– To była tylko propozycja. Mogła odmówić.
– Na pewno by odmówiła, gdyby pobudziła mózg do myślenia choćby kroplą kofeiny.
– Pewnie dlatego ty masz powodzenie tylko u kobiet pozbawionych mózgu.
– Jesteś dziś wesoły jak szczygiełek – zauważył Cal, gdy Fox wyszedł.
– Zrób jeszcze jeden cholerny dzbanek kawy.
– Muszę przynieść drewna, naładować generator i odśnieżyć taras z metrowego śniegu. Daj znać, jak śniadanie będzie gotowe.
Gage został sam i zrzędząc pod nosem, przewrócił bekon. Wciąż miał marsową minę, gdy do kuchni weszła Quinn.
– Myślałam, że wszyscy tu będą. – Wzięła kubek. – Chyba potrzebujemy jeszcze jednego dzbanka kawy.
Gage nie zdążył na nią warknąć, bo Quinn od razu sięgnęła po puszkę.
– Zajmę się tym. Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? Odwrócił głowę, żeby na nią popatrzeć.
– Dlaczego?
– Doszłam do wniosku, że jak pomogę ci przy śniadaniu, to oboje będziemy mieli z głowy gotowanie na jakiś czas.
Przytaknął, doceniając jej logikę.
– Rozsądnie. Zrób kawę i grzanki.
– Tak jest. Zabrała się do pracy, a Gage rozbił tuzin jajek. Zauważył, że Quinn działa szybko i sprawnie. Gage'owi nigdy nie zależało na szybkości, ale za efektywność dał jej duży plus. Była zgrabna, inteligentna i – jak sam wczoraj widział – bardzo odważna.
– On jest z tobą szczęśliwy. Quinn zatrzymała się i popatrzyła na niego.
– Dobrze, bo ja z nim też.
– Jedna rzecz, jeśli sama jeszcze na to nie wpadłaś. On jest wrośnięty w to miasto. Cokolwiek się wydarzy, Hollow zawsze będzie dla Cala miejscem na ziemi.
– Wpadłam na to. – Złapała wyskakującego tosta, włożyła kolejne. – Mimo wszystko to ładne miasto.
– Mimo wszystko drugą patelnię. – zgodził się Gage i wlał jajka na zewnątrz, zgodnie z przewidywaniami Gage'a, Fox patrzył, jak Klusek obsikuje drzewa. Dużo ciekawszy był jednak widok psa, który brnął naprzód, tarzał się i od czasu do czasu skakał przez sięgający ludziom do pasa śnieg. To właśnie śnieg zatrzymał Foxa i Laylę na ganku. Fox zaczął przekopywać przejście szuflą, którą Cal wcisnął mu po drodze w dłoń.
Jednak i tak wspaniale było wyjść z domu, w mroźny poranek i odrzucać biały puch, który wciąż nie przestawał padać z nieba.
– Może powinnam zejść i otrząsnąć trochę krzewy Cala. Fox popatrzył na Laylę. Na głowie miała narciarską czapkę, na szyi szalik i powoli cała stawała się biała.
– Utopisz się, a my będziemy musieli rzucić ci linę, żeby cię uratować. Za jakiś czas odśnieżymy ścieżkę.
– Nie wygląda na przestraszonego. – Patrzyła uważnie na Kluska. – Myślałam, że po zeszłej nocy nie będzie chciał wyjść.
– Psia pamięć jest krótka. I dobrze.
– Ja nigdy tego nie zapomnę.
– Nie. – Nie powinien był jej prosić, żeby z nim wyszła. Zwłaszcza że nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę o pracy, a między innymi dlatego wyciągnął ją na dwór.
Zwykle lepiej radził sobie z ludźmi. Zwłaszcza z kobietami. Teraz odgarniał ścieżkę szerokości łopaty wiodącą przez ganek do schodków i nagle powiedział:
– Cal mówił, że szukasz pracy.
– Niezupełnie. To znaczy muszę znaleźć jakieś zajęcie, ale jeszcze niczego nie szukałam.
– Moja sekretarka… kierowniczka biura… asystentka. – Odrzucił śnieg i nabrał następną szuflę. – W sumie nigdy nie ustaliliśmy nazwy jej stanowiska. W każdym razie ona teraz się przeprowadza do Minneapolis i potrzebuję kogoś, kto przejmie jej obowiązki.
Niech cię diabli, Quinn, pomyślała Layla.
– Obowiązki? Fox pomyślał, że w sądzie uważano go za całkiem elokwentnego.
– Ewidencja dokumentów, odbieranie telefonów, pilnowanie kalendarza spotkań, rozmowy z klientami, pisanie dokumentów, korespondencja. Ona jest też notariuszem, ale na razie poradzę sobie bez tego.
– Jakiego programu używa?
– Nie wiem. Musiałbym jej zapytać. – A w ogóle używała jakiegoś programu? Skąd miałby to wiedzieć?
– Nie znam się w ogóle na pracy w sekretariacie ani na kierowaniu biurem. Nie mam zielonego pojęcia o prawie.
Fox miał wyczulone ucho i usłyszał w głosie Layli obronne nuty.
– Znasz alfabet?
– Oczywiście, że znam alfabet, ale chodzi o to…
– Wystarczy – przerwał jej. – Jeśli znasz alfabet, to pewnie będziesz umiała prowadzić kartoteki. Wiesz, jak używać telefonu, co oznacza, że umiesz go odebrać i zadzwonić. To główne kwalifikacje potrzebne na tym stanowisku. Umiesz pisać na komputerze?
– Tak, ale zależy, jakiego…
– Pokaże ci, co tam robi na tym cholernym komputerze.
– Chyba nie wiesz za dużo o jej pracy. Za to umiał rozpoznać naganę, gdy ją słyszał.
– Okej. – Wyprostował się, oparł na szufli i popatrzył Layli prosto w oczy. – Ona była ze mną od początku. Będzie mi jej brakowało, czuję się, jakbym stracił rękę, ale ludzie idą swoją drogą i musimy się z tym pogodzić. Potrzebuję kogoś, kto będzie układał papiery na miejsce i umiał je znaleźć, jak będą mi potrzebne. Kto będzie wysyłał rachunki, żebym ja mógł opłacać swoje, kto przypomni mi o wizytach w sądzie, odbierze telefon – który, mam nadzieję, będzie dzwonił, żebym miał komu wystawiać rachunki – i ogólnie rzecz biorąc, zadba o porządek w biurze, żebym ja mógł zająć się prawem. Ty potrzebujesz pracy i pensji. Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc.
– Cal poprosił cię, żebyś zaproponował mi pracę, bo Quinn go o to poprosiła?
– Masz rację. Ale to nie zmienia sytuacji. Chyba nie zmienia, pomyślała, jednak i tak poczuła się dotknięta.
– To nie byłoby na stałe. Szukam czegoś tylko do czasu, aż…
– Ruszysz dalej. – Fox skinął głową. – To mi odpowiada. W ten sposób żadne z nas nie będzie się czuło związane. Po prostu przez chwilę będziemy sobie pomagać. – Przerzucił jeszcze dwie łopaty śniegu, po czym znowu popatrzył Layli w oczy. – Poza tym wiedziałaś, że zaproponuję ci pracę, bo czujesz takie rzeczy.
– Quinn przy mnie prosiła Cala, żeby z tobą pomówił.
– Czujesz takie rzeczy – powtórzył. – To twoja rola w tym wszystkim. Wyczuwasz ludzi, sytuacje.
– Nie mam zdolności parapsychologicznych, jeśli o to ci chodzi. – Znów powróciły obronne tony.
– Przyjechałaś do Hollow, chociaż nigdy wcześniej tu nie byłaś. Wiedziałaś dokładnie, jak jechać.
– Nie wiem, co to było. – Skrzyżowała ramiona w geście nie tylko obrony, ale i uporu.
– Oczywiście, że wiesz, tylko to cię przeraża. Tamtej pierwszej nocy pojechałaś z Quinn, z kobietą, której nigdy wcześniej nie widziałaś na oczy.
– Wolałam ją od wielkiego, ohydnego ślimaka – powiedziała Layla sucho.
– Nie uciekłaś, nie zamknęłaś się na klucz w pokoju, tylko wsiadłaś z nią do samochodu i przyjechałaś tutaj – choć tu też nigdy nie byłaś – i weszłaś do domu, w którym czekało dwóch obcych mężczyzn.
– Raczej dziwnych. Byłam przerażona, oszołomiona i jechałam na adrenalinie. – Odwróciła wzrok i popatrzyła na Kluska, który tarzał się w śniegu, jakby to była łąka pełna stokrotek. – Zaufałam instynktowi.
– Możesz nazywać to instynktem, ale założę się, że jak pracowałaś w sklepie, bardzo dobrze wiedziałaś, czego szukają twoje klientki, co kupią. Dam sobie rękę uciąć, że jesteś w tym cholernie dobra.
Nic nie powiedziała, więc Fox wrócił do odśnieżania.
– Założę się, że zawsze byłaś w tym dobra. Quinn widuje obrazy z przeszłości, tak jak Cal, Cybil to, co może się wydarzyć w przyszłości. Obawiam się, że tobie i mnie, Layla, został czas teraźniejszy.
– Nie potrafię czytać w myślach i nie chcę, żeby ktokolwiek czytał w moich.
– To nie jest dokładnie tak. – Będzie musiał z nią popracować. Pomóc jej zrozumieć, jaki dar posiada i jak go używać. I dać jej trochę czasu, żeby przyzwyczaiła się do tej myśli.
– Tak czy siak pewnie utkniemy tu na cały weekend. W przyszłym tygodniu mam kilka spotkań, ale jak wrócę do miasta, będziesz mogła wpaść, żeby pani H pokazała ci, o co chodzi. Wtedy zobaczymy, jak się z tym czujesz.
– Słuchaj, jestem wdzięczna za propozycję…