Mac prawie skończył, gdy Kellie się wyprostowała.
— Dobrze — rzekła. — Wiatr się trochę uciszył. Zapnijcie pasy.
Pomyślał, że na zewnątrz jest trochę jaśniej. Ale tylko trochę.
Usłyszał szum silników i zapiął uprząż. Światła na panelu zamrugały.
— Trzymajcie się — rzekła Kellie i MacAllister poczuł, jak pojazd unosi się i leci wśród burzy. W tej samej chwili Kellie włączyła światła. Wznosili się obok murów, wśród deszczu i uginających się drzew.
Lądownik z trudem unosił się w niebo, a Nightingale próbował znów połączyć się z Hutch.
Mac spoglądał z nadzieją w przepaść. Czasem, gdy kąt był odpowiedni, widział konstrukcję.
— Czy my wiemy, gdzie jej szukać? — spytał.
— Była tam daleko, po lewej stronie — odparła Kellie. — Na wysokości sześciu tysięcy trzystu metrów.
Mac zajął się obserwowaniem wysokościomierza. Siedzący przez nim Nightingale wstrzymywał oddech.
— Winda spadła — rzekła Kellie.
Nie było to dla nich zaskoczeniem.
Nightingale przyglądał się konstrukcji przez lornetkę.
— Widać ją? — spytał Mac.
— Powiem wam, jak coś zobaczę — burknął Nightingale.
Kellie nacisnęła przycisk komunikatora.
— Hutch, słyszysz mnie?
I nagle, wśród zakłóceń, usłyszeli jej głos.
— Tutaj…
Wszyscy próbowali mówić naraz. Kellie uciszyła ich.
— Gdzie jesteś? — spytała.
— Tam, gdzie mnie zostawiliście… — znów zakłócenia — …widzę światła.
— Dobrze, trzymaj się. Zaraz tam będziemy.
— Świetnie. Będę wdzięczna.
— Hutch, jak się czujesz?
— Powtórz!
— Jak się czujesz?
— W porządku.
— Widzę ją — rzekł Nightingale.
— Gdzie? — spytała Kellie.
— Tam — pokazał palcem.
Wisiała na jednej z belek Mac rzucił okiem, po czym sięgnął za siebie i wyjął linę. Zawiązał koniec wokół podstawy fotela i mocno szarpnął. Nightingale otworzył wewnętrzny właz śluzy.
— Nie zapomnij sam się przywiązać — rzekła Kellie.
Nie zapomniał. Nie po ostatnim razie. Wyciągnął uprząż i przypiął się do tego samego fotela.
Kellie kazała im uruchomić e-skafandry. Wyrównała ciśnienie powietrza.
— Gotowi — rzekła.
Podmuch wiatru uderzył w lądownik i Mac upadł na podłogę. Nightingale pomógł mu wstać.
Kellie otworzyła zewnętrzny właz. Wiatr i deszcz wdarły się do śluzy. A Mac zobaczył, jakim cudem Hutch udało się przeżyć. Zrobiła z liany coś w rodzaju nosidełka, przełożonego pod udami i pachami, i zwisała z belki. Nie dotykając metalu.
— Trzymaj się, Priscillo! — krzyknął, choć wiedział, że wśród wycia wichru go nie usłyszy.
— Jesteśmy wystarczająco blisko? — spytała Kellie.
Lądownik wznosił się i opadał.
— Nie! — odkrzyknął. — Musimy się bardziej zbliżyć.
— Nie wiem, czy dam radę.
Lina, którą trzymał Mac, była zwykłym, lekkim sznurem. Czymś, czego używano do zabezpieczania ładunków albo oznaczania miejsca wykopalisk. Na tym wietrze powiewała bardziej niż ciężka liana Hutch.
Próbował kilka razy i chybił, po czym wyłączył e-skafander i zdjął but. Przywiązał linę do niego i czekał na właściwą kombinację warunków: mniejszy wiatr i zbliżenie się lądownika do konstrukcji. Kiedy wystąpiła, rzucił but z liną. But przeleciał za belkę. Hutch zakołysała się do przodu i do tyłu, po czym złapała linę. Przyciągnęła ją, obwiązała się dookoła i zawiązała ją pod pachami.
Mac trzymał linę i szykował się.
— Pośpieszcie się — błagała Kellie, walcząc z burzą i prądami.
W prawej ręce Hutch pojawił się laser. Pokazała im go, żeby wiedzieli, co zamierza zrobić.
Mac spojrzał na podstawę fotela i zacisnął mocniej dłonie na linie. Nightingale, stojący przy włazie, nie był przypięły. Mac odsunął go, żeby nic mu się nie stało.
Priscilla odcięła lianę i spadła, znikając im z oczu. Lina szarpnęła. Mac trzymał mocno. Nightingale podszedł i razem wciągnęli ją do środka.
Gdy już znalazła się bezpiecznie na pokładzie, wszystkich ogarnął atak śmiechu. Priscilla objęła Maca i pocałowała Nightingale’a. Kellie przyspieszyła i wyłączyła antygrawitację, żeby oszczędzać kondensatory. Hutch objęła także i ją. Byli szczęśliwi, wyczerpani, bliscy łez. Podziękowała im, wyplątała się z liny i liany, wyraziła swoją bezgraniczną radość z faktu znalezienia się znów w lądowniku i znów ich wszystkich przytuliła. Odwiązała but Maca i wręczyła go ceremonialnie.
— Witaj w domu — rzekła Kellie.
Mac opadł na swój fotel.
— Dobrze, że wróciłaś, Priscillo — powiedział.
Usiadła obok niego, potarła nogę w miejscu, gdzie miała zawiązaną lianę, i zamknęła oczy.
— Nie uwierzyłbyś, jakie to cudowne uczucie — rzekła — móc znowu tu być.
Kellie wznosiła się powoli. Nagle wynurzyli się nad chmury. Powietrze było tu mniej wzburzone, ale Nightingale’owi zaparło dech. Patrzył w górę.
Mac spojrzał w tę samą stronę. Widać było potężny łuk zbliżającej się planety. Całe południowo-zachodnie niebo truchlało na widok fioletowego potwora. Mogli prawie zajrzeć w głąb planety. Mac poczuł chłód.
— Co teraz? — spytał. — Lecimy na spotkanie?
— Jeszcze nie — odparła Hutch. — Za wcześnie. Mamy jeszcze ponad cztery godziny.
Skrzywił się i spojrzał na kotłujące się chmury.
— Naprawdę musimy tam wracać?
Bill i Lori zaskoczyli obecnych, pokazując się razem na mostku „Gwiazdy”.
— Z przyjemnością ogłaszam, że manewr został ukończony — oznajmiła Lori. — Nie będzie już dalszych korekt kursu. Alfa pojawi się nad oznaczonym punktem na Morzu Mglistym na właściwej pozycji i w zaplanowanym czasie.
— Dobra robota — rzekł Bill. Miał minę, jakby rzeczywiście był zadowolony.
Kellie znalazła wysoko położony płaski teren blisko podstawy góry i wylądowała.
Hutch poszła do łazienki. Wyłoniła się z niej pół godziny później. Była wyszorowana i zawinięta w koc. Musiała poczekać, aż jej ubranie wyschnie.
— Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko mojemu nieformalnemu strojowi — rzekła.
— Ależ skąd — odparł MacAllister, łypiąc na nią pożądliwie.
Wyciągnęli jedną z butelek uratowanych z „Gwiazdy”. Wiatr wiał, deszcz padał, ale choć przez chwilę odnosili wrażenie, że ze światem jest wszystko w porządku.
XXXIII
Istnieje kilka zawodów, w których wiara w Opatrzność jest niezbędna: pracujący wśród dotkniętych przez los i nauczyciele nastolatków; są też takie, w których pożądany jest ateizm. W szczególności przychodzą mi do głowy piloci. Kiedy dryfujesz wśród gwiazd albo obłoków, wolisz mieć ze sobą kogoś, kto ma do stracenia tyle samo co ty, jeśli coś się stanie.
Miles Chastain wrócił z Philem Zossimovem w pobliże sieci. Tym razem miał sprzęt, paru pomocników i ładunek materiałów w dwóch wahadłowcach. Drummond czekał z zespołem Autsajderów.
Miles pilotował statki nadświetlne od ponad czterech lat, przez ostatnie trzy lata dla Universal News. Była to dobrze płatna praca i ważny etap w jego życiu, jako że dzięki niej trafiał do miejsc, w których działo się coś ciekawego. Na przykład zawiózł ekipę dziennikarzy na Nok, jedyną planetę, na której istniała jeszcze obca cywilizacja, w samą porę, by zobaczyć pierwsze strzały w ostatniej rundzie wojny w dwudziestowiecznym stylu. Towarzyszył ekipie śledczej w locie na Kruger 60, kiedy „Aquilar” wrócił z pierwszego lotu sondażowego w kierunku Oriona bez załogi. Był pilotem podczas nagrywania przez Universal nagrodzonego reportażu z obcej stacji na orbicie Beta Pac III.