Śledzenie pickupa nie wymagało trudu. Pojazd tak rzucał się w oczy, jak strój golfisty w klasztorze, a El Paskuda nie wciskał gazu do dechy. Jechali z pół godziny. Trudno powiedzieć dokąd, ale Myron rozpoznał w perspektywie ulicy Stadion Weteranów. Obejrzał tam z Winem kilka meczów Eagles. Win zawsze siadał na wprost środka boiska, w niższych rzędach. Stadion był stary, „luksusowe” loże położone wysoko, więc ich nie lubił. Wolał siedzieć z ludem. Łaskawca.
Trzy przecznice przed stadionem Paskuda skręcił w boczną uliczkę, zahamował i wyskoczył. Myron ponownie rozważył, czy wezwać Wina, uznał jednak, że to nie ma sensu: Win był w Merion, komórkę miał wyłączoną. Myron wrócił myślami do minionej nocy i porannych zarzutów Esperanzy. A może miała rację? Może rzeczywiście – częściowo – odpowiadał za postępki Wina? Nie o to jednak chodziło. Już wiedział, że prawda, której bała się również Esperanza, przedstawia się banalnie: po prostu nie brał ich sobie do serca.
Czytasz gazety, oglądasz wiadomości, doświadczasz okropności i twoje człowieczeństwo, podstawy wiary w ludzi, zaczynają zbliżać się niebezpiecznie do „gry w zadowolenie” Polyanny. Tym właśnie się gryzł – nie odrazą do wyczynów Wina, lecz tym, że się nimi zbytnio nie przejmował.
Win postrzegał świat kontrastowo – czarno-biało. On sam ostatnio też zaczął czarno widzieć szare strefy życia. Nie podobały mu się zmiany, jakie zaszły w nim pod wpływem okrucieństw zadawanych ludziom przez ludzi. Próbował trzymać się starych wartości, ale lina w jego rękach stawała się coraz bardziej śliska. Pytanie, po co się ich trzymał. Czy dlatego, że naprawdę w nie wierzył, czy dlatego, że podobał się sobie jako ich wyznawca?
Nie był już tego pewien.
Powinien zabrać z sobą broń. Idiota. Ale przecież śledził zwykłą łajzę. Z tym że nawet łajza mógł do niego strzelić i zabić. Co robić? Zadzwonić na policję? Z takimi dowodami w ręku? Z czym do gości. A może wrócić tutaj później z pukawką? Do tego czasu Paskuda mógł jednak odjechać, kto wie, czy nie z Chadem Coldrenem.
Pozostało więc śledzić go dalej. Byle ostrożnie.
Nie bardzo wiedząc, co począć; Myron zatrzymał samochód na rogu i wysiadł. Ulica zabudowana była niskimi domami z cegły, zbudowanymi jak spod sztancy. Kiedyś była to zapewne miła dzielnica – teraz wyglądała jak nieborak, który stracił pracę i przestał się kąpać. Zarośnięta i spłowiała jak ogród, o który przestano dbać.
Paskuda skręcił w zaułek. Idąc za nim, Myron minął wiele plastikowych worków ze śmieciami, dużo zardzewiałych schodów pożarowych. Z kartonu po lodówce wystawały cztery nogi i dobywało się chrapanie. Na końcu zaułka Paskuda skręcił w prawo. Myron posuwał się wolno. Paskuda zniknął w drzwiach ewakuacyjnych opuszczonego budynku. Nie miały klamki ani gałki, lecz pozostały uchylone. Myron pchnął je.
Zaraz po przekroczeniu zmurszałego progu usłyszał nieartykułowany wrzask. Tuż przed sobą zobaczył Paskudę. Coś śmignęło mu przy twarzy. Przydał się szybki refleks. Dzięki unikowi metalowy drąg ześlizgnął się po łopatce. Rękę przeszył nagły ból. Myron padł na ziemię, przetoczył się po betonowej podłodze i wstał.
Było ich trzech. Z ogolonymi głowami i wytatuowanymi swastykami. Wszyscy uzbrojeni w łomy i łyżki do opon.
Wyglądali jak trzy części koszmarnego filmu. Paskudny Faszysta był pierwowzorem. W Podziemiach Planety Paskudnego Faszysty, który stał z lewej, uśmiechał się jak głupi do sera. A stojący z prawej Ucieczka z Planety Paskudnego Faszysty nadrabiał miną. Słabe ogniwo, uznał Myron.
– Zmieniacie opony mózgowe? – spytał.
– Rozwalimy twoje – odparł Paskuda, dla zwiększenia efektu uderzając łyżką w dłoń.
– E!
Myron machnął ręką.
– Czego mnie śledzisz, złamasie?
– Ja?
– Tak, ty! Dlaczego mnie, kurwa, śledzisz?
– Kto mówi, że cię śledzę?
– Bierzesz mnie za przygłupa? – spytał zdezorientowany Paskuda.
– Skądże, za asa Mensy.
– Za kogo?
– Pogrywa z tobą w chuja, człowieku – podpowiedział w Podziemiach Planety.
– Jasne, że pogrywa – zawtórował Ucieczka.
Paskuda wybałuszył załzawione oczy.
– Pogrywasz ze mną, złamasie?! Pogrywasz w chuja?! Ze mną?!
– Przejdźmy do następnego punktu – rzekł Myron, patrząc mu w oczy.
– Spuśćmy mu mały wpierdol – zaproponował Podziemniak. – Dołóżmy zdrowia.
Tych trzech zapewne nie miało doświadczenia w walce, lecz Myron wiedział, że trzech uzbrojonych zakapiorów zawsze może pokonać wygę. W dodatku byli zbyt nabuzowani, oczy błyszczały im jak świeże pączki, bez przerwy pociągali nosami i je pocierali.
Innymi słowy – jak kto woli – naćpali się, złapali fazę, napudrowali.
Ale widział dla siebie szansę – zbijając ich z tropu i atakując. Ryzykowne. Musiał ich wkurzyć, wytrącić z i tak już zakłóconej równowagi, a przy tym zachować kontrolę nad sytuacją, wiedzieć, kiedy trochę ustąpić. Znajdował się w sytuacji linoskoczka, zmuszonego balansować wysoko nad tłumem, bez zabezpieczającej siatki.
– Czego mnie śledzisz, złamasie? – powtórzył Paskuda.
– Może mi się podobasz – odparł Myron. – Mimo braku tyłka.
Podziemniak zarechotał.
– Załatwmy go, kurde. Załatwmy na perłowo.
Myron spojrzał na nich jak twardziel, który nie pęka. Niektórzy mogli mylnie uznać, że cierpi na zaparcie, niemniej mina ta wychodziła mu coraz lepiej. Grunt to praktyka.
– Szczerze wam to odradzam – ostrzegł.
– Tak?! A niby dlaczego mamy cię nie załatwić? – spytał Paskuda. – Niby dlaczego mam ci nie połamać wszystkich żeber tą sztamajzą?
Uniósł łyżkę do opon, by przekonać Myrona, że nie myśli się z nim pieścić.
– Spytałeś, czy mam cię za przygłupa – odparł Myron.
– No i co?
– A ty? Masz mnie za przygłupa? Czy gdybym chciał cię uszkodzić, to byłbym taki durny, żeby przyjść za tobą, wiedząc co mnie tu czeka?
Cała trójka się zawahała.
– Śledziłem cię, żeby sprawdzić.
– O czym ty, kurwa, mówisz?
– Pracuję dla pewnych osób. Nie wymienię nazwisk. – Głównie dlatego, pomyślał Myron, że nie wiem, o czym mówię. – Powiedzmy, że są z branży, w której wy sami nierzadko działacie.
– Nierzadko?
Znowu potarli nosy. Faza, faza. Faza, faza.
– Nierzadko – powtórzył. – To coś, co robi się często lub w krótkich odstępach czasu. Nierzadko.
– Że co?
Boże!
– Mój pracodawca szuka kogoś, kto pokierowałby pewnym rewirem. Kogoś nowego. Kogoś, kto chce zarobić dziesięć procent od sprzedaży i mieć kokę za friko do oporu. Oczy tercetu zbzikowały.
– Słyszysz, człowieku? – spytał Podziemniak Paskudę.
– Słyszę.
– U Eddiego nie mamy prowizji. Ten piździelec to straszny cienias. A ten gościu – Podziemniak wskazał Myrona łyżką do opon – to, kurde, wapniak. Bankowo pracuje dla kogoś z kasą.
– Bankowo – wsparł go Ucieczka.
Paskuda się zawahał, mrużąc podejrzliwie oczy.