Ciekawe.
Oczywiście, całkiem możliwe, że Matthew i Chad nie przyjaźnili się aż tak blisko, jak sądziła Linda Coldren. Całkiem możliwe też, że nawet jeśli się z sobą kumplowali, Squires – mimo że Chad przepadł bez ostrzeżenia – nie kontaktował się z nim od środy. Bywa.
Tak czy siak dawało to do myślenia.
Myron podniósł słuchawkę i przyciskiem wybrał ostatni numer, pod który dzwonił Chad. Po czterech sygnałach usłyszał głos:
– Dodzwoniłeś się do Matthew. Zostaw wiadomość lub nie. Jak chcesz.
Myron odłożył słuchawkę i – „jak chciał” – nie zostawił wiadomości. Hmm. Ostatnią rozmowę Chad przeprowadził z Matthew. Mógł to być ważny trop. Albo zupełnie bez znaczenia. Nic z tego nie wynikało.
Z telefonu Chada Myron zadzwonił do agencji.
– RepSport MB – odezwała się po drugim sygnale Esperanza.
– To ja.
Wprowadził ją w sprawę. Wysłuchała bez przerywania.
Esperanza Diaz pracowała w agencji RepSport MB od samego początku. Dziesięć lat temu, w wieku zaledwie osiemnastu lat, została Królową Niedzielnej Porannej Telewizji Kablowej. Nie był to jednak program informacyjno-reklamowy, choć nie brakowało w nim reklam, zwłaszcza tych z przyrządem do ćwiczenia brzucha, do złudzenia przypominającym średniowieczne narzędzie tortur. Występowała w nim jako zawodowa zapaśniczka, Mała Pocahontas, Zmysłowa Indiańska Księżniczka. Filigranowa, giętka, odziana w skąpe zamszowe bikini przez trzy lata z rzędu dzierżyła tytuł najpopularniejszej zapaśniczki WDR (Wspaniałych Dam Wrestlingu), czyli „Pieszczoszki, z którą najchętniej splótłbyś się w podwójnym nelsonie”. A mimo to pozostała skromna.
– To Win ma matkę? – spytała z niedowierzaniem tuż po tym, jak skończył opowiadać o porwaniu.
– Tak.
– No to po mojej teorii o czarcim pomiocie – rzekła po chwili.
– Ha, ha!
– I po teorii o Winie – owocu poronionego eksperymentu.
– Nie pomagasz.
– A co tu pomoże? – odparła. – Wiesz, że go lubię. Ale ten chłopak… Jak nazywa takie przypadki psychiatria? To czubek.
– Ten czubek ocalił ci życie.
– Jasne, a pamiętasz jak? – odparowała.
Myron pamiętał. W ciemnej alejce. Spreparowanymi kulami. Mózg bandziora rozprysnął się jak konfetti. Cały Win. Skuteczny do przesady. Gotów rozgnieść robaka kulą do kruszenia murów.
– Tak jak powiedziałam – przerwała cichym głosem długie milczenie. – Czubek.
Myron zapragnął zmienić temat.
– Są jakieś wieści? – spytał.
– Z milion. Ale nic ekstra pilnego… Widziałeś ją? – zagadnęła po chwili.
– Kogo?
– Madonnę! – zirytowała się. – O kogo pytam?! Matkę Wina!
– Raz – odparł, sięgając pamięcią dziesięć lat wstecz. On i Win jedli wtedy kolację w klubie golfowym Merion.
Win nie odezwał się do niej. Ale ona do niego tak. Na to wspomnienie Myron znów poczuł zażenowanie.
– Powiedziałeś mu o porwaniu? – spytała.
– Nie. Co radzisz?
– Zrób to przez telefon – odparła. – Na bezpieczną odległość.
Rozdział 3
Szybko się rozłączyli.
Kiedy oddzwoniła, wciąż siedział w pokoju wypoczynkowym z Lindą. Bucky wrócił do Merion po Jacka.
– Wczoraj o szóstej osiemnaście po południu użyto karty bankomatowej chłopca – przekazała. – W oddziale banku First Philadelphia na Porter Street w południowej Filadelfii. Wyjęto sto osiemdziesiąt dolarów.
– Dzięki.
Zdobycie tej informacji nie było trudne. Każdy, kto znał numer konta, mógł ją otrzymać przez telefon, podając się za właściciela. A zresztą i bez tego mógł ją uzyskać byle ćwok, który zetknął się z pracą w policji, miał kontakty, dostęp do danych, a przynajmniej orientował się, komu dać w łapę. Przy ekspansji dzisiejszej, przyjaznej użytkownikowi techniki nie wymagało to żmudnych zabiegów. Techniki, która nie tylko depersonalizowała, ale rozpruwała życie człowieka, patroszyła go, odzierała z wszelkich pozorów prywatności.
Wystarczyło stuknąć w klawisze.
– Co się stało? – spytała Linda Coldren.
Powiedział jej.
– To nie musi oznaczać tego, co pan myśli – oświadczyła. – Numer PIN mógł podać porywaczowi Chad.
– Mógł – potwierdził Myron.
– Ale pan w to nie wierzy?
Wzruszył ramionami.
– Powiedzmy, że jestem bardziej niż nieco sceptyczny.
– Dlaczego?
– Przede wszystkim z powodu podjętej sumy. Jaki Chad miał limit dzienny?
– Pięćset dolarów.
– Więc dlaczego porywacz podjął tylko sto osiemdziesiąt?
– Gdyby podjął za dużo, mógłby wzbudzić podejrzenia – odparła po krótkim namyśle Linda Coldren.
Myron o mało nie zmarszczył brwi.
– I choć był taki ostrożny, ryzykował aż tyle dla stu osiemdziesięciu dolarów? Każdy wie, że przy bankomatach są kamery. I że z każdego komputera łatwo sprawdzić, skąd pobrano pieniądze.
Spojrzała na niego ze spokojem.
– Pan wątpi, że mój syn jest w niebezpieczeństwie.
– Tego nie powiedziałem. Pozory mylą. Ma pani rację. Najbezpieczniej jest przyjąć, że syna naprawdę porwano.
– I co dalej?
– Waham się. Ten bankomat jest na Porter Street w południowej Filadelfii. Czy Chad lubił tam przebywać?
– Nie – odparła bez pośpiechu. – Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, co mógłby tam robić.
– Dlaczego?
– To zakazana dzielnica. Jedna z najpodlejszych w mieście.
Myron wstał.
– Ma pani plan miasta?
– W schowku w samochodzie.
– Dobrze. Będę musiał na krótko pożyczyć pani wóz.
– Dokąd pan pojedzie?
– Chcę obejrzeć ten bankomat.
– Po co? – spytała, marszcząc brwi.
– Nie wiem – przyznał. – Jak wspomniałem, śledztwo to nie praca naukowa. Wykonujesz rutynowe czynności, naciskasz guziki i liczysz na to, że coś wyskoczy.
Linda Coldren sięgnęła do kieszeni po kluczyki.
– Może stamtąd go porwano – powiedziała. – Może zobaczy pan jego samochód.
O mały włos nie palnął się w czoło. Samochód! Zapomniał o czymś tak podstawowym. Zniknięcie chłopca w drodze do lub ze szkoły kojarzył sobie z żółtym szkolnym autobusem albo z dziarskim marszem z torbą z podręcznikami i zeszytami. Jak mógł zapomnieć o tak oczywistym tropie?!
Spytał ją o markę i model. Była to szara honda accord. Samochód niewyróżniający się w tłumie. Z rejestracją pensylwańską 567-AHJ. Przekazał ją telefonicznie Esperanzie i podał Lindzie Coldren numer swojej komórki.
– Gdyby coś się wydarzyło, proszę dzwonić – zachęcił.
– Dobrze.
– Niebawem wrócę.
Nie miał daleko. Niemalże w jednej chwili, niczym bohaterowie serialu Star Trek przekraczający któreś z wrót czasu, przeniósł się z zielonego przepychu w betonowe dziadostwo.
Bankomaty dla zmotoryzowanych mieściły się w dzielnicy, którą od biedy można nazwać biznesową. Las kamer. Brak kasjerów. Czy porywacz podjąłby takie ryzyko? Bardzo wątpliwe. Myron zastanawiał się, w jaki sposób bez ściągnięcia uwagi policji zdobyć z banku kopię nagrania. Win mógł kogoś znać. Instytucje finansowe z reguły nader chętnie współpracowały z rodziną Lockwoodów. Pozostawało pytanie, czy jego przyjaciel zechce pomóc.