Выбрать главу

Przedzierał się przez boczne drogi i pomimo że wierzył w swoje auto i własne umiejętności jako kierowcy, skręcając na podjazd przed domem, poczuł ulgę. Został przegłosowany w kwestii ogrzewania i w samochodzie było jak w saunie.

Nawet w tych okolicznościach musiał przyznać, że jego dom i las, wyglądały jak z obrazka. Zasypane śniegiem tarasy, oklejone bielą drzewa i krzewy otaczały budynek, z którego komina wił się dym, a we wszystkich oknach płonęły światła.

Cal przejechał śladami Foxa przez mały most, pod którym lśnił skuty lodem strumień.

Klusek przytruchtał od strony pocztówkowego lasu, zostawiając za sobą głębokie ślady. Machnął raz ogonem i wydał pojedyncze głębokie szczeknięcie.

– Rany, spójrz na Kluska. – Quinn udało się dźgnąć łokciem Cala, gdy parkował. – Wydaje się całkiem szczęśliwy.

– Lubi śnieg. – Cal zaparkował za furgonetką Foxa, uśmiechnął się krzywo na widok przysypanego śniegiem ferrari i zatrąbił. Niech go diabli, jeśli sam ma wnosić cały ładunek tego, bez czego trzy kobiety absolutnie nie mogą się obejść przez jeden lub dwa dni.

Wyciągnął torby z bagażnika.

– To piękne miejsce, Cal. – Layla wzięła od niego kilka paczek. – Currier i Ives * dwudziestego pierwszego wieku. Możemy iść do środka?

– Oczywiście.

– Ślicznie tu jak na obrazku. – Cybil popatrzyła na torby i pudła i wybrała jedno. – Zwłaszcza jeśli nie masz nic przeciwko samotności.

– Nie mam. Zerknęła na Gage'a i Foxa, którzy stanęli w drzwiach.

– Mam nadzieję, że tłum też ci nie przeszkadza. Wnieśli wszystko do środka, zostawiając wszędzie mokre ślady. Cal uznał, że jakaś kobieca intuicja musi być odpowiedzialna za to, że dziewczyny bez słowa po dzieliły się zadaniami. Layla poprosiła go o ścierki i stare ręczniki i zabrała się do wycierania podłogi. Cybil przejęła we władnie kuchnię, gdzie rozstawiała garnki i produkty spożywcze, a Quinn przejrzała zapas pościeli i rozdysponowała łóżka, każąc roznieść bagaże do odpowiednich pokoi.

Naprawdę nie miał nic do roboty, mógł tylko napić się piwa. Gage wszedł do salonu, gdzie Cal poprawiał drewno w kominku.

– W obu łazienkach na górze aż roi się od jakichś dziewczyńskich buteleczek. – Wskazał kciukiem sufit. – Coś ty narobił?

– To, co musiałem. Nie mogłem ich zostawić. Mogły zostać odcięte od świata przez kilka dni.

– I dlatego urządziłeś nam tu sabat czarownic? Twoja kobieta kazała Foxowi pościelić dla mnie łóżko, to znaczy połówkę w twoim gabinecie, w którym najwyraźniej zamieszkamy razem. Wiesz, że ten sukinsyn to łóżkowy koszmar!

– Nic na to nie poradzę.

– Łatwo ci mówić, ty będziesz dzielił łóżko z blondaskiem. Tym razem Cal uśmiechnął się obłudnie.

– Nic na to nie poradzę.

– Esmeralda coś pichci w kuchni.

– Gulasz. I ma na imię Cybil.

– Wszystko jedno, muszę przyznać, że pachnie nieźle. A ona jeszcze lepiej. Ale dostałem po łapach, kiedy próbowałem wziąć paczkę cholernych czipsów do piwa.

– Chcesz gotować dla sześciorga? Gage tylko mruknął, usiadł i położył nogi na stoliku do kawy.

– Ile zapowiadają?

– Około dziewięćdziesięciu centymetrów. – Cal usiadł obok niego w tej samej pozycji. – Kiedyś uwielbialiśmy śnieg. Odwoływali szkołę i mogliśmy jeździć na sankach, urządzać bitwy na śnieżki.

– To były czasy, przyjacielu.

– A teraz odpalamy generator, znosimy drewno do kominka i pędzimy po dodatkowe baterie i papier toaletowy.

– Bycie dorosłym jest do dupy. Jednak pomimo gęstego śniegu padającego za oknami, w pokoju było ciepło i pachniało dobrym jedzeniem. Nie można narzekać, uznał Cal, zanurzając łyżkę w misce gorącego gulaszu, przy którego gotowaniu nie kiwnął nawet palcem. Do tego Cybil podała pierogi, a on miał ogromną słabość do pierogów.

– Niedawno byłem w Budapeszcie. – Gage zajadał gulasz, patrząc na Cybil. – Ten wcale nie jest gorszy od tamtych.

– Właściwie to nie jest węgierski gulasz, tylko serbochorwacki.

– Cholernie dobre żarcie – pochwalił Fox – skądkolwiek pochodzi.

– Cybil sama jest jak wschodnioeuropejski gulasz. – Quinn rozkoszowała się połową pieroga, na którą sobie pozwoliła. – W jej żyłach płynie krew chorwacka, ukraińska, polska… z domieszką francuskiej dla wyczucia mody i snobizmu.

– Kiedy twoja rodzina przyjechała do Stanów? – zapytał Cal.

– Między siedemnastym wiekiem a drugą wojną światową, zależy od gałęzi. – Wiedziała, dlaczego zadał to pytanie. – Nie wiem, czy łączą mnie jakieś więzy pokrewieństwa z Quinn oraz Laylą i czy mam coś wspólnego z tym wszystkim, co się tutaj dzieje. Badam tę kwestię.

– Ale my dwie od razu poczułyśmy więź – powiedziała Quinn.

– To prawda. Cal znal ten rodzaj przyjaźni, jaki zobaczył, gdy obie kobiety spojrzały na siebie. Miał niewiele wspólnego z więzami krwi, ale mnóstwo z sercem.

– Poznałyśmy się pierwszego dnia – właściwie wieczoru – w college'u. – Quinn zjadła kolejny mikroskopijny kawałek pieroga. – Spotkałyśmy się na korytarzu. Miałyśmy pokoje naprzeciwko siebie. Po dwóch dniach zamieniłyśmy się, na szczęście nasze szanowne współlokatorki nie protestowały, i trzymałyśmy się razem do końca szkoły.

– I, jak widać, potem też – dodała Cybil.

– Pamiętasz, jak pierwszej nocy wróżyłaś mi z ręki?

– Umiesz wróżyć z ręki? – chciał wiedzieć Fox.

– Kiedy mam nastrój. Cygańscy przodkowie – dodała Cybil, machając dłońmi.

Cal poczuł ucisk w żołądku.

– W Hollow mieszkali Cyganie.

– Naprawdę? – Cybil uniosła ostrożnie kieliszek, upiła wina. – Kiedy?

– Muszę się upewnić. Słyszałem o tym od babci, a ona od swojej. Opowieści, jak to pewnego lata przyjechali tu Cyganie i rozbili obóz.

– Interesujące. Hipotetycznie – Quinn myślała na głos – któryś z mieszkańców mógł zaprzyjaźnić się z jedną z tych ciemnookich piękności i dziewięć miesięcy później… ups. Ten trop może prowadzić prosto do ciebie, Cyb.

– Jedna wielka szczęśliwa rodzina – wymamrotała Cybil. Po posiłku znowu podzielono się obowiązkami. Trzeba było przynieść drewno, wypuścić psa, posprzątać ze stołu, pozmywać.

– Kto jeszcze umie gotować? – zapytała Cybil.

– Gage – odpowiedzieli jednocześnie Fox i Cal. – Hej.

– Dobrze. – Cybil zmierzyła go wzrokiem. – W takim razie jesteś pierwszy na liście do przygotowywania jutrzejszego śniadania. A teraz…

– Zanim… zrobimy cokolwiek – przerwał jej Cal – musimy coś wam powiedzieć. Równie dobrze możemy zostać w jadalni. Musimy coś przynieść – dodał, patrząc na Foxa i Gage'a. – Chyba powinnyście otworzyć jeszcze jedną butelkę wina.

– O co chodzi? – zapytała Quinn, gdy wyszli. – Co oni kombinują?

– Chodzi o coś, o czym nam nie powiedzieli – powiedziała Layla. – Czułam w nich zakłopotanie i poczucie winy. Chociaż w sumie nie znam ich dobrze.

– Wiesz swoje – powiedziała jej Cybil. – Q, przynieś jeszcze jedną butelkę. – Zadrżała lekko. – Chyba powinnyśmy zapalić więcej świec, tak na wszelki wypadek. Już mi się wydaje, że zrobiło się… ciemniej.

Wybrali Cala dlatego – jak przypuszczał – że to był jego dom. Wszyscy zebrali się wokół niego, kiedy szukał najlepszych słów, żeby zacząć.

– Opowiadałem wam, co wydarzyło się tamtej nocy na polanie, gdy byliśmy dziećmi, i co działo się potem. Quinn, ty sama to poczułaś, kiedy poszliśmy tam kilka tygodni temu.

– Tak. Cyb i Layla też muszą zobaczyć to miejsce, jak tylko śnieg trochę stopnieje.

Cal wahał się tylko przez chwilę.

вернуться

* Currier i Ives – wydawcy litografii.