Quinn popatrzyła we wskazanym kierunku i zobaczyła, że pies leży na podłodze, wciskając pysk w kąt pokoju. Śmiała się tak, że aż rozbolały ją boki.
– Zawstydziliśmy psa. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Och! Czuję się wspaniale. Jak mogę czuć się tak dobrze po tym, co działo się wczoraj w nocy? – Potrząsnęła głową, przeciągnęła się i objęła Cala. – Chyba o to chodzi, prawda? Nawet jeśli świat trafi szlag, wciąż mamy to.
– Tak. – Usiadł i patrząc na nią, pogładził jej poplątane włosy. – Quinn. – Teraz wziął ją za rękę, zaczął bawić się jej palcami.
– Cal – powiedziała, naśladując jego poważny ton.
– Czołgałaś się w śniegu, żeby uratować mojego psa.
– To dobry psiak. Każdy zrobiłby to samo.
– Nie. Nie jesteś na tyle naiwna, żeby tak myśleć. Fox i Gage tak. Dla Kluska, dla mnie. Może Layla i Cybil też, może zrobiły to pod wpływem chwili, a może takie już są.
Quinn dotknęła jego twarzy, przesunęła palcami pod tymi pełnymi cierpliwości szarymi oczami.
– Nikt by go tam nie zostawił, Cal.
– W takim razie ten pies ma kupę szczęścia, że otaczają go ludzie tacy jak wy. I ja też. Czołgałaś się wprost na demona, kopałaś w śniegu gołymi rękami…
– Jeśli próbujesz zrobić ze mnie bohaterkę, to proszę bardzo. Chyba podoba mi się ta rola.
– Zagwizdałaś na palcach. Teraz wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Jedna z moich sztuczek. Umiem gwizdać znacznie głośniej, jeśli akurat nie zamarzam, nie brakuje mi tchu i nie trzęsę się ze strachu jak galareta.
– Kocham cię.
– Pokażę ci kiedyś… Co?
– Nigdy nie myślałem, że powiem te słowa do kobiety spoza mojej rodziny. Nigdy nie miałem takiego zamiaru.
Serce Quinn nie mogło podskoczyć gwałtowniej, nawet gdyby podłączono ją do prądu.
– Słucham cię teraz uważnie, więc czy mógłbyś je powtórzyć?
– Kocham cię. I znowu, pomyślała. Podskok i łomotanie.
– Bo umiem gwizdać na palcach?
– To mogła być kropla, która przepełniła czarę.
– Boże. – Zamknęła oczy. – Chcę, żebyś mnie kochał, i bardzo lubię dostawać to, czego chcę. Ale… – wzięła głęboki oddech. – Cal, jeśli mówisz tak z powodu tego, co wydarzyło się zeszłej nocy, bo pomogłam ci uratować Kluska…
– Mówię tak dlatego, że myślisz, że jak zjesz pół mojego kawałka pizzy, to się nie liczy.
– Cóż, technicznie rzecz biorąc, nie.
– Bo zawsze wiesz, gdzie są twoje klucze i umiesz myśleć o dziesięciu rzeczach na raz. Nie tchórzysz i masz włosy koloru słońca. Mówisz prawdę i potrafisz być dobrym przyjacielem. I z tuzina innych powodów, których jeszcze nie znam i tuzina, których nie poznam nigdy. Ale wiem, że mogę powiedzieć ci te słowa, chociaż myślałem, że nigdy ich nie wypowiem.
Objęła go za szyję, oparła czoło o jego czoło. Musiała tylko pooddychać przez chwilę, tak, jak często na widok pięknego dzieła sztuki czy przy dźwiękach piosenki, od których czuła wzbierające w gardle łzy.
– To naprawdę dobry dzień. – Pocałowała go lekko w usta. – Fantastyczny.
Siedzieli przez chwilę przytuleni, pies chrapał w kącie, a za oknem padał śnieg.
W końcu Cal zszedł na dół i ruszył za zapachem świeżej kawy do kuchni, gdzie zastał nachmurzonego Gage'a, który właśnie stawiał patelnię na gazie. Mruknęli do siebie na powitanie i Cal wyjął ze zmywarki czysty kubek.
– Już leży z dziewięćdziesiąt centymetrów śniegu, a ciągle pada.
– Mam oczy. – Gage otworzył paczkę bekonu. – Nie wydajesz się tym zmartwiony.
– Mam naprawdę dobry dzień.
– Pewnie też bym miał, gdybym go rozpoczął porannym bzykankiem.
– Boże, mężczyźni są tacy prymitywni. – Zaspana Cybil weszła do kuchni.
– To zatykaj uszy w naszym towarzystwie. Usmażę bekon i zrobię jajecznicę – obwieścił Gage. – Jak się komuś nie podoba, to musi iść do innej restauracji.
Cybil nalała sobie kawy i pijąc pierwszy łyk, spojrzała na Gage'a. Nie ogolił się ani nie uczesał tej swojej czarnej czupryny i najwyraźniej rano bywał w złym humorze, co jednak nie czyniło go ani odrobinę mniej atrakcyjnym.
Szkoda.
– Wiesz, co zauważyłam, Gage?
– Co?
– Masz świetny tyłek i gówniane podejście do życia. Daj znać, jak śniadanie będzie gotowe – dodała, wychodząc.
– Ma rację. Często mówiłem to o twoim tyłku i podejściu do życia.
– Telefony nie działają – ogłosił Fox, podchodząc do lodówki i wyjmując colę. – Dodzwoniłem się do matki przez komórkę. Nic im nie jest.
– Znając twoich rodziców, pewnie właśnie uprawiali seks – zauważył Gage.
– Hej! Prawda – dodał po chwili Fox – ale, hej.
– On myśli tylko o seksie.
– A o czym miałby myśleć? Nie jest chory ani nie ogląda sportu, a to jedyne okoliczności, w których mężczyzna nie myśli o seksie.
Gage położył bekon na podgrzanej patelni.
– Niech ktoś zrobi jakieś grzanki czy coś. I jeszcze jeden dzbanek kawy.
– Muszę wyprowadzić Kluska. Nie zamierzam wypuszczać go samego.
– Ja z nim wyjdę. – Fox pochylił się i podrapał psa za uchem. – I tak chciałem się przejść. – Odwrócił się i niemal wpadł na Laylę. – Cześć, przepraszam. Ach… idę z Kluskiem na spacer. Może masz ochotę nam towarzyszyć?
– Och. Może. Oczywiście. Tylko się ubiorę.
– Elegancko – uznał Gage, gdy Layla wyszła. – Spryciarz z ciebie, Fox.
– Co?
– Dzień dobry, bardzo atrakcyjna kobieto. Czy miałabyś ochotę przedzierać się ze mną przez metrowe zaspy i patrzeć, jak pies obsikuje drzewa? Zanim nawet napiłaś się kawy?
– To była tylko propozycja. Mogła odmówić.
– Na pewno by odmówiła, gdyby pobudziła mózg do myślenia choćby kroplą kofeiny.
– Pewnie dlatego ty masz powodzenie tylko u kobiet pozbawionych mózgu.
– Jesteś dziś wesoły jak szczygiełek – zauważył Cal, gdy Fox wyszedł.
– Zrób jeszcze jeden cholerny dzbanek kawy.
– Muszę przynieść drewna, naładować generator i odśnieżyć taras z metrowego śniegu. Daj znać, jak śniadanie będzie gotowe.
Gage został sam i zrzędząc pod nosem, przewrócił bekon. Wciąż miał marsową minę, gdy do kuchni weszła Quinn.
– Myślałam, że wszyscy tu będą. – Wzięła kubek. – Chyba potrzebujemy jeszcze jednego dzbanka kawy.
Gage nie zdążył na nią warknąć, bo Quinn od razu sięgnęła po puszkę.
– Zajmę się tym. Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? Odwrócił głowę, żeby na nią popatrzeć.
– Dlaczego?
– Doszłam do wniosku, że jak pomogę ci przy śniadaniu, to oboje będziemy mieli z głowy gotowanie na jakiś czas.
Przytaknął, doceniając jej logikę.
– Rozsądnie. Zrób kawę i grzanki.
– Tak jest. Zabrała się do pracy, a Gage rozbił tuzin jajek. Zauważył, że Quinn działa szybko i sprawnie. Gage'owi nigdy nie zależało na szybkości, ale za efektywność dał jej duży plus. Była zgrabna, inteligentna i – jak sam wczoraj widział – bardzo odważna.
– On jest z tobą szczęśliwy. Quinn zatrzymała się i popatrzyła na niego.
– Dobrze, bo ja z nim też.
– Jedna rzecz, jeśli sama jeszcze na to nie wpadłaś. On jest wrośnięty w to miasto. Cokolwiek się wydarzy, Hollow zawsze będzie dla Cala miejscem na ziemi.
– Wpadłam na to. – Złapała wyskakującego tosta, włożyła kolejne. – Mimo wszystko to ładne miasto.
– Mimo wszystko drugą patelnię. – zgodził się Gage i wlał jajka na zewnątrz, zgodnie z przewidywaniami Gage'a, Fox patrzył, jak Klusek obsikuje drzewa. Dużo ciekawszy był jednak widok psa, który brnął naprzód, tarzał się i od czasu do czasu skakał przez sięgający ludziom do pasa śnieg. To właśnie śnieg zatrzymał Foxa i Laylę na ganku. Fox zaczął przekopywać przejście szuflą, którą Cal wcisnął mu po drodze w dłoń.