– Co pani pisała, kiedy wszedłem? – spytał Doul, bulwersując ją. Pokazał na kieszeń, do której schowała list. Zawsze trzymała go przy sobie. Plik grubych kartek robił się coraz cięższy. Nie odebrano go jej bo w żaden sposób nie mógł jej pomóc w ucieczce. Od dłuższego czasu nie uzupełniała listu. Czasem zasiadała do niego tak regularne jakby prowadziła dziennik, a czasem tygodniami go zaniedbywała – W małej, pozbawionej charakteru celi więziennej, z oknem wychodzącym na wodniste ciemności, próbowała wrócić do pisania, jakby liczyła na to, że list pomoże jej uspokoić psychikę. Stwierdziła jednak, że pisanie jest prawie niemożliwe. – Odkąd panią znam, zawsze ma pani przy sobie te kartki – powiedział Doul. – Nawet na sterowcu. – Bellis wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. – Co to jest? Co pani pisze?
Bellis uświadomiła sobie z przerażeniem, że to, co teraz powie, będzie miało dalekosiężne konsekwencje. Czekała, aż w głowie wszystko się jej poukłada. Czuła się tak, jakby wstrzymała oddech.
Wyjęła kartki z kieszeni i przeczytała to, co napisała.
„Pylnik, 9. cheta, 1780. Szósty playdi cielnika.
Witam ponownie”.
– To jest list – powiedziała.
– Do kogo? – spytał Doul.
Nie zajrzał do listu, tylko spotkał się z Bellis wzrokiem.
Z westchnieniem poszukała początku listu i podsunęła Doulowi, żeby mógł przeczytać pierwsze słowo.
„Drog…”, potem miejsce na brakującą literę i odstęp długości słowa.
– Nie wiem – oznajmiła.
– Właściwie to jest do nikogo – podjęła. – To smutne i żenujące, pisać list do nikogo. To nie jest list do zmarłej osoby ani żadna inna tego typu historia. Wręcz przeciwnie. List nie jest zamknięty, lecz otwiera się jak drzwi. Mógłby być zaadresowany do kogokolwiek. – Kiedy uzmysłowiła sobie, jak to wszystko musi brzmieć, ogarnęło ją przerażenie. – Zanim wyjechałam – ciągnęła spokojniejszym tonem – przez wiele tygodni, a nawet miesięcy żyłam w strachu. Znajomi znikali. Wiedziałam, że jestem ścigana. Nie był pan nigdy w Nowym Crobuzon, prawda? Chociaż zwiedził pan kawał świata, tam pan nigdy zawędrował. Nie zna pan strachu, który czuje człowiek osaczony przez milicję. Kogo już dopadli? Kogo zwinęli, poddali torturom, skorumpowali, zastraszyli, złamali groźbami, przekupili? Komu można zaufać? Strasznie ciężko jest być zdanym na samego siebie. Na początku wydawało mi się, że piszę do siostry. Nie byłyśmy ze sobą zżyte, ale od czasu do czasu mam straszną ochotę z nią porozmawiać. Lecz pewnych rzeczy nigdy bym jej nie powiedziała. A że musiałam je powiedzieć, pomyślałam, że może list jest do któregoś ze znajomych.
Na liście możliwych adresatów pojawili się Mariel, Ignus, Tea Thighs Growing, człowiek-kaktus wiolonczelista, jedyny z przyjaciół Isaaca, z którym pozostała w kontakcie. Pojawili się też inni. „List mógłby być do każdego z was” – pomyślała teraz, chociaż wiedziała że to nieprawda. W tych zastrachanych miesiącach przed ucieczką odsunęła się od większości z nich, a już wcześniej z nielicznymi łączyła ją bliska przyjaźń. „Czy mogłabym napisać do któregokolwiek z was?” – zastanowiła się nagle.
– Nieważne, do kogo się mówi albo pisze – podjęła. – Zawsze są rzeczy, które się pomija, cenzuruje. Im dłużej pisałam, im dłużej piszę, tym więcej muszę z siebie wyrzucić, tym większą mam potrzebę absolutnej szczerości. Więc piszę wszystko i odkładam na sam koniec decyzję, dla kogo list jest przeznaczony.
Pominęła milczeniem fakt, że list nigdy nie miał zostać wysłany, że miała go pisać na Armadzie aż do śmierci.
„Nie ma w tym nic dziwnego” – chciała powiedzieć Bellis. „To nie jest takie idiotyczne, jak się wydaje”. Rozpaczliwie pragnęła obronić sensowność swego epistolarnego projektu. „Nie myśl o tym w ten sposób, że po drugiej stronie jest pustka” – przekonywała go zawzięcie w duchu. „Absolutnie nie”.
– Musi pani pisać czujnie i tylko o sobie – stwierdził Doul. – Żadnych wspólnych kontekstów. List na pewno jest trochę zimny. – „Chyba masz rację” – pomyślała Bellis. – Wy wygnańcy z waszym pisaniem. Silas Fennec jest taki sam. Gdyby pani teraz do niego zajrzała, to by pani zobaczyła, że skrobie coś w notatniku, lewą ręką.
– Zostawiliście mu notatnik? – zdziwiła się Bellis.
Zadała sobie pytanie, co się stało z prawą ręką Silasa, ale podejrzewała odpowiedź. Uther Doul ostentacyjnie rozejrzał się po celi: ubrania, notatniki, list.
– Widzi pani, jak traktujemy naszych więźniów – powiedział. Bellis przypomniała sobie, że jest aresztantem, zupełnie tak sarno Tanner Sack, zupełnie tak samo jak Fennec. – Dlaczego nie powiedziała pani o tym Kochankom – spytał nagle Doul – kiedy usłyszała i od Fenneca, że Nowe Crobuzon jest w niebezpieczeństwie? Dlaczego nie próbowała pani wysłać ostrzeżenia tym kanałem?
– Nie przejęliby się tym – odrzekła. – A może nawet by ich to cieszyło: jeden rywal mniej na morzu. No i te wszystkie kości do obgryzienia. Nic by nie zrobili.
Miała rację i czuła, że Doul o tym wie. Mimo to gąsienica znowu drgnęła.
Wtem coś przyszło jej do głowy.
– Niech pan przejrzy list – zaproponowała. – Przekona się pan, że o niczym nie wiedziałam.
Doul długo nie odpowiadał.
– Została pani osądzona – powiedział wreszcie.
Krew oziębiła się jej w żołądku. Z drżącymi rękami przełknęła kilka razy ślinę i zacisnęła usta.
– Po przesłuchaniu przez nas Fenneca zebrał się senat – kontynuował. – W powszechnym przekonaniu Sack i pani nie wzięliście świadomego udziału w wezwaniu Nowego Crobuzon. Wasza wersja została przyjęta. Nie musi pani pokazywać mi listu. – Bellis skinęła głową i poczuła, że serce bije jej jak oszalałe. – Sami się zgłosiliście i powiedzieliście nam, co wiecie. Znam was. Oboje byliście bacznie obserwowani. – Ponownie przytaknęła ruchem głowy. – Uwierzono wam i sprawa jest zakończona. Wyjdzie pani na wolność, jeśli pani zechce… – Urwał na ułamek sekundy. Bellis wspominała później to zamilknięcie i nie umiała mu wybaczyć. – Sama wybierze sobie pani karę…
Bellis odwróciła wzrok, przygładziła list, przez chwilę oddychała głęboko i znowu spojrzała na Uthera.
– Karę? Przecież powiedział pan, że mi pan wierzy…
– Bo wierzę. To głównie dzięki mnie wszyscy pani uwierzyli. – Nie powiedział jednak tego takim tonem, jakby oczekiwał wyrazów wdzięczności. – I dlatego pula kar jest taka, a nie inna. To dlatego będzie pani żywa, a nie martwa jak Silas Fennec, kiedy uzyskamy już od niego wszystkie potrzebne nam informacje. Przecież wiedziała pani, że nie uniknie kary. Odkąd to zamiar decyduje o wyroku? Niezależnie od tego, co pani sądziła albo co sobie pani wmówiła, ponosi pani odpowiedzialność za rozpętanie wojny, która zabiła tysiące moich ludzi: Głos mu zhardział. – Powinna pani dziękować losowi, że chcemy zachować sprawę w tajemnicy. Gdyby obywatele się dowiedzieli co pani zrobiła, to byłoby po pani. Nieujawnianie szczegółów pozwala nam na łagodne potraktowanie pani. Powinna się pani cieszyć, że zaświadczyłem o pani prawości. Mocno się namęczyłem, żeby pomóc wam obojgu odzyskać wolność. Jego piękny głos przerażał ją.
– Niech mi pan powie – usłyszała swoje słowa.
– Senat Armady upoważnił mnie do poinformowania Tannera Sacka i Bellis Coldwine o wyroku – powiedział oficjalnym tonem patrząc jej w oczy. – Dziesięć lat w tej pojedynczej celi albo okres już odsiedziany plus chłosta. Wybór należy do pani.
Niedługo potem Doul wyszedł, zostawiając Bellis bardzo samotną. Fennec ją oszukał. Nie będzie broszur Simona Fencha. Bellis nikt nie posłucha. Miasto nie zawróci z drogi.