Выбрать главу

– Może należeć do twojej rodziny – uznała Cybil.

– I do rodziny Ann? Quinn potrząsnęła głową na sugestię Layli.

– Nie wiem. Cal badał drzewo genealogiczne Hawkinsów, ja tylko zerknęłam. Wiem, że starsze zapiski poginęły, ale nie sądzę, żebyśmy oboje przeoczyli gałąź z moim nazwiskiem. Dlatego lepiej sprawdźmy, czego możemy się dowiedzieć o Josephie.

Ojciec nie potrafił jej pomóc, ale rozmowa z domem trwała czterdzieści minut, bo Quinn musiała wysłuchać najnowszych rodzinnych plotek. Potem zadzwoniła do babci, która pamiętała mgliście, że jej teściowa wspominała o wuju czy stryjecznym dziadku albo kuzynie, który urodził się w Maryland. A może w Wirginii? W poszukiwaniu sławy uciekł z piosenkarką z saloonu, zostawiając żonę i czwórkę dzieci i zabierając rodzinne oszczędności, przechowywane w puszce po ciastkach.

– Miły chłopak z tego Joe – uznała Quinn. – To chyba on. Postanowiła wymigać się od pomocy przy kolacji i pojechać do ratusza, żeby poszukać czegoś o Joe Blacku. Skoro tu umarł, to może i tutaj się urodził.

Po powrocie z zadowoleniem zobaczyła, że dom jest pełen ludzi, dźwięków i zapachu jedzenia. Cybil, jak to ona, włączyła muzykę, zapaliła świece, nalała wina. Wszyscy tłoczyli się w kuchni i zaostrzali apetyt marynowanymi oliwkami. Quinn wrzuciła jedną do ust i popiła winem z kieliszka Cala.

– Czy wypadły mi już oczy?

– Jeszcze nie.

– Przez trzy godziny przeglądałam dokumenty. Chyba posiniaczyłam sobie mózg.

– Joseph Black. – Fox podał jej kieliszek wina. – Dziewczyny mi mówiły.

– Dobrze, to ja już nie będę musiała. Udało mi się dotrzeć tylko do jego pradziadka, Quintona Blacka, który urodził się w tysiąc sześćset siedemdziesiątym szóstym. Nic o wcześniejszych czasach, w każdym razie nie tutaj. I nic o Joe. Miał trzy siostry, ale znalazłam tylko ich akty urodzenia. Miał też ciotki, wujów i tak dalej, ale o nich też prawie nic nie znalazłam. Wygląda na to, że rodzina Blacków nie była zbyt istotna w życiu Hawkins Hollow.

– Inaczej to nazwisko coś by mi mówiło – powiedział Cal.

– Tak. W każdym razie zaciekawiłam moją babcię, która wyruszyła na poszukiwanie starej rodzinnej Biblii. Zadzwoniła do mnie na komórkę i powiedziała, że chyba dostał ją jej szwagier po śmierci swoich rodziców. Może. W każdym razie to jakiś trop.

Popatrzyła na nieznajomego, który stał oparty o blat, bawiąc się kieliszkiem wina.

– Przepraszam? Gage, prawda?

– Tak jest. Specjalista od pomocy drogowej. Quinn uśmiechnęła się, gdy Cybil przewróciła oczami, wyciągając z piekarnika bochenek ziołowego chleba.

– Tak, słyszałam. Wygląda na to, że kolacja już gotowa. Umieram z głodu. Nic nie zaostrza bardziej apetytu niż lektura aktów urodzin i zgonów Blacków, Robbitów i Clarków.

– Clarków? – Layla opuściła talerz, który podstawiła Cybil na chleb. – Byli tam jacyś Clarkowie?

– Tak, Alma i Richard, o ile dobrze pamiętam. Muszę sprawdzić w notatkach. A dlaczego pytasz?

– To panieńskie nazwisko mojej babci. – Layla zdobyła się na nikły uśmiech. – I to też pewnie nie jest zbieg okoliczności.

– Czy ona jeszcze żyje? – zapytała natychmiast Quinn. – Możesz się z nią skontaktować i…

– Zjedzmy, zanim wystygnie – przerwała jej Cybil. – Później będzie mnóstwo czasu na buszowanie w drzewach genealogicznych. Ale gdy ja gotuję – wręczyła Gage'owi gorący talerz z chlebem – wszyscy jedzą.

ROZDZIAŁ 16

To musiało być ważne. Musiało mieć znaczenie. Cal wciąż się nad tym zastanawiał, spędzając czas w pracy i w domu na poszukiwaniach linii łączącej Hawkinsów i Blacków. To było coś nowego, wątek, o którego istnieniu nawet nie wiedzieli, nie mówiąc już o jego sprawdzeniu.

Powtarzał sobie, że to ważna, czasochłonna praca i dlatego przez kilka ostatnich dni nie miał czasu spotkać się z Quinn. On był zajęty, ona również. Nic nie mogli na to poradzić.

Poza tym pewnie przyda im się chwila odpoczynku od siebie, niech emocje trochę opadną. Tak, jak powiedział matce, to nie był dobry czas na poważny związek, na miłość. Kiedy ludzie naprawdę się zakochują, dzieją się poważne rzeczy, które wywracają życie do góry nogami. A on miał wystarczająco dużo poważnych spraw, o które musiał się martwić.

Nałożył jedzenie do miski i postawił przed Kluskiem czekającym z niezmąconym spokojem na swoje śniadanie. Był czwartek, więc idąc wypuścić psa na poranny spacer i siusiu, wstawił pranie. Jak co dzień rano nalał sobie pierwszy kubek kawy i wyjął pudełko płatków.

Ale gdy sięgnął po mleko, przyszła mu na myśl Quinn. Dwuprocentowe, pomyślał potrząsając głową. Może właśnie w tej chwili ona też przygotowuje sobie muesli. Może stoi w kuchni wypełnionej zapachem kawy i myśli o nim.

Ta wizja wydała mu się tak kusząca, że sięgnął po telefon, żeby do niej zadzwonić, kiedy usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się.

Gage wyjmował kubek z szafki.

– Coś taki nerwowy?

– Nie słyszałem, jak wszedłeś.

– Rozmyślałeś o kobiecie.

– Mam wiele spraw na głowie.

– Zwłaszcza kobietę. Widać po tobie, Hawkins. Zwłaszcza po tych oczach, smętnych jak u cocker – spaniela.

– Wypchaj się, Turner. Gage uśmiechnął się i nalał sobie kawy.

– I ten opuszczony kącik ust. – Pociągnął palcem wargę w dół. – Charakterystyczne.

– Jesteś zazdrosny, bo brak ci regularnego seksu.

– Bez wątpienia. – Gage wypił łyk czarnej kawy i bosą stopą podrapał w bok Kluska, który całym swym psim jestestwem skupił się na jedzeniu. – Ona nie jest w twoim typie.

– Och? – Cal czuł, że złość pełznie mu w górę kręgosłupa niczym jaszczurka. – A jaki jest mój typ?

– Mniej więcej taki sam jak mój. Bez zobowiązań, żadnych głębokich przemyśleń, obietnic, zmartwień. I kto mógłby nas winić w takich okolicznościach? – Wziął pudełko i wyciągnął z niego garść płatków. – Ale ona jest inna. Bystra i zrównoważona, a w tylnej kieszeni nosi ogromny pęk łańcucha. Już zaczęła cię nim przykuwać.

– Czy ten cynizm, który wszędzie ze sobą tachasz, nie bywa ciężki?

– To realizm – poprawił go Gage, żując płatki. – Dodaje mi skrzydeł. Ona mi się podoba.

– Mnie też. – Cal zapomniał o mleku i wziął garść suchych płatków z miski. – Ona… powiedziała, że się we mnie zakochała.

– Szybka robota. A teraz nagle zrobiła się piekielnie zajęta, a ty, koleś, sypiasz sam. Mówiłem, że jest bystra.

– Jezu, Gage. – Zniewaga ukłuła dwoma ostrzami: jednym wymierzonym w Cala, drugim w Quinn. – Ona nie jest taka. Nie wykorzystuje ludzi w ten sposób.

– A ty to wiesz, bo tak dobrze ją znasz.

– Znam. – Irytacja zniknęła, bo Cal naprawdę zdał sobie z tego sprawę. – Tak po prostu. Znam ją. Może nie wiem o niej tuzina, do diabła, setki rzeczy, ale wiem, jaka jest. Nie wiem, czy to przez nasze powiązania, przez to wszystko, z czym się zmagamy, ale wiem, że to prawda. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, wszystko się zmieniło. Nie wiem. Ja stałem się inny. Dlatego możesz się śmiać, ale tak właśnie jest.

– Szczęściarz z ciebie – powiedział Gage po chwili. – I mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Nigdy nie sądziłem, że którykolwiek z nas ma jakąś szansę na normalność. – Wzruszył ramionami. – Chciałbym się mylić. Poza tym wyglądasz naprawdę słodko z tym opuszczonym kącikiem ust.