Выбрать главу
***

– Myślisz, że choć trochę z tego, co ci mówił, było prawdą? – spytał Tanner Sack.

Siedzieli razem, spięci i niepewni. Wciąż trzymał w ręku pistolet, ale już z mniejszą stanowczością. Nie stali się współkonspiratorami. Tanner patrzył na nią z niechęcią i złością. Nawet jeśli uwierzył, że nie życzyła Armadzie krzywdy, nie była jego towarzyszką. Wciąż pozostawała osobą, która namówiła go do wzięcia na siebie roli gońca. To ona uczyniła go współwinnym rzezi.

Bellis pokręciła z urazą głową.

– Czy myślę, że Nowe Crobuzon zostanie zaatakowane? – powiedziała z niesmakiem w głosie. – Czy myślę, że najpotężniejszemu państwu-miastu na świecie grozi niebezpieczeństwo ze strony wrednych ryb? Że jego dzieje po dwóch tysiącach lat niedługo dobiegną końca i że tylko ja mogę ocalić moją ojczyznę od zagłady? Nie, panie Sack, nie wierzę. Myślę, że chciał przesłać do kraju wiadomość i tyle. Myślę, że ten zasrany manipulant zagrał na mnie jak na flecie. Tak samo, jak robi ze wszystkimi innymi.

„Jest skrytobójcą, szpiegiem, agentem” – pomyślała. „Uosabia wszystko to, przed czym uciekałam. A przecież, samotna i łatwowierna jak jakaś zagubiona kretynka, uwierzyłam mu”. Nagle naszło ją zupełnie inne pytanie: „Czemu po niego przypłynęli? Przebyli cztery tysiące mil morskich, żeby uratować jednego człowieka? Nie chodziło o niego i nie sądzę, żeby chodziło o»Sorgo«”.

– Kryje się za tym coś więcej… – zaczęła, próbując nadać swoim myślom jakiś kształt. – Kryje się za tym coś więcej, niż widać.

„Nie wyprawiliby się tak daleko, nie ryzykowaliby tak wiele tylko ze względu na niego, choćby był najlepszym z agentów. On coś ma uzmysłowiła sobie. „Coś, co jest im potrzebne”.

– No to co zrobimy? – Widniało. Ptaki zaczęły śpiewać. Bellis była potwornie zmęczona. Bolała ją głowa. Na razie zignorowała pytanie Tannera. Za oknem zobaczyła czarne kreski omasztowania i architektury na tle jaśniejącego nieba. Panowała głucha cisza. Bellis w działa po bokach miasta fale, po których dało się poznać, że miasto płynie na północ. Powietrze było chłodne. Bellis potrzebowała jeszcze jednego punktu w czasie, jednej zatrzymanej chwili, żeby odetchnąć zanim odpowie Tannerowi i uruchomi nieestetyczną klaustrofobiczną rozgrywkę końcową. Znała odpowiedź na jego pytanie, ale nie miała ochoty jej udzielać. Nie patrzyła na Tannera. Wiedziała, że ponowi pytanie. Silas Fennec wciąż hasał sobie swobodnie po mieście, mając za sobą nieudaną próbę ucieczki, i pytanie, co należy zrobić, było retoryczne. Wiedziała, że Tanner o tym wie, że ją sprawdza, że na jego pytanie jest tylko jedna odpowiedź i że jeśli Bellis jej nie udzieli, Tanner wciąż może palnąć jej w łeb. – Co zrobimy? – powtórzył.

Podniosła na niego znużony wzrok.

– Przecież wiesz. – Zaśmiała się nieprzyjemnie. – Musimy się przyznać. Musimy powiedzieć wszystko Utherowi Doulowi.

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Dryfujemy oto, blisko północnej granicy Wezbranego Oceanu, zaledwie - ile? – tysiąc, trzy i pół tysiąca kilometrów na zachód, na północny zachód, leży Morze Szczwane. W krzywiznach jego wybrzeża, w pasie nadbrzeżnym niezbadanego kontynentu, leży kolonia Nova Esperium.

Czy to jest małe, pogodne, roziskrzone miasto, którego zdjęcia widziałam? Widziałam heliotypy jego wież, jego silosów zbożowych, otaczających go lasów i unikatowych zwierząt zamieszkujących okolicę: oprawione w ramki i pozowane, w tonacji sepii, ręcznie barwione. Nova Esperium każdemu daje szansę na nowe życie. Nawet prze-tworzeni, parobkowie i najmici mogą uzyskać wolność.

To oczywiście nieprawda.

Wyobraziłam sobie, że patrzę na tę osadę ze zboczy gór widocznych na tych zdjęciach, rozmytych przez dal, nieostrych. Że uczę się języków tubylców, obgryzając kości starych książek, które być może znajdziemy w ruinach.

Z Nowego Crobuzon do ujścia, do skraja Zatoki Żelaznej, jest szesnaście kilometrów.

We wspomnieniach ciągle trafiam do tego miejsca za miastem, zawieszonego między ziemią a morzem.

Pory roku mi uciekły. Wyjechałam, kiedy jesień przeszła w zimę i później już nigdy nie miałam tak silnego poczucia czasu. Od tej porze upał, chłód, mróz i znowu upał wydają mi się chaotyczne, niewychowane, losowe.

Być może w Nova Esperium znowu jest jesień.

W Nowym Crobuzon jest wiosna.

Mam wiedzę, której nie mogę wykorzystać, w podróży, na którą nie mam wpływu, której celów nie popieram i nie rozumiem, i tęsknię za ojczyzną, której uciekłam, jak również za krajem, którego nigdy nie Widziałam.

Za tymi ścianami są ptaki, wołają do siebie, agresywne i głupie, siłują się z wiatrem. Z zamkniętymi oczami mogę udawać, że na nie patrzę; mogę udawać, że jestem na jakimkolwiek statku, gdziekolwiek na świecie.

Ale otwieram oczy - muszę – i wciąż jestem tutaj, w sali obrad Senatu, stoję obok Tannera Sacka, ze spuszczoną głową, skuta kajdanami.

Kilka kroków od Bellis i Tannera Uther Doul kończył swoje przemówienie do włodarzy miasta: Kochanków, Dynicha, nowej Rady Bud i wszystkich innych. Było po zmroku, dlatego przyszedł też Brucolac. Ze wszystkich władców tylko na nim wojna nie odcisnęła swego piętna; wszyscy pozostali mieli blizny albo zdruzgotane miny. Słuchali Uthera Doula, od czasu do czasu spoglądając na aresztantów.

Bellis zerkała ku nim i widziała gniew w ich oczach. Tanner Sack nie mógł się zdobyć na podniesienie wzroku. Był ciasno owinięty rozpaczą i wstydem.

– A zatem nie ma sporu – mówił Uther Doul. – Musimy działać szybko. Możemy przyjąć, że otrzymane przez nas informacje są zgodne z prawdą. Musimy jak najszybciej ująć Silasa Fenneca. Należy założyć, że albo już się domyślił, albo wkrótce się domyśli, że go ścigamy.

– Ale jak on to, kurwa, zrobił? – krzyknął król Friedrich. – Z tą zasraną przesyłką, z tym zasranym ostrzeżeniem to rozumiem… – Tu spiorunował Bellis i Tannera wzrokiem. – Ale skąd on, kurwa, wziął kamień magnetyczny? Do kurwy nędzy, fabryka kompasów jest silniej strzeżona niż mój skarbiec! Jak on się dostał do środka?

– Tego jeszcze nie wiemy – odparł Uther Doul. – Jest to jedna z pierwszych rzeczy, o które go spytamy. W miarę możliwości musimy się starać nie nagłaśniać tej sprawy. Jako Simon Fench… Fennec ma swoich zwolenników. – Kochankowie nawzajem unikali swego wzroku. – Nie powinniśmy ryzykować, że rozgniewamy niektórych obywateli. Musimy działać natychmiast. Czy ktoś wie, od czego moglibyśmy zacząć?

Dynich odchrząknął i podniósł dłoń.

– Dotarły do mnie pogłoski – powiedział z wahaniem – że Fench ma swoje centra operacyjne w pewnych spelunkach…

– Pozwól mi zabrać głos, królu – przerwał mu Brucolac swoim zdartym głosem. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. Wampir sprawiał wrażenie niepewnego, co rzadko się u niego widywało. Westchnął i rozwinął trzepoczący język, zanim podjął wystąpienie. – Nie jest tajemnicą, że Pragnieniowice pozostają w zasadniczym sporze z władcami Niszczukowód co do podniesienia awanka oraz trajektorii miasta, która wciąż nie została ujawniona – dodał z błyskiem gniewu w oczach. – Ale… – Powiódł po sali wyzywającym spojrzeniem. – Mam nadzieję, że nigdy nie pojawią się oskarżenia, jakoby Brucolac czy którykolwiek z moich podkomendnych nie był stuprocentowo lojalny wobec tego miasta. Pragniemy wyrazić głęboki żal, że nie mogliśmy się bić w obronie Armady podczas niedawnej wojny. Wiem – kontynuował na jednym oddechu – że moi poddani walczyli. My też mamy swoich poległych obrońców ojczyzny, choć nie ma wśród nich mnie ani nikogo z moich przybocznych. Leży nam to na sercu. Mamy wobec was dług. Otóż, wiem, gdzie jest Silas Fennec – zakomunikował ni stąd, ni zowąd.

Sala zareagowała chóralnym sapnięciem.

– Skąd wiesz? – spytała Kochanka. – I od jak dawna?

– Od niedawna – odrzekł Brucolac. Spojrzał jej w oczy, ale nie miał zbyt dumnej z siebie miny. – Wyśledziliśmy, gdzie Simon Fench znalazł przytulisko i gdzie drukował swoje teksty. Ale wiedzcie, że nie mieliśmy pojęcia o jego zamiarach – stwierdził z pasją. – Nigdy byśmy do tego nie dopuścili.

Sens jego słów był oczywisty. Brucolac pozwolił Simonowi Fenchowi poszerzać swoje wpływy, drukować bibułę i rozpuszczać szkodliwe pogłoski, ponieważ sądził, że ofiarą tej działalności padną Niszczukowody, a nie całe miasto. Nic nie wiedział o wezwaniu przez Fenneca floty Nowego Crobuzon. Podobnie jak Tanner i Bellis został bezwiednie wciągnięty w tę zbrodnię przeciwko Armadzie.

Bellis szydziła w duchu z ostentacyjnie okazywanego oburzeń Kochanków. „Tak jakbyście sami nigdy nie zrobili czegoś podobnego albo jeszcze gorszego” – pomyślała. „Tak jakby to nie było nom w waszych wzajemnych przepychankach”.

– Mam świadomość, jak to wygląda – syknął Brucolac. – I chcę dorwać tego drania nie mniej od was wszystkich. Jego pojmanie jest dla mnie nie tylko obowiązkiem, ale i przyjemnością.