– Ale pan nie jest z policji.
– Nie powinieneś mówić nikomu.
– Powiedziałem tylko siostrze – zaprotestował Bucky. – A ona nic nie powie.
Myron znów poczuł, jak sztywnieje.
– Chwileczkę – rzekł do Bucky’ego. – Pańska siostra jest matką Wina?
– Tak.
– Pan jest wujem Wina, a pani jego wujeczną siostrą?
Linda Coldren obrzuciła go takim spojrzeniem, jakby nasikał na podłogę.
– Co za inteligencja – zadrwiła. – Dobrze, że jest pan po naszej stronie.
Świat roi się od kpiarzy.
– Gdyby to nie rozwiało pańskich wątpliwości, mogę wyrysować nasze drzewo genealogiczne.
– Byle w żywych kolorach. Bardzo je lubię. Skrzywiła się i odwróciła do telewizora. Jack Coldren ustawił się do kończącego strzału z odległości trzech i pół metra. Uderzył. Piłeczka zatoczyła łuk i wpadła do dołka. Widownia nagrodziła to brawkami. Gracz wyjął dwoma palcami piłkę i uchylił kapelusza. Na ekranie pojawiła się tablica IBM. Jack prowadził ogromną przewagą dziewięciu punktów.
– Biedak.
Linda Coldren pokręciła głową. Myron nie odezwał się. Bucky również.
– Czekał na to dwadzieścia trzy lata – dodała. – Wreszcie sobie odbija.
Myron popatrzył na Bucky’ego. Bucky odpowiedział mu spojrzeniem i potrząsnął głową.
Linda, która wpatrywała się w ekran, dopóki jej mąż nie zszedł z pola, wzięła głęboki oddech i odwróciła się do Myrona.
– Jack jeszcze nie wygrał zawodowego turnieju, panie Bolitar. Najbliżej zwycięstwa był jako dziewiętnastolatek, w swoim pierwszym sezonie w gronie zawodowców. Właśnie wtedy po raz ostatni rozegrano w Merion Otwarte Mistrzostwa Stanów. Może pamięta pan nagłówki.
Znał w skrócie tę historię. Odgrzały ją poranne gazety.
– Stracił prowadzenie, tak?
Linda Coldren prychnęła kpiąco.
– Łagodnie mówiąc – odparła. – Od tej chwili zaczęło mu iść jak po grudzie. Zdarzały się lata, że nie załapywał się do turniejów.
– Wybrał świetny moment, żeby się odkuć. Otwarte Mistrzostwa Stanów.
Popatrzyła na niego jakoś dziwnie i splotła ręce pod piersiami.
– Gdzieś słyszałam pańskie nazwisko. Czy nie grał pan w koszykówkę?
– Owszem.
– W akademickiej lidze Wybrzeża Wschodniego. W drużynie uniwersytetu Karoliny Północnej?
– Uniwersytetu Duke’a – sprostował.
– Tak, Duke’a. Już pamiętam. Po naborze do NBA rozwalił pan kolano.
Myron wolno skinął głową.
– To był koniec pańskiej kariery, prawda?
Ponownie skinął głową.
– Ciężko pan to przeżył.
Nie odpowiedział. Machnęła ręką.
– To, co pana spotkało, ma się nijak do losu Jacka.
– To znaczy?
– Odniósł pan kontuzję. Na pewno dużo przeżył, ale nie z własnej winy. A Jack na osiem dołków przed zakończeniem turnieju miał sześć punktów przewagi. Zdaje pan sobie sprawę, co to znaczy? To tak, jakby na minutę przed końcem decydującego meczu o mistrzostwo NBA prowadzić dziesięcioma punktami. To tak, jakby w ostatnich sekundach spotkania zepsuć stuprocentowy wsad decydujący o mistrzostwie. Jack kompletnie się zmienił. Już się nie pozbierał. Resztę życia spędził, czekając na okazję do zmazania tej plamy.
Spojrzała na ekran. Znów pokazano tablicę wyników. Jack Coldren zachował dziewięciopunktową przewagę.
– Jeżeli znowu przegra…
Nie dokończyła zdania. Stali w milczeniu. Linda wpatrywała się w telewizor. Bucky, bliski łez, wyciągał szyję, drżała mu twarz, oczy miał wilgotne.
– Co się stało, Lindo? – spytał Myron.
– Nasz syn… Ktoś porwał naszego syna.
Rozdział 2
– Nie powinnam panu o tym mówić – powiedziała Linda Coldren. – Zagroził, że go zabije.
– Kto?
Linda Coldren wzięła kilka głębokich oddechów, jak dziecko przed skokiem z trampoliny. Myron czekał. „Skoczyła” po kilku dobrych chwilach.
– Zadzwonił dziś rano – zaczęła, wędrując wielkimi, chabrowymi, szeroko rozwartymi oczami po całym pokoju i nie zatrzymując ich nigdzie dłużej niż na sekundę. – Oświadczył, że ma mojego syna. Ostrzegł, że jeżeli zawiadomię policję, zabije go.
– Powiedział coś więcej?
– Tylko tyle, że następnym razem poda instrukcje.
– To wszystko?
Skinęła głową.
– O której był ten telefon?
– Dziewiąta, wpół do dziesiątej.
Myron podszedł do telewizora i wziął fotografię w ramkach.
– Czy to aktualne zdjęcie syna? – spytał.
– Tak.
– Ile ma lat?
– Szesnaście. A na imię Chad.
Myron przyjrzał się zdjęciu. Pucołowaty jak jego ojciec, uśmiechnięty nastolatek w baseballówce z daszkiem wywiniętym zgodnie z młodzieżową modą mrużył oczy, jakby patrzył pod słońce, a na ramieniu – dumnie niczym karabin z bagnetem – opierał kij golfowy. Myron wpatrywał się w jego rysy. Szukał w nich wskazówki, nietuzinkowego wyjaśnienia? Nie znalazł.
– Kiedy pani spostrzegła, że syn zniknął? – spytał.
Linda Coldren zerknęła szybko na ojca i wyprostowała się, z głową uniesioną wysoko, jakby szykowała się na przyjęcie ciosu.
– Chada nie ma od dwóch dni – odparła wolno.
– Od dwóch dni? – zdziwił się Myron.
– Tak.
– Jak mam rozumieć „nie ma”?
– Dosłownie. Nie widziałam go od środy.
– Ale porywacz zadzwonił dzisiaj?
– Tak.
Już miał coś powiedzieć, lecz urwał i złagodził ton. Traktuj ją w rękawiczkach, Myron. W rękawiczkach, przykazał sobie.
– Wiedziała pani, gdzie jest syn?
– Sądziłam, że u kolegi, u Matthew – odparła Linda Coldren.
Skinął głową raz i drugi, jakby jej odpowiedź była porażająco wnikliwa.
– Tak pani powiedział Chad?
– Nie.
– A więc – rzekł niby od niechcenia – przez dwa dni nie wiedziała pani, gdzie jest syn.
– Już mówiłam: byłam pewna, że jest u Matthew.
– Nie powiadomiła pani policji.
– Skądże.
Myron już miał zadać kolejne pytanie, ale jej postawa kazała mu je przemyśleć. Wykorzystując jego niezdecydowanie, wyprostowana jak struna Linda z płynną gracją ruszyła w stronę kuchni. Podążył za nią. A za nimi Bucky, który pewnie ocknął się z transu.
– Chcę się upewnić, czy dobrze zrozumiałem – spróbował z innej strony Myron. – Chad zniknął przed turniejem?
– Tak – potwierdziła Linda. – Mistrzostwa rozpoczęły się w czwartek. – Pociągnęła za uchwyt na lodówce. Drzwiczki otworzyły się z cmoknięciem. – A dlaczego pan pyta? Czy to ważne?
– Wyklucza pewien motyw.
– Jaki?
– Chęć wpłynięcia na wynik turnieju. Gdyby Chad zniknął dzisiaj, to przy tak wielkiej przewadze pani męża nad konkurentami można by podejrzewać, że ktoś chce mu przeszkodzić w wygranej. Jednak dwa dni temu, przed rozpoczęciem mistrzostw…
– Nikt nie dałby Jackowi cienia szans – dokończyła za niego Linda. – Bukmacherzy oceniali je w najlepszym razie jak jeden do pięciu tysięcy. – Skinęła głową, zgadzając się z tą oceną. – Napije się pan lemoniady?
– Nie, dziękuję.
– Tato?
Bucky odmówił, kręcąc głową. Linda Coldren zajrzała do lodówki.
– No, dobrze. – Myron klasnął w dłonie, siląc się na swobodny ton. – Wykluczyliśmy jedną możliwość. Sprawdźmy inną.