Może z czasem wykształcą się tam niezwykle bogate ekosystemy.
My będziemy już gdzie indziej.
Dotrzemy do naszej floty, zaprzęgniemy ją i życie potoczy się dawnym trybem. Rzecz jasna, po rzezi Wojny Crobuzońskiej będzie mniej statków holujących, ale z drugiej strony Armada pozbędzie się niezliczonych tysięcy ton łańcucha, co najmniej rekompensując utratę tych statków.
Armada powróci do dawnych obyczajów.
Znowu na Wezbranym Oceanie, znowu na najbardziej ruchliwe szlaki kupieckie, znowu plądrowanie portów i handel. Armadyjscy piraci, którzy czekali wiele miesięcy, namierzając miasto przy użyciu dziwnych urządzeń, znowu je znajdą. Popłyniemy ku Morzu Dżentelmena, Hebdomad, Gnurr Kett, Kanałowi Bazyliszka.
Ku Nowemu Crobuzon.
Minął już miesiąc od odejścia kobiety, której imienia nie znam. Wiele się zmieniło.
Buntownicy bardzo szybko utracili kontrolę nad miastem. Nie mieli programu, nie tworzyli zwartej grupy. Łączyło ich ze sobą tylko to, że odkryli, iż byli okłamywani oraz że nie chcieli umrzeć. Zdobyli władzę w wyniku anarchicznego zamachu stanu i łatwo ją oddali.
Po paru dniach Kochanek wrócił na scenę polityczną. Pojawił się na pokładzie „Wielkiego Wschodniego” i zaczął wydawać rozkazy. Ludzie chętnie je wykonywali. Nikt się mu nie sprzeciwia.
Ale wszyscy wiedzą, że jest zagubiony. Wzrok mu się błąka, a jego polecenia są nieprecyzyjne. Chyba że Uther Doul szepnie mu coś do ucha, a on powtórzy za nim.
Doul nie pozwoli jednak, żeby taka sytuacja – on rozkazuje ustami Kochanka – się utrzymywała. Jest najemnikiem: pracuje za pieniądze, sprzedaje swoją lojalność. Jeśli już musi rządzić, to o ile go znam, nie chce, żeby to się odbywało tak mało subtelnie.
Ukrywa fakt, że rządzi, dla wolności płatnej subordynacji. Wydaje mi się, że to jedno o nim wiem.
Nie mam natomiast pojęcia, co takiego się stało, że tak panicznie się boi sprawować władzę wprost.
W życiu nie spotkałam tak skomplikowanego człowieka ani, jak podejrzewam, tak tragicznej postaci. Z jego własnych losów wykwitły przecież idee, które zaprowadziły nas tutaj, tak daleko od tego, czego Doul szukał na Armadzie. Trudno powiedzieć, co sobie zamierzył, a co było tylko dostosowywaniem się do okoliczności. Nie wierzę, że obecna sytuacja z Kochankiem jest dla niego zadowalająca, że przygląda się jej z boku, kiwa głową i mówi: „Tego właśnie chciałem”.
Uther Doul albo w pełni nad wszystkim panuje, albo żyje w panicznym strachu. Albo ma wszystko w oszałamiającym stopniu zaplanowane, albo miota nami wszystkimi rozpaczliwie z kryzysu w kryzys, nie wiedząc, czego chce, nie okazując po sobie żadnych emocji.
Kochanek martwym wzrokiem wpatruje się w horyzont. Kochanka budziła pogardę i strach jako kłamczyni, ale w przeciwieństwie do swego niegdysiejszego partnera nie stała się osobą godną politowania. Podejrzewam, że Kochanek tego nie przeżyje. Być może któregoś dnia przekona się, że Doul nie jest już po jego stronie. Zwłaszcza, że Brucolac wrócił do władzy w Pragnieniowicach.
Niewielu Armadyjczyków faktycznie widziało grindylow, a jeszcze mniej osób o nich mówi. Tylko ja nie mogę o nich zapomnieć. Widziałam Brucolaca nocą jak chodził po mieście.
Słońce okryło go bliznami, które już nigdy nie znikną. Jest zgaszony. Carrianne mówi o nim ze swoistą surową czułością. Mieszkańcy jego okręgu stanęli za nim murem, a większość pozostałych Armadyjczyków szybko mu wybaczyła – nawet ci, którzy w noc buntu stracili kochanków. Poprowadził swoich pretorian przeciwko Niszczukowodom, bo chciał zawrócić miasto z drogi ku zagładzie. Miał słuszność, a cel, który sobie postawił, został później osiągnięty.
Nie ma wojny między Pragnieniowicami i Niszczukowodami.
Doul odwiedza Brucolaca w nocy, na „Urocu”. Mówiła mi Carrianne.
Spędzam z Carrianne wiele dni. Moja towarzyszka nie wspomina o tym, że kiedyś popierała projekt Kochanków. Przez prawie dwa tygodnie w ogóle mało się odzywała. Może trawił ją wstyd, że znalazła się po jednej stronie barykady z kobietą gotową nas okłamywać, gotową pchnąć nas w objęcia śmierci.
Taka jest obowiązująca wersja. Wierzymy w to, co powiedział Hedrigall. Dlatego zawróciliśmy.
Tanner Sack i ja widujemy się okazjonalnie. Tanner wrócił do pracy pod miastem. Ani razu nie wspomniał o naszym wspólnym pobycie w kabinie podsłuchowej, który dał mu powód do wywołania buntu.
„Czy to była moja zasługa? Czy beze mnie rebelia by nie wybuchła?” Miasto znowu płynie na południe, ku znanym nam wodom, ku miejscom, które coś dla mnie znaczą… „Czy to moja zasługa? Czy to oznacza, że wygrałam?”
Może dotarła bezpiecznie do Blizny, zacumowała statek do krawędzi wody, spuściła sprzęt w otchłań, wydobyła wszystkie potrzebne jej energie i jest teraz mocarna jak bóg. Może wpadła w czeluść. Może nie było do czego wpaść.
Hedrigall jest chory, majaczy po swoich przejściach gdzieś w trzewiach „Wielkiego Wschodniego”. Przynajmniej tak nam mówią. Kiedy to słyszę, myślę sobie: „Okłamują nas”.
Kobieta miała rację. Tylko idiota uwierzyłby w taki zbieg okoliczności, w taki łańcuch nieprawdopodobnych zdarzeń: nasz Hedrigall ucieka, a w prawie-świecie inny Hedrigall zostaje, gubi się, a potem prądy morskie kierują go akurat na naszą trasę. Nie mówią nam prawdy.
Pamiętam, jak spojrzał na mnie Doul.
Szukał mnie na „Wielkim Wschodnim” i kiedy mnie znalazł, pokazał mi wzrokiem, żebym poszła, podsłuchała i położyła kres wyprawie. Tym jednym spojrzeniem powiedział mi bardzo wiele, lecz jeszcze więcej pozostawił w sferze domysłów. Jasne było dla mnie tylko to, że na skutek jego manipulacji doprowadziłam do zawrócenia Armady z kursu.
Wyobrażam sobie, jak Doul spotyka się z Hedrigallem, lojalnym człowiekiem-kaktusem, który jest ciężko przerażony planem Kochanków. Doul wyłuszcza swoje zamiary. Ukrywa Hedrigalla w jakimś sekretnym miejscu. Ukradkiem, jak tylko on umie, odcina „Arogancję”. Po jakimś czasie wyciąga Hedrigalla z nory, żeby nastraszył ludność opowieściami o kanionach w morzu. Dzięki temu sam Doul nie musi nic mówić. Jest bezpieczny w swojej lojalności.
A może to Fennec zasugerował, żeby Hedrigall się ukrył: plan awaryjny na wypadek, gdyby odsiecz crobuzońska nie zdołała zawrócić nas z drogi.
Ale spojrzenie Doula było jednoznaczne. Jeśli za wszystkim stał Fennec, to Doul wiedział o jego planie i dopomógł w jego realizacji.
Wspominam te wszystkie spotkania, podczas których Doul powiedział mi albo zasugerował, dokąd płyniemy i co nas tam czeka. Wiedząc, że znam Silasa Fenneca vel Simona Fencha, wiedząc, że wszystko mu przekażę. I zezłościł się na mnie, kiedy wszczęłam nie ten bunt, co trzeba.
Spędzał ze mną sporo czasu, żeby wytworzyła się między nami zażyłość. I wytworzyła się. Użył mnie w funkcji przekaźnika.
Nie mogę wyjść ze zdumienia, kiedy sobie uświadamiam, jak dużo wiedział. Dużo bym dała za wiedzę, kiedy to się zaczęło – czy byłam wykorzystywana przez wiele, wiele miesięcy, czy tylko w ostatnich dniach. Nie wiem, w jakim stopniu Doul kierował się świadomą strategią, a w jakim odruchami warunkowymi. Niewątpliwie wiedział znacznie więcej, niż sądziłam.
Pozostaję w niepewności co do tego, jak bardzo zostałam wykorzystana.
Jest też inna możliwość. Nie daje mi ona spokoju.
Nieraz słyszałam z ust wielu osób, że ten Hedrigall nie jest całkiem taki sam jak nasz. Inaczej się zachowuje, mówi z większym wahaniem. Mówią, że jego twarz jest bardziej – albo mniej – pokryta bliznami. Ludzie wierzą, że ten Hedrigall jest uchodźcą z innego świata.
Możliwe. Możliwe, że powiedział nam prawdę.
Ale nawet jeśli tak, to sam los nie mógł tego wyreżyserować. Widziałam Doula: czekał na nowego Hedrigalla i na mnie. A zatem to nie przypadek sprawił, że Hedrigall znalazł się na naszej trasie. Istnieje inne wytłumaczenie.
Może to było dzieło Doula. Słyszałam muzykę. Może sprawił to Doul, grając na możliwościach, tworząc koncert zdarzeń prawdopodobnych i nieprawdopodobnych.
Czy grywał na byćmożniku nocami, kiedy zbliżaliśmy się do Blizny, kiedy możliwe światy wokół nas zaczęły mocniej napierać? Czy znalazł ten świat, w którym Hedrigall przeżył, i wciągnął go do naszego świata?
Taki kruchy łańcuch: że będę tam z kimś, komu ludzie uwierzą, że Doul znajdzie mnie oczami. Tak wiele zbiegów okoliczności: Doul musi być największym farciarzem w Bas-Lag. Albo zaplanował to, czego nie da się zaplanować. Przygotował mnie do tej chwili.
Czyżby umiał po wirtuozersku grać na możliwościach, przywołać akurat tę, w której ja stoję na pokładzie „Wielkiego Wschodniego”, obok Tannera, obserwuję przybycie Hedrigalla, gotowa do działania?
A jeśli faktyczna Bellis nie mogłaby tam być w tym momencie? Czy sprowadziłby inną? Taką, która znalazłaby się na właściwym miejscu o właściwej porze, stosownie do jego planów?
Czy jestem prawie-Bellis?
A jeśli tak, to co się stało z tą drugą, faktyczną?
Zabił ją? Czy jej ciało rozkłada się w morzu skubane przez padlinożerców? „Czy jestem zamiennikiem? Wciągniętym do istnienia w miejsce martwej kobiety – żeby była tam, gdzie Doul jej potrzebował?”