Выбрать главу

– Miasto Wrocław – wziął się pod boki Jorg Reibnitz da stu pięćdziesięciu konnych. Cóż Świdnica? – Miasto Świdnica – oświadczył dumnie Oppeln – do zwycięstwa pod Kratzau walnie się przyczyniło. Skoro teraz jego miłość książę Jan wiktorię obiecuje, która Kratzau zaćmi, to Świdnicy tam zabraknąć nie może. Tak łatwo zaćmić się nie damy ni z kart historii wymazać. Świdnica wystawi sto pięćdziesiąt koni przedniej jazdy pod komendą pana podstarosty Stosza. Wszyscyśmy w Świdnicy radzi husytów na proch roztartymi zobaczyć. Wprzód niechaj nam może jednak jego miłość książę Jan wyjawi, jaką to metodą tego roztarcia dokonać zamiaruje. – Po pierwsze, siłą tego dokonam – odpalił z miejsca Jan Ziębicki. – Z tego, coście tu rzekli, wyrachowałem naszą potencję na jakiś tysiąc konnych, w tym trzysta koni ciężkozbrojnego rycerstwa. Kralovec ma cztery tysiące pieszych i zaledwie dwustu jezdnych. A że rycerz w zbroi za dziesiątkę pieszych chmyzów stanie, przewaga przy nas. Po drugie, załatwimy ich takąż modą, jak pod Kratzau. Zaszarżujemy z zasadzki na kolumnę marszową. Wprzódzi sprawiwszy, że pomaszerują tam, gdzie będziemy na nich czekać. – A jakim – uniósł brwi Oppeln – sposobem to sprawim?

– Mamy taki sposób.

Skrzeczący i tłukący się u okna nyskiego zamku wielki pomurnik zaskoczył biskupa wrocławskiego Konrada, ale i biskup, przyznać trzeba, równie mocno zaskoczył pomurnika. W swej strzeżonej komnacie nie oddawał się, o dziwo, ani orgii, ani pijaństwu, ani hazardowi. Nie odsypiał orgii, pijaństwa czy hazardu. Nie. Czytał. Poświęcał czas lekturze. Wpuszczony pomurnik szybko transformował się w postać człowieczą. Rzucił okiem na spoczywającą na pulpicie księgę. Pokręcił głową, zdumiony niemal do granic. Nie dość, że było to Pismo Święte, pięknie iluminowana Biblia. W dodatku była to Biblia po niemiecku.

– Wiem, z czym przychodzisz, a raczej przylatujesz zaskoczył Pomurnika Konrad, Piast, książę Oleśnicy, biskup Wrocławia i namiestnik króla Zygmunta Luksemburskiego na Śląsku. – Darmo się trudziłeś. Twojej prośbie odmawiam. – Dziś jest dwudziesty drugi grudnia Anno Domini 1428 – Pomurnik usiadł, sięgnął po stojącą na komodzie karafę. – Siódmego listopada 1427, a więc nieco ponad rok temu, tu, w tym zamku, w tej komnacie, suplikowałem, a wasza biskupia dostojność przyobiecała mi… – Dostojność zmieniła zdanie – uciął Konrad z Oleśnicy. – A uczyniła to ad maiorem Dei gloriam. Reinmar Bielau stał się ważnym pionkiem w grze, a stawka zrobiła się skurwysyńsko wysoka. Na co ty liczyłeś? Że ja ci tego Bielaua oddam, byś go mógł zakatować? Dla jakiejś niejasnej dla mnie prywaty? Wiem, wiem, mieliśmy onegdaj wobec Bielaua plany, miał nam posłużyć do zatuszowania afery z napadem na poborcę. Ale teraz całkiem czego innego wymaga dobro Kościoła i kraju. Rozkazałem ci współpracować z księciem Janem w poszukiwaniach. Dałem Janowi przyzwolenie na wkroczenie do klasztoru w Białym Kościele. Ha, wszedłby pewnie i bez pozwolenia, klasztor stoi na jego ziemiach, a opatka to jego siostra, ale to nie jest istotne. Istotne jest, że Jan Ziębicki waży się na rzecz prawdziwie wielką. Jeśli przedsięwzięcie wojenne się powiedzie… a ma wielkie szansę powodzenia, zadamy heretykom potężny cios, cios, jakiego dotąd nie zaznali. Czy pojmujesz to, Birkarcie, czy ogarniasz to rozumem? Najpierw ciężkie cięgi pod Kratzau, teraz pogrom, jaki wkrótce sprawi im Jan Ziębicki. Pryśnie mit, według którego husytów nie da się zwyciężyć w boju. Za naszym przykładem pójdą inni. To będzie początek ich końca. Ich końca, synu. Ja byłem pod Pragą w roku dwudziestym, na koronacji Zygmunta. Patrzyłem z Hradu na to miasto, przyczajone za rzeką jak wściekły pies. A gdyśmy stamtąd odchodzili, przysiągłem sobie, że kiedyś powrócę. Że własnymi oczyma zobaczę, jak temu wściekłemu psu wybija się kły, jak cała ta kacerska nacja ponosi karę za swe zbrodnie. Jak krew leje się wszystkimi ulicami tego podłego grodu, a Wełtawa robi się czerwona. I tak będzie, tak mi dopomóż Bóg. A znaczącym krokiem ku temu jest Jan, książę na Ziębicach. I wojenny plan, który ja obmyśliłem, a Jan wykona. Ten plan musi się powieść. Bóg tak chce. I ja też tak chcę. – Dlatego – biskup wyprostował się – kategorycznie zabraniam ci jakichkolwiek działań, które mogłyby plan mój pokrzyżować. Lub choćby skomplikować. Jan trzyma Reinmara von Bielau w lochu na ziębickim zamku. Zabraniam ci zbliżyć się do tego lochu choć na krok, zakazuję rozmawiać z Reinmarem, zabraniam tknąć go choć palcem. Zabraniam ci tego kategorycznie i surowo. Wiem, żeś czarownik, polimorf i nekromanta, wiem, żeś ściany przenikał, by we Wrocławiu dostać się do uwięzionych. Wiem, co potrafisz i na co cię stać. Ale uprzedzam: jeśli mego zakazu nie posłuchasz, ściągniesz na się mój gniew. A wtedy poznasz, na co stać mnie. Zrozumiałeś, Birkarcie, synu mój? Zastosujesz się? – A mam wyjście? Ojcze?

Biskup sapnął gniewnie. Potem z trzaskiem zamknął Biblię, a na tytułowej desce postawił puchar. I nalał weń burgunda z cynamonem. – Tak między nami – spytał po chwili, całkiem spokojnie – to do czego był ci ów Bielau? Bo przecie nie gwoli samej przyjemności zemsty i mordu? Coś chciałeś z niego wydobyć, na jakąś okoliczność wybadać. Na jaką? Ha, pewnie nie zechcesz powiedzieć… Szczegółów nie zdradzisz. Ale może choć ogólnie? Pomurnik uśmiechnął się, a był to uśmiech wyjątkowo paskudny. – Jeśli ogólnie – wycedził zza uśmiechniętych warg to czemu nie. Z Reinmara Bielaua zamierzałem wycisnąć informacje, które doprowadziłyby mnie do jednego z jego kompanów. Z tego zaś wydusiłbym dalsze informacje. Uzyskując tym samym nieco wiedzy. Ogólnej. Między innymi o tym, czy księga, którą dopiero co czytałeś, ojczulku biskupie, jest naprawdę tym, za co sie ją zwykło uważać. Czy też może nie jest warta więcej niż baśnie Ezopa Fryga.

– Interesujące – przemówił po chwili zadumy Konrad. – W samej rzeczy, interesujące. Tym niemniej moje rozkazy pozostają w mocy. Ad motorem Dei gloriom. A baśniami zajmiemy się w lepszych czasach.