Polscy komuniści szybkim krokiem zbliżali się do politycznego bankructwa.
W tym właśnie momencie, w październiku 1988 roku, w dziesiątą rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II, podsumowałem swoje poglądy na bieżącą sytuację w Polsce w wykładzie, jaki wygłosiłem na uniwersytecie katolickim w Lublinie. Wydawało mi się wówczas rzeczą słuszną położyć nacisk nie tyle na wydarzenia polityczne, ile na przemiany, jakie zaszły w politycznej świadomości.
Zmiana (Polska 1978—1988)[573]
Na pytanie, czy udało się złagodzić kryzys gospodarczy, można by odpowiedzieć, że nie. Na pytanie, czy polepszyła się sytuacja polityczna, można by odpowiedzieć, że niewiele. Na pytanie, czy stan moralny narodu jest zdrowszy, czy Polacy są mniej podzieleni, mniej pokłóceni ze sobą, odpowiedź brzmi: nie. Ale na pytanie, czy stan świadomości jest inny, można by odpowiedzieć: całkowicie. Czy Polacy lepiej rozumieją rozmiary i źródła swego losu? Bez wątpienia! Czy ta nowa, głębsza wiedza o sobie ma jakieś znaczenie dla przyszłości? Ogromne! Wydaje się, że ta rewolucja polskiej świadomości zaczęła się 16 października dziesięć lat temu, po konklawe watykańskim.
Pamiętam jeden moment ze swojej pierwszej wizyty w Polsce w 1962 roku. Pokazywano nam Nową Hutę. Przewodniczka opowiadała, że ta ogromna dzielnica została zaplanowana bez kościoła. Opowiadała także, jak robotnicy walczą o prawo postawienia przynajmniej krzyża. Ludzie kilkakrotnie stawiali ten krzyż, a w nocy władze go usuwały. Pojechaliśmy na to miejsce z grupą: miejsce, które wówczas było jeszcze puste. Ktoś z naszej grupy zadał głupie pytanie: „A gdzie jest ten krzyż?”
Przewodniczka odpowiedziała: „Krzyż jest, tylko ty go nie widzisz”. W tym momencie zrozumieliśmy, że w Polsce krzyż jest wszędzie, nawet tam, gdzie go nie widać. Dziś w tym miejscu nadal stoi krzyż, a nieco dalej zbudowano jeden z najwspanialszych nowoczesnych kościołów w kraju (Arkę Pana). Jeszcze przez dwadzieścia lat prawda Kościoła i niezależne polskie życie kulturalne mieszkały jak gdyby w oddzielnych przedziałach. Prawda miała wypędzić fałsz. W pewnym momencie fałsz musiał ustąpić. I ustąpił — chyba w czerwcu 1979 roku, kiedy Polacy tłumnie witali Jana Pawła II. Prawda wyszła wtedy razem z tłumami na ulicę.
Jeśli kardynała Wyszyńskiego uznamy za pasterza narodu, to widzieć także trzeba, że Kościół nie zawsze miał siłę i odwagę bronić prawdy i sprawiedliwości poza murami świątyń. Przez wiele lat, nawet i dzisiaj, łatwiej mu było i jest ograniczyć się do spraw religijnych sensu stricto, nabożeństw, spowiedzi, rytuału kościelnego. I w jakimś sensie jest to słuszne, bo w Kościele opieka nad duszami zawsze ma pierwszeństwo. Z drugiej strony, niemożliwe jest przemilczenie faktu, że dusza ludzka żyje w człowieku, który pracuje w fabryce, stoi w kolejce, czeka na mieszkanie w bloku, słucha wykładu na uniwersytecie. W latach osiemdziesiątych cały świat poznał poczet bohaterskich księży, którzy nie lękali się, nawet w najcięższych momentach, stać obok swych podopiecznych. Znamy ich nazwiska. Dla przykładu wymienię tylko niektórych: ksiądz Kazimierz Jancarz z Mistrzejowic w Nowej Hucie, ksiądz Edward Frankowski z parafii w Stalowej Woli, ksiądz Leon Kantorski z parafii św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej pod Warszawą, ksiądz Stanisław Orzechowski z Wrocławia. Nieco później poznaliśmy wątłą, schorowaną, ale jakże moralnie mocną postać księdza Jerzego Popiełuszki z parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie. Jego Msze Święte za Ojczyznę w okresie stanu wojennego podnosiły ducha niemal całej Polski. Tragiczna, męczeńska śmierć księdza Jerzego, w październiku 1984 roku, symbolizowała moralne zwycięstwo dobra nad złem. Jeśli ktoś jeszcze nie zrozumiał, o co toczy się walka w Polsce, ofiara życia księdza Popiełuszki musiała przekonać nawet najbardziej tępych.
[…] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli prasy i widowisk, art. 2 pkt. 6 (Dz.U. nr 20, póz. 99, zm.: 1983, Dz.U. nr 44, póz. 204)][574]. Naturalnie, wcześniej wiedziałem dobrze, że władze ingerują w pracę wszystkich środków informacji, że krajowa historiografia bywa mocno zniekształcona. Wiedziałem, że już w 1947 roku protesty sejmowe wicepremiera Mikołajczyka w całości zostały usunięte z oficjalnych sprawozdań sejmowych. Ale prawdziwym dla mnie zaskoczeniem było, że cenzura selekcjonuje, […] (Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli prasy i widowisk, art. 2 pkt. 6 (Dz.U. nr 20, póz. 99. zm.: 1983, Dz.U. nr 44, póz. 204)][575] dane dotyczące wszystkich dziedzin życia politycznego i niepolitycznego. W encyklopediach, na mapach geograficznych, w tabelach statystycznych. Wtedy zrozumiałem, że system ten jest niereformowalny, bo reformatorzy nie są w stanie zapoznać się z prawdziwym stanem rzeczywistości, którą mają reformować. Dlatego, by ją zmienić, trzeba zacząć po prostu od nowa.
Jedenaście lat temu wydawnictwa cenzurowane zderzyły się w Polsce z drukami niezależnymi, pojawiło się pierwsze nie ocenzurowane czasopismo — „Biuletyn Informacyjny KOR” — wydawany na początku w Lublinie. Niedługo potem do czytelników dotarły pierwsze książki z niezależnego wydawnictwa NOWA, spadały pierwsze krople dzisiejszego potopu wydawnictw drugiego obiegu. Patrząc wstecz, trudno się domyślić, dlaczego Polacy tak się z tym spóźnili, dlaczego w latach sześćdziesiątych nie było polskiego odpowiednika rosyjskiego samizdatvP. Opóźnienie to łączy się chyba z tym, że powojenne społeczeństwo było mocno zdezorientowane tym, co się wokół niego i z nim stało. Dezorientację pogłębiły pozorowane przemiany po roku 1956.
Zasadnicze złamanie monopolu informacyjnego, a także uwypuklenie roli cenzury w PRL nastąpiło po sierpniu 1980 roku. „Tygodnik Powszechny” wprowadził zwyczaj zaznaczania miejsc ingerencji cenzury. Drugi obieg wynurzył się z konspiracji, niektóre wydawnictwa podziemne zaczęły podawać nazwiska i adresy redaktorów i autorów. Po 13 grudnia władze nie zdołały przywrócić stanu sprzed Sierpnia. Zasięg cenzury znacznie się zmniejszył. Sygnały tego docierały do autora Bożego igrzyska w dalekim Londynie. W pewnym momencie nie znany mi głos w słuchawce telefonu zadał mi następujące, cudowne pytanie: „Czy mamy zgodę Pana Profesora na to, że wydajemy Pańską książkę bez Pana zgody?” Odpowiedziałem na to:
„Nie wyrażam niezgody na waszą nie uzgodnioną propozycję”.
Na Zachodzie, tak jak i w kraju, długo dyskutowano nad tym, czy Związek „Solidarność” jest lub ma być związkiem zawodowym sensu stricto czy szerszym ruchem społecznym: Dzisiaj toczą się podobne dyskusje. Moim zdaniem, tak postawiony problem jest sztuczny. W systemie totalitarnym, bądź taki przypominającym, każda powstająca niezależna organizacja automatycznie staje się ruchem społecznym, skupiającym wszelkie rodzaje społecznej działalności. Czy to jest związek zawodowy, czy szkoła baletowa — ludzie przyłączają się do nich właśnie dlatego, że stwarzają one możliwość myślenia i działania bez nadzoru władz. Szkolenie baletowe robi się nagle nieprawdopodobnie popularne, nawet wśród nie tańczących. Członkowie „Solidarności” chcieli po prostu oddychać, być sobą, żyć swobodnym życiem. Tym sposobem związek „Solidarność”, chcąc nie chcąc, musiał działać jako źródło niezależnej myśli, twórca nowej świadomości. Wykonywał tę funkcję formalnie — przez organizowanie wykładów, sympozjów, debat na wszystkie możliwe tematy, i nieformalnie — przez udział jego członków w wolnych demokratycznych zebraniach. Chaotycznie, ale skutecznie. Był to tlen dla chorego ciała. Związek wykonywał to legalnie w okresie działalności legalnej; nielegalnie po delegalizacji.
573
Tekst (do s. 1097, w. 29) wg: „Tygodnik Powszechny”, nr 13 (2074) z 26 marca 1989, zatytułowany jw. Zmiany i skróty pochodzą od autora. Interwencje cenzury — zgodnie z wolą Daviesa — zachowano jak w pierwodruku (przyp. tłum.).
574
Fragment usunięty przez cenzurę brzmi: „Rozmiary totalitarnej cenzury prewencyjnej dostrzegłem dopiero w 77 roku, po przeczytaniu Czarnej księgi cenzury PRL, wydanej w Londynie na podstawie źródłowych dokumentów przywiezionych z kraju” (przyp. wyd.).