Выбрать главу

— Gdzie teraz jesteś, Tom?

— Na „Zwicku”.

— Dobrze. Robili z tobą wywiad?

— Chyba nie ma tu nikogo, kto nie miałby okazji porozmawiać z ludźmi z UNN. Posłuchaj — spojrzał na nią, po czym dostrzegł Maca — byliście niesamowici.

— Dzięki. Sporo ludzi nam pomagało. Także i ty. Słyszałam, że jesteś niezłym spawaczem.

— Bezrobocie mi nie grozi.

— Następnym razem, jak mi powiesz, żebym czegoś nie robiła, potraktuję to poważnie.

Uśmiechnął się krzywo i posłał jej pocałunek.

— Wątpię.

Obudziła się w środku nocy i zauważyła, że statek przestał przyspieszać.

Było po wszystkim.

EPILOG

Kataklizmy tak potężne, że trudno je było nazwać trzęsieniami ziemi, bo wyrzucały w niebo całe lasy i góry na wysokość dwudziestu tysięcy metrów, gdzie były rozszarpywane przez walczące ze sobą studnie grawitacji, wreszcie ustały. Pływy praktycznie rozdarły Maleivę III na strzępy. Wir gazów i odłamków w atmosferze stał się tak gęsty, że powierzchnia planety przestała być widoczna. Spokojne, pokryte śniegiem równiny wokół wieży, barokowa świątynia, która wyglądała nieomal, jakby ją zabrano z Paryża, światła na Zatoce Złych Wieści, pomnik i sześciokątna budowla — wszystko to zostało starte w pył.

Wszędzie, gdzie istniały szczeliny albo uskoki tektoniczne, skały były wyrywane z podłoża i zasysane w górę. Planeta ociekała lawą. Płaszcz Maleivy rozpadł się, odsłaniając jądro. Uwolniona energia była tak gigantyczna, że nie dało się przyglądać zjawisku z bliska. Naukowcy na pokładzie „Wendy”, którzy wreszcie mogli skoncentrować się na tym, po co tu przylecieli, wpadli w zachwyt i zaczęli rozmyślać o przyszłych publikacjach.

Krótko przez kolizją Maleiva III eksplodowała i spłonęła jak mała supernowa. Światło przygasło i planeta rozpadła się na kilka rozżarzonych fragmentów, lecących przez mrok, by w końcu wpaść do kobaltowego morza na Morganie, zostawiając parę śladów przypominających siniaki.

W ciągu kilku godzin deszcz odłamków zniknął z nieba i jedynym śladem zdarzenia pozostały ciemne ślady na powierzchni planety. Morgan podążał dalej, obojętny na to, co się wydarzyło. Jego orbita nie zmieniła się znacząco. Potężna grawitacja planety namieszała trochę w księżycach układu. Tylko że to było kilkaset lat temu.

Hutch założyła, że kolacja ma być na cześć „Czwórki z Maleivy”. Na początku istotnie tak to wyglądało. Przedstawiono ich, każdego z osobna, tłumowi zebranemu w sali jadalnej; tłum klaskał, a ich posadzono przy stole kapitana. Każdy chciał uścisnąć im dłonie, życzyć im wszystkiego najlepszego i zdobyć ich autografy.

Poproszono ich o wygłoszenie przemówień. („Ale prosimy, żeby nie były dłuższe niż pięć minut”). Kiedy Nightingale przekroczył czas, Nicholson zaczął ostentacyjnie spoglądać na zegarek. I każdy chciał sobie zrobić zdjęcie z kimś z ocalałych.

Było też mnóstwo zdjęć z samego pobytu na planecie — całe setki podtykano im do podpisu. Na niektórych widniała Wieża Astronoma (nikt już nie nazywał tego miejsca Punktem Burbage’a), inne pochodziły z wywiadów przeprowadzanych z grupą przez Augusta Canyona, na jeszcze innych były tylko puste korytarze sześciokątnej budowli na szczycie Góry Błękitnej. Tu Hutch siedząca przy ognisku na początku wędrówki, tam Hutch zwisająca z sieci, widziana przez teleskop wahadłowca spieszącego na ratunek. Tu Gregory MacAllister wymieniający uściski dłoni z gratulującymi mu w chwili wejścia na pokład „Gwiazdy”. Ktoś zdobył portret Kellie pozującej na tle nieba z Morganem w tle. Wyglądała tam pięknie i wyzywająco — to zdjęcie szybko stało się bardzo popularne. W końcu znalazło się na okładce Dziennika Deepsix, bestsellera, w którym MacAllister opisał całą historię.

Mimo to wieczór wcale nie należał do Czwórki, ale do jej wybawicieli. Trzej kapitanowie, Marcel, Nicholson i Miles Chastain, zbierali kolejne porcje oklasków. Beekman i jego zespół chwalono za opracowanie ogólnej strategii. John Drummond, który wykonywał obliczenia do manewrów na orbicie, rozdawał ukłony. Oklaski dla Janet Hazelhurst były prawie ogłuszające.

Autsajderów poproszono, by się zaprezentowali; orkiestra zagrała kilka taktów z hymnu wojskowego. Przedstawiono pilotów wahadłowców. Ablowi Kinderowi przypisano zasługę załatwienia odpowiedniej pogody do chwili zakończenia akcji. Phil Zossimov stworzył kryzę i szyny, które tak bardzo ułatwiłyby akcję ratunkową. Oczywiście, jak cierpko skomentował, gdyby tylko zadziałały.

I wreszcie przyszedł moment, by upamiętnić tych, którzy zginęli. Cole Wetheral, pilot lądownika „Gwiazdy”. Klaus Bomar, pilot wahadłowca. Pasażerka „Gwiazdy”, Casey Hayes, która — jak powiedział MacAllister — zginęła, próbując ratować jeden z lądowników. Chiang Harmon z zespołu naukowo-badawczego. I Toni Hamner, której wcale by tam nie było, powiedziała Hutch, gdyby nie to, że zdecydowała się zostać z przyjaciółmi.

Podano poczęstunek. Odkorkowano najlepsze wina, jakie były na statku. A kapitan Nicholson ogłosił, że impreza odbywa się na koszt TransGalactic. Pasażerowie i goście mogli jedynie zostawiać napiwki, wedle uznania.

Późnym wieczorem Hutch zauważyła, że jest na parkiecie sama z Marcelem. Kiedy tu przybyła, czternaście standardowych dni temu (naprawdę tak niedawno?), był tylko kolegą, głosem, który rozlegał się czasem w kokpicie, kimś, kogo raz czy dwa widziała na jakimś seminarium. A teraz myślała o nim jako o Eleganckim Francuzie.

— Mam dla ciebie nowiny — rzekł Elegancki Francuz. — Mamy wyniki badania walca. Ma trzy tysiące lat.

Tańczyła w jego ramionach, co w tych czasach było czymś egzotycznym. Przebywanie w czyichś ramionach było przyjemne, czy były to ramiona Maca, Kellie, Toma Scolariego czy Randy’ego Nightingale’a. Zwłaszcza Nathingale’a, człowieka, który łatwo nie odpuszczał.

Trzy tysiące lat.

— W takim razie mieliśmy rację.

— Na to wygląda. To była akcja ratunkowa. Jastrzębie zabrały przedstawicieli mniej rozwiniętej cywilizacji z niebezpiecznego miejsca. Żeby przynajmniej dać gatunkowi szansę przeżycia gdzieś indziej.

— Ciekawe gdzie?

Marcel przycisnął usta do jej policzka.

— Kto wie? Może kiedyś ich znajdziemy.

Hutch przypomniała sobie drapieżny wygląd jastrzębi.

— Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych.

— Masz rację. Nie wyglądali. — Jej usta odnalazły drogę do jego ust. — Wygląd może być mylący.

Oczywiście zrobili o tym symulację. W roli Hutch wystąpiła Ivy Kramer, aktorka o naprawdę imponujących kształtach. Mac pojawił się w krótkim epizodzie, ale nie jako on sam, lecz jako Beekman. Erika Nicholsona przedstawiono jako prawdziwego bohatera akcji ratunkowej. Na interpretację wydarzeń na pewno wpływał fakt, że firma produkcyjna należała do tego samego koncernu międzynarodowego co TransGalactic.

Do akcji wprowadzono osoby działające na pokładzie „Gwiazdy”, które próbowały aktywnie sabotować akcję ratunkową z jakichś tajemniczych powodów, nigdy nie ujawnionych, oraz przedstawiono załogę „Boardmana” jako walczącą bohatersko o odzyskanie utraconego lądownika, by móc przyjść rozbitkom na ratunek. Na Hutch i Nathingale’a polowała w korytarzach sześciokątnego budynku jakaś zmiennokształtna istota.

Pojawiły się też książki. Figurki bohaterów doskonale się sprzedawały. Z całą czwórką przeprowadzono wiele wywiadów, a Kellie w końcu została twarzą firmy Wartburton, producenta sprzętu sportowego. Elektroniczne kartki przedstawiające ją z kompletem kijów golfowych stały się cennymi okazami poszukiwanymi przez kolekcjonerów.