać.
– Nie – oznajmiła stanowczo. – Żadnej policji. W tym punkcie ja i Jack jesteśmy nieugięci.
– Mam znajomych w FBI…
– Nie.
Myron wrócił myślami do rozmowy z Winem.
– Kto asystował Jackowi, kiedy przegrał w Merion? – spytał.
Zawahała się.
– A po co panu ta informacja?
– Podobno Jack obwinił o przegraną swego asystenta.
– Tak, poniekąd.
– I go wywalił.
– I co z tego?
– Właśnie dlatego spytałem, czy mąż miał wrogów. Jak zareagował na to ten człowiek?
– Mówi pan o wypadkach sprzed ponad dwudziestu lat. Nawet jeżeli głęboko znienawidził Jacka, to czy czekałby tak długo, żeby się zemścić?
– Od tamtego czasu nie rozgrywano w Merion Otwartych Mistrzostw Stanów. Może obecny turniej rozbudził w nim uśpiony gniew. Nie wiem. Najpewniej jest to mylny trop, ale chyba warto go sprawdzić.
W słuchawce dosłyszał inny głos. Linda poprosiła, żeby Myron zaczekał.
Kilka chwil później w słuchawce rozległ się głos Jacka.
– Sądzi pan, że istnieje związek pomiędzy wydarzeniami sprzed dwudziestu trzech lat i zniknięciem Chada? – spytał bez wstępów Coldren.
– Nie wiem.
– Ale myśli pan… – natarł Coldren.
– Nie wiem, co myśleć – wpadł mu w słowo Myron. – Po prostu badam wszelkie możliwości.
Zapadła kamienna cisza.
– Nazywał się Lloyd Rennart – rzekł wreszcie Coldren.
– Wie pan, gdzie mieszka?
– Nie, nie widziałem go od zakończenia tamtego turnieju.
– Od dnia, w którym go pan zwolnił.
– Tak.
– Nigdy więcej się nie spotkaliście? W klubie, na turnieju czy gdzie indziej?
– Nie. Nigdy – odparł wolno Jack Coldren.
– Gdzie wtedy mieszkał Rennart?
– W Wayne. W pobliżu Filadelfii.
– Ile ma teraz lat?
– Sześćdziesiąt osiem – odparł bez wahania Coldren.
– Czy przed tamtym turniejem łączyły was bliskie stosunki?
– Tak sądziłem – odparł po chwili bardzo cicho Coldren. – Ale nie towarzyskie. Nie poznałem jego rodziny, nie byłem w jego domu, nic z tych rzeczy. Ale na polu golfowym… – urwał. – Myślałem, że jesteśmy w dobrej komitywie.
Zamilkł. Myron słyszał jego oddech.
– Jaki miałby w tym cel? – spytał. – Po co miałby z rozmysłem zniszczyć pańskie szanse na zwycięstwo?
– Przez dwadzieścia trzy lata chciałem poznać odpowiedź – odparł szorstko, chrapliwie Coldren.
Rozdział 6
Myron podał Esperanzy przez telefon imię i nazwisko. Nie spodziewał się większych trudności w odszukaniu Lloyda Rennarta. Ułatwiała to nowoczesna technika. Każdy właściciel komputera z modemem mógł wklepać adres strony www.switchboard.com, będącej w praktyce ogólnokrajową książką telefoniczną. Gdyby nie dało to rezultatu, istniały inne strony. Jeżeli Lloyd Rennart nadal żył, znalezienie go nie powinno zająć wiele. A jeżeli nie, można go było poszukać na innych stronach.
– Powiedziałeś Winowi? – spytała Esperanza.
– Tak.
– Jak zareagował?
– Nie pomoże.
– Żadna niespodzianka.
– Żadna.
– W pojedynkę nie idzie ci za dobrze.
– Nic mi nie będzie – odparł. – Cieszysz się z dyplomu? Przez ubiegłe sześć lat Esperanza studiowała wieczorami prawo na Uniwersytecie Nowojorskim. W poniedziałek skończyła studia.
– Chyba nie pójdę na rozdanie.
– Dlaczego?
– Nie lubię ceremonii.
Jedyna bliska krewna Esperanzy, matka, zmarła kilka miesięcy temu. Myron podejrzewał, że właśnie jej śmierć wpłynęła najbardziej na decyzję przyjaciółki.
– Ja pójdę – oświadczył. – Usiądę pośrodku pierwszego rzędu. Chcę widzieć wszystko.
Zamilkli.
– W tym miejscu mam zdusić łzy, bo komuś na mnie zależy? – spytała po chwili.
Myron pokręcił głową.
– Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.
– No nie, chcę mieć co do tego jasność. Powinnam się głośno rozszlochać czy tylko pociągnąć nosem? A może mają mi zwilgotnieć oczy jak Michaelowi Landonowi w Domku na prerii?
– Ale z ciebie mądrala.
– Tylko wtedy, kiedy traktujesz mnie z góry.
– Nie traktuję cię z góry. Przejmuję się tobą. Podaj mnie za to do sądu.
– A idźże.
– Są jakieś wiadomości?
– Z milion, ale nic, co nie może poczekać do poniedziałku. Aha, jedna sprawa.
– Jaka?
– Jędza zaprosiła mnie na lunch.
„Jędzą” nazywała Jessicę, jego miłość życia. Łagodnie mówiąc, nie lubiła jej. Wielu przypuszczało, że chodzi o zazdrość, o utajony pociąg, który czuje do swojego szefa. Nic z tych rzeczy. Po pierwsze, w swoim życiu erotycznym Esperanza ceniła sobie, hm, elastyczność. Jakiś czas spotykała się z niejakim Maxem, potem z kobietą – Lucy, a w tej chwili z inną kobietą – Hester.
– Ile razy prosiłem cię, żebyś jej tak nie nazywała? – spytał.
– Z milion.
– Pójdziesz?
– Chyba tak. W końcu to darmowa wyżerka. Nawet jeśli będę musiała patrzeć jej w twarz.
Rozłączyli się. Wiadomość trochę go zaskoczyła. Wprawdzie Jessica nie odwzajemniała wrogości Esperanzy, ale nie oczekiwał, że zaprosi ją na lunch, żeby przełamać lody w ich prywatnej zimnej wojnie. Może dlatego, że w tej chwili mieszkali razem, Jess uznała, że czas wyciągnąć gałązkę oliwną. A co tam! Zadzwonił do niej.
Odezwała się automatyczna sekretarka. Wysłuchał nagranego głosu.
– Jess? Odbierz – powiedział po sygnale.
Odebrała.
– Boże, szkoda, że cię tu nie ma – rozpoczęła rozmowę na swój sposób.
– Tak? – Wyobraził ją sobie, jak leży na kanapie, z kablem telefonu okręconym wokół palców. – Dlaczego?
– Zaraz zrobię sobie dziesięciominutową przerwę.
– Całe dziesięć minut?
– Tak.
– Marzy ci się wydłużona gra wstępna?
Zaśmiała się.
– Podnieca cię to, drągalu?
– Podnieci, jeśli zaraz nie skończysz o tym mówić.
– To może zmieńmy temat.
Myron wprowadził się do mansardy Jessiki w Soho kilka miesięcy temu. Przenosiny z niedużej miejscowości w New Jersey do modnej dzielnicy w Nowym Jorku, by zamieszkać z ukochaną, które dla większości mężczyzn byłyby zmianą dramatyczną, w jego przypadku równały się osiągnięciu dojrzałości. Całe dotychczasowe życie spędził z tatą i mamą w typowym podmiejskim mieście Livingston. Od narodzin do wieku sześciu lat w sypialni na piętrze po prawej, od szóstego roku życia do trzynastego w sypialni na piętrze po lewej, a od trzynastego do trzydziestego któregoś w zaadaptowanej suterenie.
Po takim czasie silna więź z rodzicami zmieniła się w pęta.
– Podobno zaprosiłaś Esperanzę na lunch – zagadnął.
– Tak.
– Dlaczego?
– Bez powodu.
– Bez powodu?
– To fajna dziewczyna. Chcę iść z nią na lunch. Nie bądź wścibski.
– Przecież wiesz, że cię nie cierpi.
– Jakoś to wytrzymam. A jak tam turniej golfa?
– Bardzo dziwny.
– Dlaczego?