Выбрать главу

– Trzeba trochę czasu, żeby zorganizować tę pompę i fajerwerki. – Popatrzyła na niego i zrozumiała, czytała w nim jak w książce. – Po tym, Cal, jak już wygramy. Kolejny powód do świętowania. Kiedy już…

Przerwała, gdy położył jej palec na ustach.

Wszyscy usłyszeli ten dźwięk jasno i wyraźnie, zatrzymali się, zamilkli i wtedy powietrze przeszył niski, gardłowy warkot, aż ciarki przeszły im po plecach. Klusek skulił się na tylnych łapach i zaskomlał.

– Tym razem pies też go słyszy. – Cal przesunął się lekko, tak że Quinn znalazła się między nim i Foxem.

– Domyślam się, że nie mamy tyle szczęścia, żeby to był po prostu niedźwiedź. – Layla odchrząknęła. – Tak czy inaczej uważam, że powinniśmy iść dalej. Cokolwiek to jest, nie chce naszych odwiedzin, dlatego…

– Pokażmy mu środkowy palec – dokończył Fox.

– Chodź, Klusek, chodź ze mną. Pies zadrżał, ale wstał i przyciskając się bokiem do nóg pana, ruszył ścieżką w stronę Kamienia Pogan.

Wejścia na polanę strzegł wilk – Cal nigdy nie opisałby tego stworzenia jako psa. Ogromny i czarny, z niemal ludzkimi oczami.

Klusek próbował bez przekonania zaszczekać w odpowiedzi na niski, ostrzegawczy warkot, ale zrezygnował i schował się za Cala.

– Przez niego też przejdziemy? – zapytał Gage z tyłu.

– On nie jest taki jak fałszywa ścieżka. – Fox potrząsnął głową. – On nie jest prawdziwy, ale istnieje.

– No dobrze. – Gage zaczął zdejmować plecak. A wilk skoczył. Wydawał się frunąć, pomyślał Cal, masa złożona z mięśni i zębów. Zacisnął w obronie pięści, ale nie miał z czym walczyć.

– Czułam… – Quinn powoli opuściła ramiona, które uniosła, żeby chronić twarz.

– Tak. Nie tylko chłód, nie tym razem. – Cal schwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. – Ciężar, tylko przez sekundę, i materię.

– To nie zdarzyło się nigdy wcześniej, nawet podczas Siódemki. – Fox uważnie rozglądał się po lesie. – Żaden kształt, który przybierał Twisse, tak naprawdę nie istniał. Bawił się tylko naszymi umysłami.

– Jeśli może się materializować, to może i nas zranić – zauważyła Layla.

– I zostać zranionym. – Gage wyciągnął z plecaka dziewięciomilimetrowego glocka.

– Słuszny tok rozumowania – pochwaliła Cybil.

– Jezu Chryste, Gage, skąd ty to, do diabła, masz? Gage uniósł brwi.

– Od kolesia, którego znałem w Waszyngtonie – wyjaśnił Foxowi. – Będziemy tu stać jak gromadka kurcząt czy idziemy?

– Nie celuj tym w nikogo.

– Nie jest odbezpieczony.

– Zawsze tak mówią, zanim zrobią dziurę w najlepszym kumplu. Weszli na polanę.

– Mój Boże, jest piękny – powiedziała Cybil z podziwem, gdy podeszli do Kamienia Pogan. – Nie mogła stworzyć go natura, jest zbyt idealny. Myślę, że służył do kultu. I jest ciepły. Dotknijcie go, naprawdę jest ciepły. – Obeszła skałę. – Każdy, kto ma odrobinę wrażliwości, musi czuć, musi wiedzieć, że to poświęcona ziemia.

– Poświęcona komu? – zapytał Gage. – Bo to, co wylazło stąd dwadzieścia jeden lat temu, nie było wesołym i przyjacielskim bożkiem.

– Nie było też do końca czarne. Czuliśmy jedno i drugie. – Cal popatrzył na Foxa. – Widzieliśmy jedno i drugie.

– Tak. Po prostu ta czarna, przerażająca siła bardziej przykuła naszą uwagę, bo wyrzuciła nas w powietrze.

– Ale druga siła dała nam prawie wszystko, co miała. Wyszedłem stąd nie tylko bez żadnego draśnięcia, ale z idealnym wzrokiem i cholernie sprawnym systemem odpornościowym.

– Zadrapania na moich ramionach zagoiły się, zniknęły tez siniaki, które miałem po ostatniej bójce z Napperem. – Fox wzruszył ramionami. – Od tamtej pory nie przechorowałem nawet jednego dnia.

– A ty? – Cybil zapytała Gage'a. – Jakieś cudowne ozdrowienie?

– Po wybuchu żaden z nas nie miał nawet zadrapania… – zaczął Cal.

– Nie ma sprawy, Cal. Żadnych tajemnic w drużynie. W wieczór przed naszą wyprawą mój staruszek potraktował mnie pasem. Miał taki zwyczaj, kiedy się upił. Przyszedłem tutaj z pręgami, wyszedłem bez nich.

– Rozumiem. – Cybil przytrzymała jego wzrok na kilka chwil. – To szczęście, że dostaliście ochronę i te wyjątkowe właściwości umożliwiły wam obronę waszej ziemi, że tak powiem. Inaczej bylibyście tylko trzema bezbronnymi chłopcami.

– Jest czysty. – Na te słowa wszyscy odwrócili się do Layli, która stała przy kamieniu. – To pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Myślę, że nikt nigdy nie składał na nim ofiary, nie siłom ciemności. Żadnej krwi ani śmierci. Wydaje się czysty.

– Ja widziałem na nim krew – powiedział Gage. – Widziałem, jak płonął, słyszałem wrzaski.

– To nie jest jego przeznaczenie. Może tego chce Twisse. – Quinn położyła dłoń na kamieniu. – Chce go zbezcześcić, wykorzystać jego moc. Jeśli mu się to uda, Kamień Pogan będzie należał do niego, prawda? Cal?

– Okej. – Przykrył jej dłoń swoją. – Gotowa? – Skinęła głową i wzięli się za ręce.

Na początku widział tylko Quinn, odwagę w jej oczach. Potem świat cofnął się o pięć lat, o dwadzieścia, aż zobaczył siebie jako chłopca, gdy z przyjaciółmi rozcinali skórę na nadgarstkach, chcąc związać się na wieki. Potem popędził wstecz, o dekady, wieki, do pożaru i wrzasków, i białego, chłodnego kamienia stojącego w samym środku piekła.

I do innej białej zimy, gdy Giles Dent stał tutaj z Ann Hawkins, tak jak on teraz z Quinn. Z ust Cala popłynęły słowa Denta.

– Mamy czas tylko do lata. Nie mogę tego zmienić nawet dla ciebie. Ten obowiązek jest ważniejszy nawet od mojej miłości do ciebie i życia, które razem stworzyliśmy. – Dotknął jej brzucha. – Tak bardzo bym chciał być przy tobie, gdy przyjdą na świat.

– Ukochany, pozwól mi zostać.

– Jestem strażnikiem, a ty nadzieją. Nie mogę zniszczyć tej bestii, a jedynie uwięzić ją na jakiś czas. Nie opuszczam cię. To nie śmierć, lecz niekończąca się walka, wojna, którą tylko ja mogę stoczyć. Zanim ci, którzy z nas powstaną, położą jej kres. Otrzymają wszystko, co mogę im dać, przysięgam ci. Jeśli zwyciężą, znów będę z tobą.

– Co mam im powiedzieć o ojcu?

– Że kochał ich matkę i ich samych całym sercem.

– Giles, on ma postać człowieka. Człowiek może krwawić, może umrzeć.

– On nie jest człowiekiem, a ja nie mam mocy, by go zniszczyć. To zadanie tych, którzy przyjdą po nas. On także spłodzi potomstwo. Nie z miłości. Nie będą dziećmi, których się spodziewał. Nie będzie mógł ich kontrolować, jeśli znajdą się poza jego zasięgiem, poza zasięgiem jego wzroku. Muszę to zrobić. Nie jestem pierwszym, Ann, lecz ostatnim.

Przycisnęła rękę do brzucha.

– Poruszyli się – wyszeptała. – Kiedy, Giles, kiedy to się skończy? Życie, które przedtem wiedliśmy, radości i smutki, które dzieliliśmy? Kiedy odzyskamy spokój?

– Bądź moim sercem. – Uniósł jej dłoń do ust. – A ja będę twoją odwagą. Wtedy znowu się odnajdziemy.

Łzy spłynęły po policzkach Quinn, gdy patrzyła na blednący obraz.

– Mają tylko nas. Stracą siebie, jeśli nam się nie uda. Czułam, jak jej serce pęka z bólu.

– Wierzył, w to, co zrobił, co musiał zrobić. Wierzył w nas, pomimo że nie widział nas jasno. Nie sądzę, aby mógł nas zobaczyć, nie wszystkich – powiedział Cal, patrząc na przyjaciół. – I niewyraźnie. Przyjął to na wiarę.

– I daj mu Boże zdrowie – Gage przestąpił z nogi na nogę – ale ja pokładam trochę więcej wiary w glocku.

Na skraju polany stał nie wilk, lecz chłopiec, szczerząc zęby w uśmiechu. Uniósł ręce i pokazał im paznokcie ostre niczym szpony.

Południowe słońce przygasło, powietrze stało się lodowate. Po zimowym niebie przetoczył się grzmot.

Klusek skoczył tak błyskawicznie, że Cal nie zdążył nawet wyciągnąć ręki, by powstrzymać psa. Chłopiec zapiszczał z uciechy i zwinnie niczym małpka wspiął się na drzewo.

Ale Cal widział to – przez ułamek sekundy. Szok i strach w jego oczach.

– Zastrzel go – zawołał do Gage'a, próbując złapać psa za obrożę. – Zastrzel tego sukinsyna!