– Śmiertelnie. – Przytulił ją mocno. – Nigdy nie spotkałem kobiety, która zapewniła mi tak wiele złych chwil, jak ty.
– Cudownie to słyszeć.
– Tak myślałem. – Przytulił policzek do jej włosów. – Chciałbym tu zostać, tak jak teraz, przez godzinę lub dwie. – Pocałował ją w czubek głowy i odsunął się. – Ale mam dużo pracy, i ty też. Wiedziałem o tym, kiedy tu przyszedłem i użyłem tego jako wymówki do awantury.
– Nie mam nic przeciwko awanturom, jeżeli oczyszczają atmosferę.
Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował.
– Czekolada ci stygnie.
– Czekolada nigdy nie ma złej temperatury.
– A jeśli chodzi o to, co powiedziałem wcześniej… Mówiłem absolutną prawdę. Tęskniłem za tobą.
– Myślę, że uda mi się znaleźć kilka wolnych chwil w moim wypełnionym grafiku.
– Dziś wieczorem muszę pracować. Może wpadniesz do kręgielni, udzielę ci kolejnej lekcji.
– Dobrze.
– Quinn, my wszyscy musimy porozmawiać. O wielu sprawach. Najszybciej, jak to możliwe.
– Tak, musimy. Jeszcze jedno. Czy Fox zaproponuje Layli pracę?
– Wspominałem mu o tym. – Zaklął pod nosem, widząc jej minę. – Porozmawiam z nim jeszcze raz.
– Dzięki. Gdy Quinn została sama, wzięła kubek i w zamyśleniu popijała wystygłą czekoladę. Mężczyźni, pomyślała, to takie interesujące stworzenia.
– Wszystko w porządku? – zapytała Cybil, wchodząc do kuchni.
– Tak, dzięki, że pytasz.
– Nie ma sprawy. – Otworzyła szafkę i wyjęła małą puszkę sypanej herbaty jaśminowej. – Chcesz pogadać, czy mam pilnować własnego nosa?
– Pogadać. Cal był cały nabuzowany, bo powiedziałam mu, że go kocham.
– Zły czy spanikowany?
– Chyba jedno i drugie, ale najbardziej zmartwiony, bo musimy się zmierzyć z tyloma strasznymi rzeczami, a to jest nie mniej przerażające.
– Właściwie to chyba bardziej. – Cybil napełniła czajnik wodą. – A jak ty się z tym czujesz?
– Czuję się… świetnie – powiedziała Quinn. – Jestem pełna energii, podminowana, rozświetlona i radosna. Wiesz, z Dirkiem to było takie… – Przecięła powietrze ułożoną płasko dłonią. – A teraz… – Wyrzuciła dłoń do góry, opuściła gwałtownie i znów uniosła. – Cal uważa, że to szaleństwo, bo nigdy nie mógł sobie pozwolić na rozmyślania o miłości, małżeństwie, rodzinie.
– Uhu, od punktu A do Z w mniej niż dziesięciu słowach.
– No właśnie. – Quinn machnęła kubkiem. – I tak się rozpędził, że nie zauważył, jak podskoczyłam na dźwięk tego słowa na „m”. Już myślałam, że wysiadłam z tego pociągu, a tu proszę, znowu siedzę w wagonie.
– Stąd taka reakcja. – Cybil nasypała herbaty do kubka. – Ale nie widzę, żebyś teraz chciała wyskoczyć.
– Bo mnie znasz. Okazało się, że podoba mi się ten pociąg. Chcę jechać nim z Calem, bez względu na to, dokąd zmierza. Teraz to on ma kłopoty – mruknęła i wypiła łyk czekolady.
– Ty też, Q. Ale z kłopotami zawsze było ci do twarzy.
– Lepiej niż w makijażu Chanel u Saksa. – Quinn odebrała telefon po pierwszym dzwonku. – Halo. Dzień dobry, Essie. Och. Naprawdę? Nie, to wspaniale. Idealnie. Bardzo ci dziękuję.
Oczywiście, że będę. Jeszcze raz dzięki. Pa. – Odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się szeroko. – Essie Hawkins załatwiła nam możliwość zwiedzenia domu kultury. Nic tam nie będą dzisiaj robić, więc możemy trochę pomyszkować.
– Czyż to nie wspaniale? – powiedziała oschle Cybil, nalewając wody do imbryka.
Uzbrojona w klucz Quinn otworzyła główne drzwi starej biblioteki.
– Przyszłyśmy tutaj pod pozorem obejrzenia jednego z najstarszych budynków w mieście, domu rodziny Hawkinsów. Ale… – Zapaliła światła. – Przede wszystkim szukamy skrytek. Kryjówek, które ktoś przeoczył.
– Przez trzy i pół wieku – dodała Cybil.
– Jeśli czegoś nie znaleziono przez pięć minut, to może pozostać ukryte na wieki. – Quinn wydęła usta, rozglądając się dookoła. – Budynek został trochę zmodernizowany, że tak powiem, kiedy urządzono tu bibliotekę, ale gdy wybudowano lepszy gmach, zabrano stąd nowomodne dodatki. Teraz nie wygląda dokładnie tak, jak przedtem, ale prawie.
W holu stało kilka stolików i krzeseł, ktoś próbował nadać miejscu dawny charakter, ustawiając na półkach stare lampy, porcelanę i drewniane figurki. Quinn słyszała, że odbywały się tu spotkania towarzystwa historycznego i klubu ogrodniczego, a w czasie wyborów organizowano tu lokal wyborczy.
– Kamienny kominek – powiedziała. – Widzicie, oto świetne miejsce, żeby coś ukryć. – Podeszła do kominka i zaczęła pukać w kamienie. – Poza tym jest tu strych. Essie powiedziała, że używano go jako magazynu. Nadal trzymają tam składane stoły, krzesła i inne rzeczy. Strychy to kopalnia skarbów.
– Dlaczego te budynki wydają się takie zimne i przerażające, kiedy są puste? – zastanawiała się na głos Layla.
– W tym my jesteśmy. Zacznijmy od góry – zaproponowała Quinn – i powoli schodźmy na dół.
– Strychy to kopalnia skarbów – powiedziała Cybil kpiąco dwadzieścia minut później. – Chyba pająków i kurzu.
– Nie jest tak źle. – Quinn pełzała po podłodze w poszukiwaniu obluzowanych klepek.
– Dobrze też nie jest. – Layla odważnie wspięła się na składane krzesło i przeszukiwała krokwie. – Nie rozumiem, dlaczego ludzie uważają, że strychów nie trzeba sprzątać tak samo często jak reszty domu.
– Kiedyś tu było czysto. Ona dbała o porządek.
– Kto… – zaczęła Cybil, ale Layla uciszyła ją machnięciem ręki i ze zmarszczonymi brwiami popatrzyła na Quinn.
– Ann Hawkins?
– Ann i jej chłopcy. Zabrała ich do domu i zamieszkali na strychu. Jej trzej synkowie. Dopóki nie byli na tyle duzi, żeby zamieszkać na dole. Ale ona została tutaj. Chciała mieszkać wysoko, by móc wyglądać przez okno. Wiedziała, że on nie przyjdzie, ale chciała go wypatrywać. Była tu szczęśliwa, o tyle, o ile to możliwe. I gdy tu umarła, była na to gotowa.
Nagle Quinn przysiadła na piętach.
– Cholera, czy to ja? Cybil przykucnęła i popatrzyła jej w twarz.
– Ty nam powiedz.
– Chyba tak. – Przycisnęła palce do czoła. – Cholera, mam ten ból głowy z serii „wypiłam – za – dużo – margarity – i – teraz – ktoś – mi – wbija – w – mózg – lodowe – szpile”. Widziałam ją, w głowie. Zupełnie wyraźnie. Wszystko poruszało się jak w kinie. W sekundy mijały lata. Ale co więcej, ja czułam. Tak jak ty, kiedy widzisz przyszłość, prawda?
– Często – przyznała Cybil.
– Widziałam, jak pisze pamiętnik, kąpie synów, śmieje się i płacze. Widziałam, jak stoi przy oknie, wpatrując się w ciemność. Czułam… – Quinn położyła dłoń na sercu. – Czułam jej tęsknotę. Była… brutalna.
– Nie wyglądasz dobrze. – Layla dotknęła jej ramienia. – Powinnyśmy zejść na dół, napijesz się wody.
– Chyba tak. – Quinn złapała wyciągniętą dłoń przyjaciółki, gdy ta pomogła jej wstać. – Może powinnam spróbować jeszcze raz. Znów przywołać te obrazy, dowiedzieć się więcej.
– Jesteś okropnie blada – powiedziała Layla. – I, kotku, ręce masz zimne jak lód.
– Wystarczy na jeden dzień – poparła ją Cybil. – Nie możesz przesadzać.
– Nie widziałam, gdzie schowała pamiętniki. Jeśli coś tu ukryła, ja tego nie zobaczyłam.