Выбрать главу

– Są jakieś nowe wieści? – zapytała.

Opowiedział o napadzie trójki neofaszystów. Zadała mu w związku z tym kilka pytań, wciąż dręczona paradoksem sytuacji. Zależało jej na bezpieczeństwie syna, lecz zarazem pragnęłaby porwanie nie okazało się mistyfikacją.

– Wciąż uważam, że powinniśmy zawiadomić FBI. Mogę to zrobić dyskretnie – zakończył Myron.

– Za duże ryzyko – odparła, kręcąc głową.

– Bezczynność go nie zmniejszy.

Jeszcze raz pokręciła głową i usiadła wygodniej, patrząc ponad jego ramieniem. Kilka chwil siedzieli w milczeniu.

– Po urodzeniu Chada na dwa lata wycofałam się ze sportu – powiedziała. – Wiedział pan o tym?

– Nie.

– Żeński golf – mruknęła. – Byłam u szczytu możliwości, najlepsza na świecie, a jednak nie czytał pan o tym.

– Nie śledzę zbyt pilnie rozgrywek w golfa – przyznał się.

– Jasne. – Parsknęła. – Ale gdyby Jack Nicklaus wypadł z gry na dwa lata, z pewnością by pan o tym usłyszał.

Skinął głową. Miała rację.

– Trudno było wrócić? – spytał.

– Mówi pan o grze czy pozostawieniu syna?

– O jednym i drugim.

Zaczerpnęła powietrza i rozważyła pytanie.

– Brakowało mi golfa – wyznała. – Nawet nie wie pan jak bardzo. W dwa miesiące odzyskałam pierwszą pozycję. Chad, no cóż, był malutki. Wynajęłam nianię, która z nami jeździła.

– Długo to trwało?

– Do czasu, aż skończył trzy lata. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę dłużej ciągać go ze sobą po świecie. To nie w porządku. Dziecko potrzebuje stabilizacji. Musiałam dokonać wyboru.

Zamilkli.

– Proszę mnie źle nie zrozumieć – powiedziała. – Nie rozczulam się nad sobą, cieszę się, że kobiety mają wybór. Lecz przemilczają to, że wraz z wyborem pojawia się poczucie winy.

– Jakiej winy?

– Najgorszej, matczynej. Uporczywych, ciągłych wyrzutów sumienia. Nękających cię we śnie. Wskazujących oskarżycielskim palcem. Każdy sprawiający mi radość zamach kijem przypominał, że zaniedbuję własne dziecko. Przylatywałam do domu tak często, jak mogłam. Zrezygnowałam z kilku turniejów, w których bardzo chciałam zagrać. Ze wszystkich sił starałam się pogodzić karierę z macierzyństwem, a mimo to i tak cały czas czułam się jak samolubna gnida. – Spojrzała na Myrona. – Rozumie pan?

– Tak.

– Ale mi pan nie współczuje.

– Ależ współczuję.

Przyjrzała się mu sceptycznie.

– Gdybym była matką, która zajmuje się domem, też by pan tak szybko pomyślał, że porwanie to sprawka Chada? Czy do tych podejrzeń nie skłonił pana fakt, że mnie przy nim nie było?

– Nie tylko pani. Was obojga – sprostował.

– Na jedno wychodzi.

– Nie. Zarabiała pani więcej od męża. Odnosiła większe sukcesy finansowe. Jeśli ktoś powinien zostać w domu z synem, to Jack.

Uśmiechnęła się.

– Nie przemawia przez pana poprawność polityczna?

– Nie. Wyłącznie praktycyzm.

– To nie takie proste, Myron. Jack kocha syna. W latach, kiedy nie kwalifikował się do rozgrywek, siedział z nim w domu. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: czy komu się to podoba, czy nie, obowiązek opieki nad dzieckiem spoczywa na matce.

– Co nie znaczy, że słusznie.

– To wcale mnie nie rozgrzesza. Jak wspomniałam, dokonałam wyboru. I gdybym stanęła przed nim ponownie, też wybrałabym start w turniejach.

– I żyła z poczuciem winy.

Skinęła głową.

– Wybór idzie w parze z winą. Nie ma od niej ucieczki.

Myron łyknął yoo-hoo.

– A więc Jack spędził jakiś czas w domu.

– Tak. Kiedy nie poszło mu w szkole K.

– W szkole K?

– Kwalifikacyjnej – wyjaśniła. – Co roku Związek Zawodowy Golfistów wydaje stu dwudziestu pięciu najlepszym graczom karty turniejowe. Mała grupka dostaje je dzięki sponsorom. Pozostali muszą przejść przez szkolę K. Turniej kwalifikacyjny. Kto sobie w nim nie poradzi, nie gra cały rok.

– Przesądza o tym jeden turniej?

Przechyliła w jego stronę szklankę jak przy toaście.

– Tak jest.

To się nazywa stres.

– A więc kiedy Jack oblał w szkole K, przez rok siedział w domu?

Linda Coldren skinęła głową.

– Jak mu się układało z Chadem?

– Chad uwielbiał ojca.

– A teraz?

Na jej twarzy pojawił się nieokreślony grymas. Odwróciła wzrok.

– Dorósł na tyle, by zadawać sobie pytanie, dlaczego ojciec wciąż przegrywa. Nie wiem, co myśli. Ale Jack to dobry człowiek. Bardzo się stara. Trzeba go zrozumieć. Taka porażka jak w tamtych mistrzostwach… pewnie zabrzmi to melodramatycznie, coś w nim zabiła. Nawet po narodzinach syna nie doszedł do siebie.

– Aż tak go to załamało? – spytał Myron, słysząc w tym echo słów Wina.

– Jeden turniej?

– Grał pan w wielu ważnych meczach. Czy zdarzyło się panu tak głupio wypuścić zwycięstwo z rąk?

– Nie.

– Mnie też nie.

Do zimnego bufetu dobiło dwóch siwych mężczyzn w jednakowych zielonych apaszkach. Pochylili się nad półmiskami, marszcząc brwi, jakby dostrzegli tam mrówki. Góry jedzenia na ich talerzach groziły zejściem lawiny.

– Jest jeszcze coś – dodała Linda.

Myron czekał na dalszy ciąg.

Poprawiła okulary i położyła dłonie na stole.

– Jack i ja nie jesteśmy sobie bliscy. Nie jesteśmy sobie bliscy od wielu lat.

Zamilkła.

– Ale pozostajecie małżeństwem.

– Tak.

Chciał spytać dlaczego, lecz pytanie to tak się narzucało, było tak oczywiste, że zbędne.

– Moja kariera wciąż mu przypomina o jego porażkach – ciągnęła. – Mężczyźnie niełatwo z tym żyć. Oczekuje się od nas, że będziemy małżeństwem do końca życia, ale ja osiągnęłam to, czego Jack pragnie najbardziej. – Przekrzywiła głowę. – Dziwne.

– Co?

– Na polu golfowym nie pozwalam sobie na mierność. A dopuściłam do niej w życiu prywatnym. Czy to nie dziwne?

Myron wymijająco skinął głową.

Czuła się nieszczęśliwa. Widać to było na pierwszy rzut oka. Podniosła wzrok i posłała mu uśmiech, odurzający, który może złamać serce. Zapragnął przytulić ją. Poczuł prawie niepohamowaną chęć, by przycisnąć ją do siebie i poczuć na twarzy jej włosy. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio żywił takie pragnienie wobec innej kobiety niż Jessica.

– Niech pan mi opowie o sobie – zaproponowała znienacka Linda.

Zaskoczony zmianą tematu, lekko pokręcił głową.

– To nudne.

– Wątpię – odparła niemal figlarnie. – Proszę. Odpocznę od swoich trosk.

Znów pokręcił głową.

– Niewiele brakowało, a zostałby pan zawodowym koszykarzem. Słyszałam o pańskiej kontuzji kolana. O pańskich studiach prawniczych na Harvardzie. I o tym, że kilka miesięcy temu próbował pan wrócić do sportu. Uzupełni pan to, czego nie wiem?

– Niewiele jest do uzupełnienia.

– Nie sądzę. Ciotka Cissy nie poleciła nam pana dlatego, że dobrze pan grał w koszykówkę.

– Pracowałem trochę dla rządu.

– Z Winem?

– Tak.

– Co pan robił?

Myron jeszcze raz pokręcił głową.

– Ściśle tajne?

– Można tak powiedzieć.