Выбрать главу

– Nie przychodzę tu bez broni. Quinn zwilżyła językiem wargi.

– I pewnie wiesz, jak się tym posługiwać w razie potrzeby. Popatrzył na nią spod oka.

– Pewnie wiem. Chcesz iść dalej, czy zawracamy?

– Nie zamierzam uciekać z podkulonym ogonem. Cal słyszał szelest w krzakach, kląskanie błota pod stopami intruza. Śledzi nas, pomyślał. Wyobrażał sobie, że gdyby rzeczywiście chciał ich zaatakować, nóż okazałby się równie bezużyteczny jak ostre słowa, ale czuł się lepiej, mając go w ręku.

– Klusek go nie słyszy – wyszeptała Quinn, wskazując podbródkiem na psa, który wlókł się kilka metrów przed nimi. – Nawet on nie mógłby być aż tak leniwy. Zareagowałby, gdyby go usłyszał lub poczuł. Więc on nie może być prawdziwy. – Wzięła głęboki oddech. – To tylko przedstawienie.

– W każdym razie dla psa nie istnieje. Usłyszeli wycie. Cal złapał Quinn mocno za ramię i pociągnął między drzewami wprost na polanę, gdzie na błotnistej ziemi wznosił się Kamień Pogan.

– Chyba w zaistniałych okolicznościach oczekiwałam czegoś podobnego do kamienia królewskiego w Stonehenge. – Quinn obeszła skałę dookoła. – Niesamowite, jak bardzo przypomina stół albo ołtarz. Jaka płaska i gładka jest ta powierzchnia. – Położyła na niej dłoń. – I ciepła – dodała. – Cieplejsza niż spodziewałabym się po kamieniu w środku lutego.

Cal położył dłoń obok jej ręki.

– Czasami jest zimny. – Schował nóż do pochwy. – Nie ma się czym martwić, jeśli jest ciepły. Na razie. – Uniósł rękaw i przyjrzał się bliźnie na nadgarstku. – Na razie.

Bez zastanowienia przykrył dłoń Quinn swoją.

– Tak długo jak…

– Rozgrzewa się! Czujesz? Czujesz to? Przesunęła się i położyła drugą dłoń na kamieniu. Cal też się poruszył, czuł, że się porusza tak jak wtedy, przy ścianie ognia. Jak szaleniec.

Schwycił Quinn za ramiona, obrócił, przycisnął plecami do skały i gwałtownie ją pocałował, głodny jej ust.

Na chwilę stał się kimś innym, Quinn też, na ten pełen bolesnej desperacji moment. Jej smak, jej skóra, bicie jej serca.

I nagle znów był sobą, czuł dotyk ust Quinn na swoich i ciepło kamienia pod ich dłońmi. Jej ciało drżało obok niego, palce wbijały się w jego biodra.

Chciał więcej, chciał pchnąć ją na ten kamienny stół, nakryć ją swoim ciałem i zatonąć w niej.

Ale to nie on, pomyślał, nie do końca on. Dlatego zmusił się, żeby ją puścić, zerwać tę więź.

Powietrze drżało jeszcze przez chwilę.

– Przepraszam – wykrztusił z trudem. – Nie, żebym żałował, ale…

– Jesteś zaskoczony. – Głos Quinn był zachrypnięty. – Ja też. To było zupełnie nieoczekiwane. Kręci mi się w głowie – wyszeptała. – I wcale się nie skarżę. Przez chwilę nie byliśmy sobą. – Wzięła kolejny głęboki oddech. – Możesz nazwać mnie dziwką, ale i tak mi się podobało. – Nie spuszczając wzroku z oczu Cala, znowu położyła dłoń na kamieniu. – Chcesz spróbować jeszcze raz?

– Myślę, że wciąż jestem mężczyzną, więc oczywiście, do cholery, chcę. Ale nie uważam, żeby to było rozsądne ani szczególnie bezpieczne. Poza tym nie chcę, żeby ktoś czy też – coś – igrał z moimi odruchami. Następnym razem gdy cię pocałuję, będziemy tylko ty i ja.

– No dobrze. Więzy. – Skinęła głową. – Coraz bardziej skłaniam się ku teorii, że chodzi o jakieś więzy. Może więzy krwi, może reinkarnację. Warto by to zbadać.

Odeszła od kamienia i Cala.

– A zatem na razie żadnego fizycznego kontaktu między nami i tym czymś. Zajmijmy się tym, po co tu przyszliśmy.

– Nic ci nie jest?

– Przyznaję, że czuję się podniecona. Ale nic mi się nie stało. – Wyjęła butelkę z wodą i pociągnęła długi łyk. – Pragnęłam cię. I jako ja, i jako nie ja.

Opuściła butelkę i popatrzyła w te spokojne, szare oczy. Dopiero co piła, a znów czuła suchość w gardle.

– Wiem. Zastanawiam się tylko, czy to stanowi problem.

– Nawet jeżeli tak, nie zamierzam się tym przejmować. Serce Quinn przyśpieszyło.

– Ach… To pewnie nie jest dobre miejsce, żeby…

– Nie, nie jest. – Cal zrobił krok do przodu, ale jej nie dotknął. Jednak Quinn i tak poczuła żar na skórze. – Będzie inne miejsce.

– Okej. – Odchrząknęła. – No dobrze, do pracy. Obeszła kamień, a Cal nie spuszczał z niej wzroku. Wiedział, że to ją trochę irytuje, ale uznał, że to mu daje pewną przewagę. Coś mogło go zmusić, żeby pocałował Quinn w ten sposób, ale wiedział też, co czuł, gdy to coś zwolniło presję. Co czuł od samego początku, kiedy tylko wysiadła z samochodu na jego podjeździe.

Czyste pożądanie. Caleb Hawkins pragnął Quinn Black.

– Tamtej nocy zrobiliście tu sobie piknik. – Najwyraźniej uwierzyła w jego zapewnienia, że na polanie jest bezpiecznie, bo teraz poruszała się swobodnie. – Jeżeli wiem cokolwiek o chłopcach, to zapewne jedliście śmieciowe żarcie, dogryzaliście sobie i opowiadaliście historie o duchach.

– Mniej więcej. Piliśmy też piwo, które Gage ukradł ojcu, i oglądaliśmy magazyn z gołymi babkami, który zwinął.

– Oczywiście, chociaż o takie rozrywki posądziłabym raczej dwunastolatków.

– Bardzo śmieszne. – Cal nakazał sobie przestać myśleć o Quinn. – Rozpaliliśmy ognisko i słuchaliśmy radia. To była piękna noc, ciepła, ale nie parna. I to była nasza noc, nasze miejsce. Święte miejsce.

– Twoja prababcia też tak powiedziała.

– Taka noc aż się prosiła o jakiś rytuał. – Poczekał, aż Quinn odwróci się do niego. – Zapisaliśmy słowa, które sami ułożyliśmy, i o północy złożyliśmy przysięgę. Finką przeciąłem nam skórę na nadgarstkach. Wypowiedzieliśmy słowa przysięgi i przycisnęliśmy nadgarstki do siebie, żeby nasza krew się zmieszała. Żebyśmy stali się braćmi krwi. I wtedy rozpętało się piekło.

– Co się stało?

– Nie wiem, nie do końca. Żaden z nas nie wie albo nie pamięta. Był jakiś wybuch, w każdym razie tak to wyglądało. Poraziło mnie światło, a siła eksplozji odrzuciła nas w tył, po prostu uniosła nad ziemię. Słyszałem wrzaski, ale nie wiem, czy to ja krzyczałem, czy też Fox, Gage, czy jeszcze ktoś inny. Wystrzelił ogień, który płonął wszędzie, ale nas nie poparzył. Coś z niego wniknęło we mnie. Ból, pamiętam ból. I wtedy zobaczyłem jakiś ciemny kształt i poczułem lodowaty chłód, jaki ze sobą niósł. A potem wszystko się skończyło i zostaliśmy sami, przerażeni, leżący na czarnej, spalonej ziemi.

Dziesięciolatek, pomyślała Quinn. Był tylko małym chłopcem.

– Jak stąd wyszliście?

– Następnego ranka, tą samą drogą, którą przyszliśmy. Ale coś się zmieniło. Przyszedłem na tę polanę jako dziewięciolatek, w okularach. Byłem krótkowzroczny.

Quinn uniosła brwi.

– Byłeś?

– Nosiłem szkła minus dwa na lewe oko i minus trzy na prawe. Gdy opuszczałem tę polanę, miałem dziesięć lat i idealny wzrok. A żaden z nas nie miał nawet zadrapania, pomimo że Gage przyszedł tu poraniony. Od tamtej nocy żaden z nas nie przechorował ani jednego dnia. Wszystkie nasze skaleczenia błyskawicznie goją się same.

Na twarzy Quinn nie malował się nawet cień niedowierzania, tylko zainteresowanie graniczące z fascynacją. Cal zdał sobie sprawę, że poza członkami jego rodziny jedynie ona o tym wiedziała. I wierzyła.

– Staliście się odporni.

– Można to tak nazwać.

– Odczuwasz ból?

– I to jak cholera. Wyszedłem stąd bez okularów, a nie z rentgenem w oczach. Oczywiście, że gojące rany bolą jak diabli, ale następuje to szybko. Oglądam wydarzenia z przeszłości, jak tam, na ścieżce. Nie zawsze, nie wszędzie, ale je widzę.