Выбрать главу

Polowałeś na prądach morskich. Przywierałeś pasożytniczo do boków naszych napastników, a potem oderwałeś się pośród bitewnej nędzy, aby kolekcjonować ciała trupów i konających.

A potem – jak mam to rozumieć? Ukryłeś się i wykorzystywałeś ich. Niektórych oszczędziłeś, karmiłeś ich powietrzem i przesłuchiwałeś ich. Przesłuchiwałeś ich po śmierci, dobrze zrozumiałem? Uczyłeś się od nich - struchleli ze zgrozy na przedmieściach śmierci wszystko ci wygadali, nieruchomi w wodzie, uwięzieni pod swoimi domami.

Jesteś tu zaledwie od kilku dni, ale jak najwytrawniejszy szpieg wiesz już o tym mieście wszystko.

I dlatego - taki jest sens twoich słów? – przyszedłeś do mnie.

Ktoś zabrał ci coś z twoich wież na drugim końcu świata, coś cennego i jedynego w swoim rodzaju, i ty chcesz to odzyskać. Sprawca uciekał przed tobą, przemierzając setki kilometrów, przemierzając całe kontynenty, aż trafił tutaj, do mojego miasta. Wytropienie go zajęło ci bardzo wiele czasu, ale ten człowiek był skończonym durniem, jeśli sądził, że mu odpuścisz.

Wyśledziłeś go. Znalazłeś jego dom.

Ale na wyższych piętrach było jakieś zamieszanie, kiedy ty tak leżałeś, czekałeś, przygotowywałeś się i zadawałeś pytania każdemu, kogo udało ci się porwać z pokładów Armady. I chociaż zapewne jesteś przebiegły, drapieżny i nieustraszony, nad tobą jest ich zbyt wielu, nie ma szans, żebyś rozgromił całe miasto. Po wyjściu z wody jesteś bezukryty i z myśliwego stajesz się zwierzyną.

Nie możesz znaleźć obiektu swojej pogoni. Ten człowiek zniknął. Nie odda ci dobrowolnie tego, po co przybyłeś, trzeba go zmusić. Gdybyś poprosił o pomoc włodarzy miasta, a oni nie stanęliby po twojej stronie, to zgrałbyś wszystkie swoje atuty i nie mógłbyś się bronić, jeśli zwróciliby się przeciwko tobie. Nie jest was aż tak wielu. Nie możesz wypowiedzieć nam wojny. Nie możesz szukać tego, kto ci uciekł.

Chyba że z czyjąś pomocą.

Dlaczego przyszedłeś do mnie?

Dlaczego przyszedłeś do mnie, głębinowcu?

Przybywasz do mojego miasta, zabijasz moich poddanych i stajesz przede mną, Brucolakiem, z bezczelnością szantażysty. Skąd wiesz, że cię nie unicestwię?

Rozumiem.

Och, jesteś znakomity, jesteś doskonałym szpiegiem. Podziwiam cię, imponuje mi, że przez te kilka dni i nocy tak wiele się dowiedziałeś. Pozwól, że uchylę przed tobą czoła.

Czy jest coś, czego się nie dowiedziałeś? Czego nie zrozumiałeś?

Przyszedłeś do mnie, bo wiesz, że jestem zły.

Wiesz, co przywołali Kochankowie. Może nawet wiesz, dokąd płyniemy.

Wiesz, że ja się na to nie godzę. Że jestem jedyną siłą, która im się przeciwstawia.

Może wiesz, że biorę pod uwagę bunt.

Czy w tym, co zasłyszałeś, wielokrotnie pojawiało się moje imię? Jestem tego pewien. Wiesz, że jestem najpotężniejszą spośród osób, które czegoś pragną, które są wściekłe, które życzą sobie zmiany status quo.

Wiesz, że można mnie kupić.

Czy taka jest twoja propozycja, hakenmannie?

Są pewne działania, które tylko ty jesteś władny podjąć, a które mogłyby przeważyć szalę. Które mogłyby stworzyć nowe okoliczności, zmienić układ sił, wymusić zmiany. Wykreować fakty.

Tę wyprawę, tę idiotyczną pielgrzymkę, być może da się zatrzymać.

O tak, gdybyś tego dokonał, gdybyś zastopował naszą podróż…

Tylko ty możesz mi pomóc, mówisz mi na swój skomplikowany sposób. Tylko ty możesz zahamować tę obłąkaną ekspedycję. Jakie jest zatem moje zadanie?

Chyba nawet ja nie potrafiłbym przebić się przez rzesze strażników, którzy pilnują maszyn i ostróg skalnego mleka. Nie wiem, co trzeba zrobić. Ale jest inny sposób - coś innego, pewna siła – na spowolnienie i zastopowanie naszej jazdy. Można zatrzymać zwierzę.

Byłoby znakomicie, gdybyś to zrobił.

A w zamian? Widzisz? mówisz mi, z dziwną dumą połyskującą niby łuski, znasz się na handlu wymiennym, który stanowi treść naszego i życia.

W zamian? Pomogę ci znaleźć ukrytego człowieka, który ci uciekł.

Może nie wiesz, co to jest śmiech. A już z całą pewnością nie wiesz, dlaczego śmieję się tak długo.

Nie możesz wiedzieć.

Nie możesz wiedzieć, kogo powaliłem i rozkrwawiłem. Co widziałem w jego ręku. Nie możesz wiedzieć, że będąc lojalny wobec Armady i pozbawiony innej możliwości, schowałem do kieszeni swój gniew na Kochanków i oddałem im tego człowieka, chociaż wstydziłem się, ponieważ ponoszę część odpowiedzialności za rzeź, którą on na nas sprowadził. On nie jest zwykłym złodziejem, ten zbrodniarz wojenny, i trzymają go w czyśćcu do czasu, aż będziemy mogli odpowiednio go ukarać. Czyli już po naszej obłąkanej wyprawie.

Przybyłeś trochę późno.

Ale nie za późno. Nie jest jeszcze za późno, aby odwrócić bieg wydarzeń.

Wiem, gdzie go trzymają.

Nie możesz wiedzieć, że gdybyś złożył mi taką propozycję w każdym innym momencie, to bym cię zabił. Nie możesz wiedzieć, że mam dosyć tego groźnego szaleństwa, w które pcha się moje miasto. Że jeśli do zawrócenia nas z kursu konieczny będzie bunt, to nie zawaham się go wywołać.

To nie jest zwykły moment, głębinowcu. Przychodzisz do mnie w czas wojny.

Potrzebujesz jakiejś osłony? Jakiegoś wabika, który odciągnie od ciebie uwagę na czas poszukiwań?

Mam coś, co doskonale nada się do tego celu.

Cicho. Pozwól, że ja ci powiem, jak to będzie. Co ty zrobisz, co ja zrobię. Pomogę ci go znaleźć i zrobisz to dla mnie. A ja ci powiem, gdzie jest to, czego szukasz.

A teraz zaplanujmy wszystko szczegółowo, dobrze?

***

Nie przerywaj.

Musimy ustalić wszystko do końca. Widzisz, o tam? Zdążymy.

Niebo jeszcze nie jest jasne.

CZĘŚĆ SIÓDMA. CZUJKA

Rozdział czterdziesty pierwszy

Kiedy Armada zmierzała na północ przez osowiałe powietrze – umiarkowane fronty przemieszczały się tak powoli, jakby pogoda na coś czekała – a nastrój oczekiwania udzielił się wszystkim obywatelom, Bellis leżała złożona gorączką.

Przez dwa dni w ogóle nie myślała. Rozpalały ją tak wysokie temperatury, że jej pielęgniarze martwili się o nią. Bellis uciekała przed majakami, dostawała napadów wrzasku, których później nie pamiętała. Awank ciągnął jednostajnym tempem, nie szybko, ale zdecydowanie szybciej, niż miasto kiedykolwiek wcześniej podróżowało. Kształty fal zmieniały się wraz z prądami.

Tanner Sack jest twardszy od Bellis. Zwalniają go pod opieką Szekla, kory płacze ze zmartwienia, który rzuca mu się na szyję z wrzaskiem ulgi zmieszanej z rozpaczą, gdy widzi, że Tanner utyka. Ten krzyczy z bólu, kiedy dłonie Szekla naciskają jego pochlastane plecy. Ich głosy splatają się ze sobą, po czym Szekel prowadzi Tannera tam, gdzie czeka Angevine.

– Co oni ci zrobili? – jęczy raz po raz Szekel. – Za co?

Tanner uspokaja go i mówi nieskładnie, że były powody i że nie będą o tym rozmawiali, że sprawa jest zamknięta.

Są to historyczne dni. Podejmuje się wielkie decyzje. Zwoływane są publiczne spotkania, na których dyskutuje się o wojnie, dziejach miasta, awanku, pogodzie i przyszłości.

Bellis nic o tym nie wie.

Wiele dni później Bellis Coldwine usiadła na łóżku, z temperaturą już tylko trochę podwyższoną. Zjadła i wypiła sama, mnóstwo rozlewając, bo palce trzęsły się jej gwałtownie. Każdy ruch sprawiał jej tak potworny ból, że musiała zacisnąć zęby, aby nie wrzasnąć. Nie wiedziała, że strażnicy na korytarzu przywykli do jej krzyków.

Na drugi dzień wstała, poruszając się powoli i niepewnie jak pomarszczona staruszka. Upięła byle jak włosy i narzuciła na siebie długą, bezkształtną koszulę.

Drzwi nie były zamknięte na klucz. Bellis przestała być więźniem Już przed tygodniem.

Korytarzami więziennego skrzydła „Wielkiego Wschodniego” przechadzali się strażnicy. Zawołała jednego z nich i próbowała spojrzeć mu w oczy.