Выбрать главу

Nie upłynęło wiele czasu, a Edessa stała się miastem chrześcijańskim, Josar zaś wysyłał listy do przyjaciół Jezusa, którzy podobnie jak on głosili ludowi dobrą nowinę.

Kiedy zakończył spisywanie historii żywota Nazarejczyka, Abgar nakazał swoim skrybom, by sporządzili kilkanaście kopii. Nie chciał, by ludzie zapomnieli o życiu i czynach tego niezwykłego Żyda, który ocalił go od śmierci, choć sam nie chodził już po tym świecie.

***

Valoni zaparkował samochód. Miał wrażenie, że przyjeżdżając tutaj, tylko traci czas. Dwa lata temu nie zdołał wydobyć z zatrzymanego niemowy żadnych zeznań. Skierował go nawet na badania lekarskie, lecz laryngolog zapewnił, że więzień ma dobry słuch – nie stwierdzono żadnych wad fizycznych, które przeszkadzałyby w słyszeniu. Niemy więzień wydawał się jednak tak zamknięty w swoim świecie i oderwany od rzeczywistości, że nie sposób było stwierdzić na pewno, czy słyszy.

Wątpliwe, by od ostatniej bezowocnej wizyty Valoniego jego stan się zmienił, lecz komisarz miał poczucie, że powinien się z nim zobaczyć. Postanowił, że zrobi wszystko, by dowiedzieć się, co ukrywa ten mężczyzna bez linii papilarnych.

Nie zastał naczelnika więzienia, ten wydał jednak swoim podwładnym polecenie, by udostępnili policjantowi wszystko, o co poprosi. Valoni chciał jedynie zostać sam na sam z niemową.

– Nie ma problemu – odparł przełożony strażników. – To spokojny skazany. Nie ma z nim kłopotów. Swoją drogą, trafił nam się mistyk z bożej łaski. Woli przesiadywać w kaplicy, niż wychodzić z innymi na spacerniak. Niewiele zostało mu do odsiedzenia. Dostał wszystkiego trzy lata, bo nie spowodował poważnych strat. Mała szkodliwość społeczna… Jeszcze roczek i nasz ptaszek wyfrunie na wolność. Gdyby miał adwokata, już mógłby się starać o wcześniejsze zwolnienie za dobre sprawowanie, ale nikt się nim nie zajmuje.

– Rozumie, co się do niego mówi?

– Ha! Tego nikt nie wie. Czasem wydaje się, że tak, a czasem nie. Trzyma nas w niepewności. To wyjątkowy przypadek, nie wiem, co o nim myśleć. Nie wygląda na pospolitego złodziejaszka. Nie zachowuje się jak większość włamywaczy. Wiele lat temu mieliśmy tu podobnego więźnia, ale zachowywał się inaczej, na odległość wyczuwało się, że to przestępca… Nie wiem, jak to wytłumaczyć. A ten? Spędza czas, gapiąc się przed siebie, albo przesiaduje w kaplicy.

– Nie czyta? Może prosił o gazety?

– Ani razu o nic nie poprosił. Telewizji też nie ogląda, nawet transmisji z mistrzostw świata w piłce nożnej. Listów nie dostaje, sam też ich nie wysyła.

Kiedy niemy wszedł do pokoju, w którym czekał na niego Valoni, w jego oczach nie sposób było doszukać się śladu zaciekawienia, ani tym bardziej zaskoczenia, co najwyżej obojętność. Stanął obok drzwi, ze spuszczonym wzrokiem. Czekał.

Valoni wskazał krzesło, lecz niemowa nadal stał bez ruchu.

– Nie wiem, czy mnie pan rozumie, zakładam, że tak.

Więzień poruszył skrzydełkami nosa. Laik nie zauważyłby tego drgnienia, ale komuś, kto zawodowo zajmuje się ludzkimi zachowaniami, a do takich osób zaliczał się Valoni, ten szczegół nie mógł umknąć.

– Pańscy przyjaciele znów próbowali okraść katedrę. Tym razem wywołali pożar. Szczęśliwie całun turyński ocalał.

Niemowa doskonale panował nad emocjami, na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień i nie wyglądało na to, że taka samokontrola wymaga od niego dużo wysiłku. Valoni odnosił jednak wrażenie, że choć uderza na ślepo, to jednak nie trafia w próżnię, ponieważ człowiek, który przed nim stoi, spędził dwa lata w więzieniu i z pewnością jest bardziej zmęczony psychicznie niż wtedy, gdy go zatrzymano.

– Podejrzewam, że pobyt w tym miejscu musi być przygnębiający. Nie zajmę panu dużo czasu, bo sam nie mam go zbyt wiele. Pozostawał panu rok kary – mówię, że pozostawał, bo przy okazji ostatniego pożaru sięgnęliśmy do pańskich akt. Parę dni temu pewien człowiek zginął w płomieniach, on również był niemy, podobnie jak pan. Nie wypuścimy więc pana, dopóki nie zakończymy śledztwa i nie powiążemy ze sobą wszystkich wątków, co może potrwać jakiś czas – dwa, trzy, cztery lata. Trudno powiedzieć. Dlatego tu przyszedłem.

Jeśli powie mi pan, kim jest i kim są pańscy przyjaciele, kto wie, czy nie dojdziemy do porozumienia? Mógłbym się postarać o warunkowe zwolnienie, stałby się pan chronionym świadkiem koronnym. To oznacza zyskanie nowej tożsamości. Starzy znajomi nigdy pana nie odnajdą. Warto to przemyśleć. Ja mogę rozwiązać tę sprawę w jeden dzień, albo przeciągnąć ją na dziesięć lat, ale dopóki sprawa jest otwarta, będzie pan gnił w celi.

Valoni wręczył mu wizytówkę z numerem telefonu.

– Kiedy zechce mi pan coś zakomunikować, proszę pokazać tę wizytówkę strażnikom, zadzwonią do mnie.

Niemowa nie wyciągnął ręki po biały kartonik, Valoni postanowił więc zostawić go na oddzielającym ich stole.

– Sam pan zdecyduje. W końcu chodzi o pańskie życie, nie moje – rzucił na odchodnym.

Kiedy wyszedł z pokoju widzeń, oparł się pokusie, by się odwrócić. Odgrywał twardziela. Były dwie możliwości: albo się wygłupił, bo niemowa nie zrozumiał ani jednego jego słowa, albo przeciwnie, udało mu się zasiać niepokój w tym człowieku, a teraz trzeba poczekać na plony.

Ale czy go zrozumiał? Czy w ogóle rozumie włoski? Jak się tego dowiedzieć? Przez moment odniósł wrażenie, że więzień jednak coś pojmuje. Ale przecież mógł się mylić.

***

Niemowa wrócił do swojej celi. Położył się na pryczy i wbił wzrok w sufit. Wiedział, że przez cały dzień kamery omiatają każdy zakątek więzienia, nic nie ujdzie uwagi doświadczonego strażnika siedzącego przed monitorem, dlatego jeśli nie chce się z czymkolwiek zdradzić, nadal musi zachowywać się biernie.

Do odzyskania wolności pozostał mu jeszcze rok. Teraz ten policjant oznajmia mu, że nie ma co marzyć o wyjściu. A może tylko go podpuszczał? Choć kto wie, czy nie mówił poważnie?

Ponieważ celowo nie oglądał telewizji, nie docierały do niego najnowsze wiadomości. Addai nakazał im, by jeśli któryś dostanie się w ręce policji lub służb bezpieczeństwa, izolował się od innych więźniów, odsiadywał wyrok bez szemrania i szukał sposobu, by wrócić do domu.

Teraz dowiaduje się, że Addai posłał kolejną grupę, a to znaczy, że ponowił próbę. Wybuchł pożar, jeden z towarzyszy stracił życie, policja znów szuka śladów, ale drepczą w kółko, zupełnie zdezorientowani.

W więzieniu miał czas na myślenie i wnioski były oczywiste: w ich szeregach jest zdrajca, bo to niemożliwe, by za każdym razem, gdy planują akcję, coś się nie udawało i wpadali w potrzask lub trafiali do aresztu.

Tak, jeden z nich to zdrajca, w przeszłości też się tacy zdarzali. Był tego pewien. Musi wrócić i przekonać Addaia, by gruntownie zbadał tę sprawę, by znalazł winnego tylu niepowodzeń i jego własnego nieszczęścia.

Musi jednak jeszcze poczekać, choć dużo go to będzie kosztowało. Skoro ten policjant proponuje mu układ, to znaczy, że niczego nie mają, w przeciwnym razie postawiliby go przed sądem. Więc to tylko blef, a on nie może zmięknąć. Czerpał siłę z tego, że jest niemy, i z izolacji, jaką sobie narzucił.

Wprawdzie był dobrze przygotowany, ale ile wycierpiał przez te dwa lata, nie czytając książek i nie odbierając wiadomości ze świata zewnętrznego, nie porozumiewając się, nawet na migi, z innymi więźniami.

Strażnicy byli przekonani, że jest niegroźnym pomyleńcem, który żałuje, iż próbował obrabować katedrę, stąd jego częste wizyty w kaplicy. Nieraz słyszał, jak o nim rozmawiają.

Wiedział, że im go żal. Nadal więc musi grać swoją rolę.