Выбрать главу

Upadek powstania wywołał szereg lapidarnych i apokryficznych komentarzy. Wypełniwszy swe zadanie, Suworow wysłał do carowej złożony z trzech słów meldunek: „Hurra - Praga - Suworow”. Otrzymał odpowiedź: „Brawo - feldmarszałku - Katarzyna”. Spadając z konia pod Maciejowicami, w chwili, gdy - jak mówiono - „krzyknęła Wolność” - Kościuszko miał rzekomo wypowiedzieć słowa, które włożyła mu w usta legenda: FINIS POLONIAE - oto kres Polski.

Ale to istotnie był kres Polski. Tym razem subtelności prawne zostały nieco zredukowane. Gdy rosyjska armia zlikwidowała rząd powstańczy i przeprowadziła deportację króla, nie było już żadnych polskich władz, z którymi można by prowadzić pertraktacje w sprawie trzeciego rozbioru. Nie miało zresztą sensu ubieganie się o uzyskanie zgody Polski na akt, który miał ostatecznie położyć kres istnieniu państwa polskiego. Wszystko odbywało się przy założeniu, że Polacy i ich Rzeczpospolita już nie istnieją i w związku z tym żadna zgoda nie jest potrzebna. W r. 1795 Austriacy, gorliwie pilnując, aby podział łupów nie ominął ich jak poprzednim razem, zajęli rozległe tereny wokół Krakowa, którym nadali nazwę Nowej Galicji. Prusacy zajęli miejsce Rosjan w Warszawie i nazwali swą zdobycz Nowymi Prusami Południowymi. Rosjanie zadowolili się pasem ziem leżących wzdłuż granicy wschodniej - większym niż to, co zabrały Prusy i Austria razem. (Patrz Rys. M).

Rys. M. Rozbiory Polski

25 listopada 1795 r. abdykował Stanisław August, przebywający na wygnaniu w Grodnie. Końcowy traktat rozbiorowy, podpisany 26 stycznia 1797 r. w Petersburgu przez Rosję, Prusy i Austrię, miał pozory zwykłego aktu ustalenia granic. W odrębnym nie ujawnionym artykule postarano się o zlikwidowanie na zawsze nazwy „Polska”:

La nécessité d’abolir tout ce qui peut rappeler le souvenir de l'existence du Royaume de Pologne, lorsque l'anéantissement de ce corps politique est effectué (...) les hautes Parties contractantes son convenues et s'engagent de ne jamais faire insérer dans leur intitulé (...) la dénomination ou désignation cumulative du Royaume de Pologne, qui demeurera des a present et pour toujours supprimée [389]

Agonia Polski i Litwy nie wywołała zbyt wielu komentarzy na scenie międzynarodowej. Oczy mężów stanu Europy skierowane były na Francję. W czasie, gdy wojska rewolucyjne, zalawszy Belgię, Holandię i Nadrenię, zbliżały się do Piemontu, Katalonii i hiszpańskiej Galicji, nikt nie miał głowy do tego, aby zajmować się krajem, którego zagłada była już przesądzona. W Warszawie pozostała zaledwie garstka obcych dyplomatów, aby dopełnić końcowych rytuałów, albowiem od r. 1794 Najjaśniejsza Rzeczpospolita utraciła już zdolność kierowania dyplomacją.

Przeczuwając kłopoty, dyplomaci jeden po drugim opuszczali Warszawę, jak muzycy grający Symfonię pożegnalną Haydna: zbierając nuty, gasząc świece i na palcach schodząc ze sceny. Ostatniego ambasadora króla Francji, d’Escorchesa, już nie było. 25 sierpnia 1792 r. ten jakobin i ci-devant markiz obchodził po raz ostatni dzień św. Ludwika, polecając najwyższemu Bogu swego króla i ojczyznę. Jeszcze w październiku tego samego roku został przepędzony przez konfederatów targowickich, którzy udaremnili mu także opublikowanie raportu o rewolucyjnych wydarzeniach we Francji. Jego sekretarz, Bonneau, został aresztowany przez Rosjan i trzy lata spędził w twierdzy szlisselburskiej. Jego następca, citoyen Parandier - wysłany przez Komitet Ocalenia Publicznego - nigdy nie dotarł do miejsca przeznaczenia. Baron Iosif Andriejewicz Igelström, który w styczniu 1794 r. przejął od Sieversa obowiązki ambasadora, zaledwie zdążył rozpocząć swą działalność, gdy wybuch powstania kościuszkowskiego w nocy 17 kwietnia zmusił go do zniszczenia szyfrów i ucieczki z Warszawy. Natomiast jeden z jego kolegów, baron von Asch, został schwytany i uwięziony jako zakładnik. Cały korpus dyplomatyczny podpisał skierowaną do króla petycję, protestując przeciwko naruszaniu ich nietykalności. Ale ani oni sami, ani król nie byli w stanie wywrzeć żadnego wpływu na kierunek wydarzeń, zmierzający do konfrontacji między Kościuszką i Rosjanami. W czerwcu ambasador pruski Ludwig von Buchholtz, w obawie przed gniewem mieszkańców Warszawy, spakował kufry i prędko wyjechał z miasta. W lipcu Austriak Benedict de Cache udał się rzekomo na urlop do Karlsbadu i nigdy już stamtąd nie wrócił. W sierpniu ambasador Szwecji generał Toll został aresztowany w wyniku spisku, jaki zawiązał się wśród jego własnego personelu; jego miejsce zajął jeden z jego podwładnych, Samuel Casström. W listopadzie armia rosyjska pod dowództwem Suworowa pojawiła się na wschodnim brzegu Wisły. Szturm na Pragę i straszliwa masakra ludności położyły kres powstaniu. Ambasador brytyjski, pułkownik William Gardiner, oraz nuncjusz papieski, monsignor Lorenzo Litta, przekroczyli rzekę, aby błagać o uratowanie życia mieszkańcom stolicy. Suworow dał się ubłagać. 7 stycznia 1795 król, pod eskortą oddziału złożonego ze 120 rosyjskich dragonów, z całą należytą pompą i paradą wyruszył w drogę na zesłanie. Następnego dnia sekretarz rosyjskiej misji dyplomatycznej Diwow poinformował pozostałych ambasadorów, że wyjazd króla zakończył ich misję, „ponieważ dwór, przy którym zostali akredytowani, przestał istnieć”. Polecił im, aby poinformowali swoje rządy o zmianie sytuacji oraz usunęli herby swoich państw z bram rezydencji. 8 lutego Stanisław August przysłał im z Grodna osobne listy pożegnalne, prosząc, aby zaprzestali wszelkich kontaktów z jego byłymi ministrami, jako że taka działalność mogłaby jedynie wzbudzić podejrzliwość Rosjan. Przyspieszyło to wyjazd Don Dominica d'Yriarte, sekretarza i posła króla hiszpańskiego, który przybył do Warszawy z czystej ciekawości, gdy egzekucja Ludwika XVI położyła nagły kres jego misji w Paryżu. Dyplomata holenderski, pułkownik Griesheim, opuścił Warszawę na wieść, że rewolucyjne wojska francuskie dokonały najazdu na jego kraj. Od tej chwili dyplomaci byli zdani na własny los. 22 listopada 1795 r. zmarł na posterunku ambasador saski Johann Jakub Patz. Pochowano go na cmentarzu ewangelickim - tego samego popołudnia, gdy nuncjusz podawał vin de congé Suworowowi, udającemu się właśnie do Niemiec, gdzie miał zacząć wypełnianie swoich kolejnych zadań. 2 grudnia, zgodnie z warunkami trzeciego rozbioru, armia pruska zajęła miejsce Rosjan w Warszawie. Casström i inni chargés d’affaires ostatecznie zamknęli swoje ambasady. Pozostali jedynie nuncjusz i Anglik Gardiner - pierwszy po to, aby bronić Kościoła katolickiego, drugi - aby uregulować długi. Przez cały rok 1796 nuncjusz odmawiał wyjazdu. Herb Stolicy Piotrowej, który jak wyzwanie wisiał na bramach nuncjatury, był ostatnim widomym wyrazem kondołencji składanych z powodu zgonu Rzeczypospolitej. Ostatecznie nuncjusz wyjechał z Warszawy 15 lutego 1797 r., otrzymawszy z Watykanu polecenie udania się do Petersburga. Gdy tylko jego orszak skręcił za róg ulicy, policja usunęła z bram kłujące w oczy herby i - jako trofea - przekazała je do muzeum. Był to ostatni na dalsze 121 lat incydent dyplomatyczny w Warszawie. Osamotniony Gardiner nadal pozostawał w mieście, jako zbankrutowany szary obywatel. Jego raporty z okresu ostatecznej agonii Rzeczypospolitej brzmią naprawdę wzruszająco. 12 listopada 1794 r. w liście do brytyjskiego sekretarza stanu tak opisywał szturm na Pragę:

вернуться

389

Recueil des actes diplomatique..., op. cit., nr 157, 229.

(Wobec konieczności usunięcia wszystkiego, co mogłoby nieść ze sobą pamięć istnienia Królestwa Polskiego, teraz, gdy zlikwidowanie tego ciała politycznego zostało dokonane (...), zawierające ze sobą układ potęgi podejmują zgodne postanowienie, aby nigdy nie używać w tytułach swych monarchów (...) nazwy ani też określenia Królestwo Polskie, które ma zostać odtąd na zawsze zniesione (...): przyp. tłum.).