W swoich innych dziełach - we Fragmencie Biblie targowickiej, pisanym stylem naśladującym język Starego Testamentu, czy w Obronie wojska moskiewskiego doprowadził do perfekcji sztukę politycznej trawestacji. Wszyscy ci pisarze, myśliciele i uczeni pozostawali w bliskim kontakcie z królem, który wykazywał zainteresowanie dla propagowanych przez nich idei. Byli stałymi gośćmi na połączonych z filozoficznymi debatami obiadach, które wydawano co czwartek w Zamku Królewskim. Wszyscy mieli za sobą liczne podróże lub studia we Francji czy we Włoszech i dobrze orientowali się w stosunkach panujących za granicą. Chętnych słuchaczy znajdowali w Warszawie wśród absolwentów Collegium Nobilium i członków Korpusu Kadetów. Gdy zaczęły się zaznaczać pierwsze wpływy oświecenia, a także później, gdy pojawiły się hasła Liberté, Egalité, Fraternité, doskonale rozumieli, o co chodzi. Kłopot polegał na tym, że nie mieli swobody sprawdzenia swych idei w praktyce. Musieli brać pod uwagę niezaprzeczalny fakt, że wszelkie próby przeniesienia programu reform politycznych ze sceny teatralnej, kolumn czasopism czy sali obrad na teren konkretnych działań musiały natychmiast wywołać protest ambasadora rosyjskiego, a w ostatecznej instancji - interwencję rosyjskich oddziałów wojskowych. Byli dobrymi znawcami gastronomii, wybitnymi specjalistami w dziedzinie teorii haute cuisine. Znali na pamięć francuskie przepisy kulinarne, ale nie mieli żadnej nadziei, że uda im się nakarmić naród którejkolwiek z potraw, dopóki nie zdołają przejąć kontroli nad własną kuchnią.
Problem drugi dotyczy znaczenia przegranych spraw. We wszystkich wydanych przez historyków polskich tomach dotyczących okresu od r. 1788 do 1794 bardzo mało miejsca poświęcono informacji, że żaden ze wspaniałych projektów wysuwanych przez rzeczników reform ustrojowych i społecznych nigdy nie doczekał się realizacji. Ani Konstytucja 3 maja, ani Uniwersał połaniecki Kościuszki nigdy nie zostały wprowadzone w życie. O przyszłości mieszkańców Polski i Litwy decydowali nie reformatorzy czy rewolucjoniści, lecz despoci z Petersburga, Wiednia i Berlina. Właśnie w tym okresie historyk spotyka się po raz pierwszy z ową polską tradycją, w myśl której „słowo” ważniejsze jest niż „akt” i która wymaga, aby zwracać większą uwagę na to, czego ludzie mogliby sobie byli życzyć, niż na to, co się istotnie wydarzyło. W oczach Polaków odmowa przyjęcia sytuacji politycznej jako istniejącej rzeczywistości stanowi istotny bodziec do rozwoju świadomości narodowej; postawa taka zaciemnia nierzadko obraz przeszłości. Z drugiej strony jednak, nie da się zaprzeczyć, że idealizm jest sam w sobie wystarczająco realny. W epoce rewolucyjnej - podobnie jak w w. XIX - znalazło się wielu Polaków, których nie zadowalały marzenia. Działali, walczyli i przelewali krew za swoje ideały w sposób jak najbardziej realny i praktyczny. Problem polega na tym, aby zdecydować, czy powinno się ustawić ich w centrum sceny historii czy też kazać im pozostać za kulisami. Czyż nie ma znaczenia to, że ich ofiara nie przyniosła żadnych uchwytnych rezultatów? Choć jest to niewątpliwie fakt godny pożałowania, trudno byłoby utrzymywać, że Tadeusz Kościuszko wywarł równie skuteczny wpływ na bieg historii Polski co Katarzyna Wielka czy konfederaci targówiccy.
Tadeusz Andrzej Bonawentura Kościuszko (1746-1817) łączył w sobie idealizm kręgów intelektualnych z praktycznymi umiejętnościami żołnierza. Był jedną z owych opatrznościowych postaci, które w czasach mniej niezwykłych mogłyby zapewne pozostać w cieniu, a którym wydarzenia - niejako wbrew nim samym - nadają rangę jednostek wybitnych. Urodził się w rodzinie wojskowych, jako syn miecznika brzeskiego. Kształcił się w szkole pijarów w pobliżu Pińska, a następnie w szkole kadetów. Przez pięć lat, w okresie od 1769 do 1775 r., jako stypendysta królewski odbywał szkolenie we Francji w Wersalu, Paryżu i w Breście, w Corps du Genié. Po powrocie do Polski okazało się, że nie stać go na zapłacenie sumy 18 000 złotych za rangę oficera, i wraz z grupą francuskich ochotników niemal natychmiast wyjechał do Ameryki Północnej. Jako oficer i inżynier w służbie amerykańskich sił zbrojnych odznaczył się w wojnie o niepodległość w bitwach pod Saratogą i West Point; wykazał duże umiejętności w zakresie budowy fortyfikacji i organizacji przepraw rzecznych oraz dosłużył się rangi generała brygady.
Wreszcie został odznaczony orderem Society of the Cincinnati i wkrótce poszedł za przykładem członków tego stowarzyszenia, wracając do pracy na roli w swej ojczystej wsi Siechnowicze. W r. 1789, w wieku lat 43, ostatecznie rozpoczął służbę wojskową w Polsce - z polecenia Sejmu Czteroletniego, który zdał sobie sprawę z faktu, że silna armia może być jedyną pewną gwarancją jego politycznych zamierzeń. Ten „bohater dwóch kontynentów”, „polski Lafayette” został wraz z bratankiem króla, generałem Józefem Poniatowskim, który przeszedł do polskiej armii ze służby w wojsku austriackim, wyznaczony do podjęcia trudnego dzieła reformy wojskowej[377].
Dla każdego, kto nie był pozbawiony poczucia rzeczywistości, było rzeczą jasną, że działalność Sejmu Czteroletniego, zapoczątkowana w październiku 1788 r., łączyła się z poważnym ryzykiem rosyjskiej interwencji. W odróżnieniu od wszystkich swoich poprzedników, sejm ten odmówił rozwiązania się po upływie zwyczajowych sześciu tygodni, przekształcając się w legalną konfederację, zdecydowaną kontynuować rozpoczęte dzieło, dopóki nie zostaną podjęte istotne uchwały prawne. Pod przewodnictwem energicznego marszałka, Stanisława Małachowskiego (1736-1809), wysunął szereg projektów i utworzył liczne komisje w celu odzyskania niepodległości narodowej oraz zapewnienia rozwoju gospodarki. Korzystając z tego, że Rosja zajęta była kryzysem we Francji oraz wojną turecką, zdołał wysunąć żądania idące o wiele dalej, niż to byłoby możliwa w normalnej sytuacji. W grudniu 1789 r. był świadkiem demonstracji zorganizowanej przez przedstawicieli 141 miast, którzy w czarnych strojach przemaszerowali przed nim na znak protestu przeciwko wyłączaniu ich z życia politycznego kraju. W r. 1790 rozpisano nowe wybory i doszedł nowy komplet posłów, aby przyspieszyć przebieg prac. Wreszcie, 3 maja 1791 r., stał się sceną starannie przygotowanego coup d’état. „Stronnictwo patriotyczne” Kołłątaja, działając w porozumieniu z Małachowskim i za wiedzą króla, wybrało dzień, w którym dwie trzecie posłów było nieobecnych z powodu ferii świątecznych. Przygotowany w tajemnicy projekt ustawy odczytano przed na wpół pustą salą:
Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia Konstytucji Narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione Rządu naszego wady (...) wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie (...) niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną Narodu, którego los w ręce nasze jest powierzonym (...) niniejszą Konstytucyją uchwalmy (...)[378].
Głosy protestu w sprawie quorum uciszono. Króla namówiono do złożenia podpisu. Żołnierze i tłum zgromadzony na placu Zamkowym powitali nowinę okrzykami: „Vivat Rex! Vivat Konstytucja!” Wszystko wydało się złudnie proste. Szkodliwe praktyki dawnej Rzeczypospolitej - liberum veto, prawo odmówienia posłuszeństwa, konfederacje i „wolne” elekcje - miały teraz zostać zniesione. Chociaż król był zatwardziałym starym kawalerem, monarchia miała być odtąd dziedziczna. Znoszono podział kraju na Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie, wprowadzając w miejsce odrębnych dotychczas urzędów „komisyje” obojga narodów. Funkcję najwyższego organu władzy wykonawczej miała pełnić Straż Praw Narodowych złożona z króla, prymasa i pięciu ministrów. Mieszkańcom miast miały przysługiwać takie same prawa i przywileje jak szlacheckim obywatelom Rzeczypospolitej. Chłopów „przyjmowano pod opiekę prawa i rządu krajowego”. Armia miała wzrosnąć do długo oczekiwanej liczby 100 000 żołnierzy. Rozmaite lokalne komisje do spraw prawa i porządku publicznego oraz do spraw obywatelskich i wojskowych miały stać się podstawą lokalnych organów centralnej administracji. Debaty dotyczące szczegółów ustawy trwały w sejmie przez następny rok.
376
377