Nie można, oczywiście, rozwiązać ostatecznie problemu rozbieżności opinii na temat etyki Nacjonalizmu. Podobnie jak Demokracja czy Autokracja, sam w sobie Nacjonalizm nie jest ani zły, ani dobry. Można go oceniać wyłącznie w odniesieniu do szczególnych motywów jakiejś szczególnej grupy jego zwolenników.
Zależnie od okoliczności przyznawali się do niego zarówno szlachetni idealiści, jak i cyniczni dranie, dla których środek jest sam w sobie celem. Można mówić o nacjonalistach demokratycznych i niedemokratycznych, o nacjonalistach wielkodusznych i podłych, o nacjonalistach umiarkowanych i o fanatykach. Jedyną rzeczą, jaka ich łączy, jest przekonanie, że ich narody mają niezbywalne prawo do kierowania swoim własnym losem. Dla historyka Nacjonalizm, a także narody, które Nacjonalizm powołał do istnienia, są obiektywnymi bytami, których dokonania należy rejestrować i opisywać. Ostateczny osąd moralny trzeba pozostawić innym. Historia polskiego Nacjonalizmu i polskiego narodu nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Przez więcej niż 150 lat, od chwili abdykacji Stanisława Augusta 25 listopada 1795 r. po dzień wycofania się wojsk niemieckich z Warszawy 17 stycznia 1945 r., „Polska” pozostawała niemal wyłącznie nazwą. Podobnie jak dziś Armenia czy Macedonia, których nazwy niosą ze sobą żywe wspomnienie dawnych władców i imperiów, praktycznie rzecz biorąc, słowo to rzadko znaczyło coś więcej niż obszar określony przez czynniki kulturowe, językowe czy administracyjne, położony na terytorium trzech różnych państw. Żadne z państw utworzonych na ziemiach Rzeczypospolitej Polski i Litwy nie mogło rościć sobie pretensji do roli jej następcy.
W zaledwie kilku z nich większość mieszkańców mogłaby się była nazwać „Polakami”. Księstwo Warszawskie (1807—15) jedynie maskowało rzeczywistość napoleońskiej okupacji. Wielkie Księstwo Poznańskie w Prusach (1815—49) oraz Królestwo Galicj i i Lodomerii (1772—1918) w Austrii były pięknymi nazwami nadanymi prowincjom poszczególnych mocarstw. Pierwsze z nich zostało zdławione za to, że domagało się statusu pełnej autonomii, którą drugie otrzymało dopiero w latach 1868—75, Królestwo Polskie (czyli Królestwo Kongresowe lub Kongresówka, 1815—74) oraz Rzeczpospolita Krakowska (1815—46) zostały rozwiązane na przekór międzynarodowym statutom, które powołały je do istnienia. Odrodzenie „Królestwa Polski” pod auspicjami Niemiec w 1916 r. nigdy nie wyszło poza stadium embrionalne, a i tak zakończyło się poronieniem. Jak większość pozostałych eksperymentów w dziedzinie państwowości polskiej, jakie podejmowano w poprzednim stuleciu, było szyderstwem z rozsądku tych, których miało usatysfakcjonować. W tym świetle Drugą Rzeczpospolitą (1918—39) okresu międzywojennego trzeba uważać za krótkie interludium w nieprzerwanym strumieniu bezpaństwowości. Jej rząd, który został zmuszony do udania się na wygnanie we wrześniu 1939 r., po blisko czterdziestu latach wciąż jeszcze istnieje w Londynie i w kategoriach polskiego prawa można by go nadal uważać za instytucję, która przechowuje konstytucyjną praworządność[2]. Rząd ten jednak nigdy nie odzyskał władzy nad terytorium swego kraju i w czerwcu 1945 r. przestał być oficjalnie uznawany przez większość światowych mocarstw. Nawet na Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (utworzonej w 1945 r. i oficjalnie zatwierdzonej konstytucyjnie w 1952 r.), której rząd od czasu drugiej wojny światowej sprawuje rzeczywistą władzę, ciążą poważne ograniczenia suwerenności. Tak więc przez większość okresu historii nowożytnej brak własnego państwa był normalną sytuacją Polaków. Prawdziwa niepodległość rzadko bywała czymś więcej niż iluzją. (Patrz Rys. A). Rys. A. Przynależność ziem Polski i Litwy w latach 1772—1945
Na przestrzeni tych pięciu czy sześciu pokoleń, kiedy „Polska” nie istniała w sensie fizycznym, można było abstrakcyjnie wspominać jej przeszłość lub snuć marzenia o jej przyszłości, natomiast w teraźniejszości można było ją sobie jedynie wyobrażać. Nie tylko rozerwano ją na trzy części: zamieniono ją w ulotny obłok, wyparowała, rozpłynęła się w powietrzu, rozbita na miliony niewidocznych gołym okiem cząsteczek. Istniało tyle różnych „Polsk”, ilu było ludzi, którzy chcieli je dojrzeć, tylu „królów Polski”, ilu zechciało panować w królestwach własnej wyobraźni. Jej z gruntu duchowy charakter podkreślali wszyscy najwrażliwsi zagraniczni obserwatorzy XIX wieku — od Helmuta von Moltke, który w czasie pobytu na jej ziemiach w latach 1828—31 od razu je sobie upodobał, po J. H. Sutherlanda Edwardsa, korespondenta gazety „The Times”, przebywającego tu w latach 1861—63, oraz Duńczyka Georga Brandesa, który w latach 80. i 90. notował swoje wrażenia z Polski[3]. Jej atrybuty najlepiej potrafi opisać poezja, metafora i przypowieść.
Była wyzwaniem, na które odpowiedzieli wszyscy poeci, romantycy i patrioci, żaden jednak nie uczynił tego równie skutecznie, jak Adam Mickiewicz:
Na początku była wiara w jednego BOGA, i była Wolność na świecie. I nie było praw, tylko wola Boga, i nie było panów i niewolników, tylko patriarchowie i dzieci ich. Ale potem ludzie wyrzekli się BOGA jednego i naczynili sobie bałwanów, i kłaniali się im (…). Przeto BÓG zesłał na bałwochwalców największą karę, to jest niewolę. (…)
Królowie tedy wyrzekłszy się CHRYSTUSA, porobili nowe bogi, bałwany i postawili je przed obliczem Narodów, i kazali im kłaniać się (…). I tak zrobili królowie dla Francuzów bałwana, i nazwali go honor, a był to ten sam bałwan, który za czasów pogańskich nazywał się cielcem złotym. Zaś Hiszpanom zrobił król bałwana, którego nazwał preponderencją polityczną albo influencją polityczną, czyli mocą i władzą, a był to ten sam bałwan, który Asyryjczykowie czcili pod imieniem Baala (…). A zaś Anglikom zrobił król bałwana, którego nazwał panowaniem na morzu i handlem, a był to ten sam bałwan, który się nazywał dawniej Mamonem. A zaś Niemcom zrobiono bałwana, który się nazywał Brodsinn, czyli Dobrobyt, a był to ten sam bałwan, który się nazywał dawniej Molochem (…). I zapomniały narody, iż od jednego pochodzą Ojca (…). Na koniec w Europie bałwochwalskiej nastało trzech królów (…) trójca szatańska (…), Fryderyk, którego imię znaczy przyjaciel pokoju (…), Katarzyna (…) znaczy po grecku czysta (…), zaś Maria Teresa nosiła imię najpokorniejszej i niepokalanej Matki Zbawiciela (…). Imiona tych trzech królów (…) były to trzy bluźnierstwa, a ich życia trzy zbrodnie, a ich pamięć trzy przeklęstwa. (…) Tedy owa trójca (…) wyrobiła nowego bałwana najobrzydliwszego ze wszystkich, i nazwała tego bałwana Interes, a tego bałwana nie znano u pogan dawnych (…).
Ale jeden Naród polski nie kłaniał się nowemu bałwanowi (…). I rzekła na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem WOLNOŚĆ. Ale królowie posłyszawszy o tym, zatrwożyli się w sercach swych i rzekli: (…) Pójdźmy, zabijmy Naród ten. I uknowali między sobą zdradę. (…) I umęczono Naród polski i złożono w grobie, a królowie wykrzyknęli: Zabiliśmy i pokonaliśmy Wolność. A wykrzyknęli głupio (…). Bo Naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza jego zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego, do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju (…). A trzeciego dnia dusza wróci do ciała i Naród zmartwychwstanie i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli[4].
2
Tekst oryginału Norman Davies ukończył w 1979 r., pierwsze wydanie w języku angielskim ukazało się w r. 1981 (przyp. tłum.).
3
Helmuth von Moltke, Poland, a historical sketch, Londyn 1855; J. H. Sutherland Edwards, The Polish Captivity: an account of the present position of the Poles, Londyn 1863, t. l, 2; Georg Brandes, Poland: a study ofthe country, people and literature, Londyn 1903.
4
Adam Mickiewicz, Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, opr. Z. Dokumo, Warszawa 1982, s. 211 inn.