Выбрать главу

– W opinii pana Lockwooda jest pan znakomity – rzekł Crispin.

– Jestem dobry – przyznał Myron. – Nie chciałbym jednak, żeby Win wprowadził pana w błąd. Nie jestem aż takim altruistą, jak wynikałoby z jego słów. Nie polecam go klientom dlatego, że taki ze mnie brat łata. Dobrze wiem, ile znaczy dla mojej agencji fakt, że im doradza. Zwiększa wartość moich usług. Dba o zadowolenie klientów. Dla mnie to czysty zysk. Owszem, nalegam, żeby klienci sami decydowali w sprawach finansowych, nie tylko z uwagi na ich bezpieczeństwo, lecz i moje własne.

– Jak to?

– Z pewnością słyszał pan niejedno o menedżerach i agentach okradających sportowców.

– Tak.

– A czy wie pan, dlaczego zjawisko to jest tak nagminne?

Crispin wzruszył ramionami.

– Z powodu chciwości?

Myron przekrzywił głowę w odpowiedzi „tak i nie”.

– Głównie z powodu bierności. Braku zaangażowania sportowców. Są leniwi. Wolą, popełniając błąd, całkowicie zawierzyć agentowi, bo tak jest wygodniej. Niech on płaci moje rachunki, powiadają. Niech inwestuje pieniądze. I tak dalej. W agencji RepSport to jest niemożliwe. Nie dlatego, że ja czuwam nad finansami. Nie dlatego, że czuwa nad nimi Win. Ale dlatego, że czuwa nad nimi pan.

– Teraz też czuwam – odparł Crispin.

– Czuwa pan nad pieniędzmi, owszem. Śmiem jednak wątpić, czy nad resztą.

Crispin trawił to przez chwilę.

– Doceniam pańskie argumenty, ale radzę sobie całkiem dobrze.

– Ile dostaje pan za tę czapkę? – spytał Myron, wskazując na jego głowę.

– Słucham?

– Nosi pan czapkę bez znaku firmowego – wyjaśnił Myron. – Dla gracza pańskiej klasy to strata ćwierć miliona rocznie.

Crispin zaniemówił.

– Będę współpracował z Zoom – powiedział.

– Czy wykupili od pana prawa na czapkę?

– Chyba nie – odparł Crispin po chwili.

– Jej przód jest wart ćwierć miliona. Można też sprzedać boki. Są tańsze. W sumie da się wyciągnąć ze czterysta tysięcy. Kolejna sprawa to koszulka.

– No nie, chwileczkę! – wtrącił Zuckerman. – Tad będzie nosił koszulki Zoom.

– Jasne, Norm – rzekł Myron. – Ale wolno mu na nich nosić znaki firmowe. Na piersi i rękawkach.

– Znaki firmowe?

– Co chce. Logo Coca-Coli. IBM. Nawet Home Depot.

– Znaki firmowe na mojej koszulce?

– A jak. Co pan pije na polu?

– Co piję? Podczas gry?

– Tak. Mógłbym panu załatwić kontrakt z Powerade albo inną firmą napojów gazowanych. Co powiedziałby pan na reklamę wody Poland Spring? Niezła marka. A co z workiem na kije? Musi pan wynegocjować kontrakt na worek golfowy.

– Nie rozumiem.

– Jest pan chodzącą planszą reklamową, Tad. Pokazują pana w telewizji. Ogląda pana mnóstwo kibiców. Pańska czapka, pańska koszulka, pańska torba na kije to gotowe miejsca na reklamę.

– No nie, sekundę! – wtrącił Zuckerman. – Tad nie może tak po prostu…

Zagrała komórka, ale tylko raz, bo Myron dosięgnął palcem wyłącznika z taką z szybkością, że niech się schowa szeryf Wyatt Earp. Szybki refleks. Raz na jakiś czas się przydaje.

Ale i tak krótki sygnał ściągnął gniew siedzących w pobliżu członków klubu. Myron rozejrzał się. Wbili w niego – włącznie z Winem – kilka spojrzeń ostrych jak sztylety.

– Szybko za dom klubowy – rzekł z naciskiem Win. – Niech nikt cię nie widzi.

Myron zasalutował żartobliwie i wypadł z werandy jak ktoś, kogo przyparł pęcherz. Gdy dotarł w bezpieczne miejsce blisko parkingu, włączył komórkę.

– Halo!

– O Boże… – usłyszał głos Lindy Coldren, który zmroził go do szpiku kości.

– Co się stało?

– Znów zadzwonił.

– Nagrała go pani na taśmę?

– Tak.

– Zaraz tam bę…

– Nie! – krzyknęła. – Obserwuje dom.

– Widziała go pani?

– Nie. Ale… Niech pan nie przyjeżdża. Proszę.

– Skąd pani dzwoni?

– Z telefonu w suterenie. Boże, Myron, gdyby pan go słyszał!

– Czy wyświetlił się numer, spod którego dzwonił?

– Tak.

– Proszę mi go podać.

Wyjął z portfela pióro i zapisał numer na starym kwicie.

– Jest pani sama?

– Jest ze mną Jack.

– Nikt poza tym? A co z Esme Fong?

– Jest na górze, w salonie.

– Dobrze. Chcę odsłuchać to nagranie.

– Chwileczkę. Jack podłącza sekretarkę. Włączę głośnik.

Rozdział 7

Trzasnął klawisz i rozległ się dzwonek. Zaskakująco wyraźny. A potem Myron usłyszał głos Jacka Coldrena:

– Halo?

– Kim jest ta żółta dziwka?

Bardzo niski, bardzo groźny, z pewnością zmieniony elektronicznie głos mógł należeć do każdego, młodego lub starego, kobiety lub mężczyzny.

– Nie wiem, o co…

– Pogrywasz ze mną w chuja, głupi sukinsynu?! Chcesz żebym zaczął ci przysyłać waszego zasranego gnojka po kawałku?

– Proszę…

– Powiedziałem: nie kontaktujcie się z nikim.

– Nie skontaktowaliśmy się.

– No to co za żółta dziwka weszła do was przed chwilą?

Zapadła cisza.

– Masz mnie za barana, Jack?

– Skądże.

– Więc co to za jedna?

– Nazywa się Esme Fong – odparł szybko Coldren. – Pracuje dla firmy odzieżowej. Przyjechała zawrzeć kontakt reklamowy z moją żoną.

– Pieprzysz.

– Naprawdę, przysięgam!

– Nie wiem, Jack…

– Panu nie skłamałbym.

– Dobra, Jack, zobaczymy. Będzie cię to kosztować.

– To znaczy?

– Sto tysięcy. Nazwijmy to grzywną.

– Za co?

– Gówno ci do tego. Chcesz, żeby chłopak przeżył? Będzie cię to teraz kosztować sto kawałków. To do…

– Zaraz, chwilę.

Coldren odchrząknął, próbując odzyskać kontrolę, zapanować nad sytuacją.

– Jack?!

– Tak?

– Przerwij mi jeszcze raz, a wkręcę kutasa twojego szczyla w imadło.

Na moment zapadła cisza.

– Przygotuj kasę, Jack. Sto kawałków. Zadzwonię i powiem ci co dalej. Zrozumiałeś?

– Tak.

– Żadnych numerów, Jack. Uwielbiam sprawiać ból.

Po krótkiej ciszy rozległ się nagle przenikliwy krzyk, krzyk szarpiący nerwy, od którego jeżą się włosy na karku. Myron zacisnął dłoń na komórce.

Połączenie przerwano. Rozległ się sygnał i zapadła cisza.

– Co pan zamierza zrobić? – spytała Linda Coldren.

– Zadzwonię do FBI.

– Czy pan oszalał?!

– Moim zdaniem to najlepsze wyjście.

Jack Coldren powiedział coś w tle.

– Wykluczone! – oświadczyła Linda Coldren. – Chcemy zapłacić okup i odzyskać syna.

Nie było sensu się z nimi spierać.

– Nic państwo nie róbcie – rzekł Myron. – Oddzwonię tak szybko, jak będę mógł.

Rozłączył się i wystukał numer Lisy z nowojorskiego oddziału firmy telefonicznej Bell. Pomagała im od czasów, kiedy on i Win pracowali dla rządu.

– Mam zidentyfikowany numer dzwoniącego w Filadelfii – powiedział. – Znajdziesz adres?

– Żaden problem – odparła.

Podał jej numer. Ludzie, którzy oglądają za dużo telewizji, sądzą, że taka sprawa wymaga czasu. Już nie. Dziś te rzeczy ustala się błyskawicznie. Koniec z „potrzymaj go dłużej na linii”. Podobnie jest ze zlokalizowaniem aparatu, z którego ktoś dzwoni. Każdy operator może niemal natychmiast wprowadzić numer do komputera lub skorzystać z jednej z książek telefonicznych i babach! Zresztą można się właściwie obyć bez operatora. Wystarczą odpowiednie programy na CD-ROM-ie i strony Internetu.