– Jedna rzecz mnie zastanawia – mówiła Daru, krążąc po małym mieszkaniu.
Witamy w klubie, pomyślał Roland, kładąc sobie Cierpliwość na kolanach. Ostatni raz był czegoś pewny tuż, zanim Rebecca pojawiła się na rogu ulicy.
– Przybyłeś tu, ponieważ zaprosiła cię Rebecca, zgadza się?
– Roland miał udział w tym zaproszeniu – odrzekł Evan – ale w zasadzie masz rację.
– No więc, w jaki sposób on się dostał?
W ciszy, jaka zapanowała podczas czekania na odpowiedź Evana, słychać było jedynie mlaskanie języka Toma, który przylizywał sobie czarne pręgi na ogonie.
– Są dwie możliwości – rzekł wreszcie Evan. – Mężczyzna lub kobieta z tego świata uczynili coś złego i w trakcie tego czynu wezwali Ciemność…
– Czarne świece, pentagramy i ofiara z człowieka – szepnął Roland, a Cierpliwość jęknęła w zgrzytliwym akompaniamencie do jego słów.
– Tak – westchnął Evan. – Ciemność wzywano już w ten sposób. Jednakże tym razem sądzę, że wykonała samodzielny ruch, żeby skorzystać z osłabienia barier podczas nocy Letniego Przesilenia. Choć na swój sposób on również został zaproszony… Na tym świecie jest wiele mroku, który wiecznie woła Ciemność po drugiej stronie granicy. Po jakimś czasie zapora słabnie na tyle, by mógł się prześlizgnąć niewielki skrawek Mroku. Zazwyczaj ów strzępek jest tak mały, że nie ma prawdziwej powłoki cielesnej i albo się rozprasza, zostawiając po sobie ogólne poczucie złego nastroju, albo znajduje sobie nosiciela i robi, co może, by stworzyć stałą siedzibę. Te skrawki Mroku nie mogą przeżyć długo tam, gdzie sprzeciwia im się choćby niewielka Światłość.
Adept napełnił dłoń słońcem, a następnie strzepnął je z koniuszków palców, tworząc delikatne, filigranowe linie.
– Oczywiście, Jasność w waszym świecie w ten sam sposób woła swych pobratymców. Czasami zostaje popełniony czyn o takiej sile Mroku lub Światłości, że mogą odpowiedzieć większe istoty: gobliny i bogginy, jednorożce i fauny. Żeby przepuścić Adepta, Ciemność czekała, aż zew stał się prawie nie do wytrzymania, gromadząc wszystko, co osłabia bariery, i skupiając siły na jednym celu. – Znów westchnął. – Na szczęście rzadko jej się to udaje, bo dyscyplina wewnętrzna nie jest najmocniejszą stroną Ciemności. Kiedy nadszedł właściwy moment, ruszyła do ataku, przepychając na drugą stronę wystarczająco duży i mocny fragment siebie, by zdołał otworzyć bramę dla pozostałych. Nie przypuszczam, aby podróż przez barierę była przyjemna.
– Mówisz tak, jakby było ci go żal – powiedziała Daru, marszcząc brwi.
– Żal mi każdej cierpiącej istoty – rzekł Evan bez śladu przeprosin w głosie. – Nawet jego, co mnie jednakże nie powstrzyma od zniszczenia go.
– Nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc, że Ciemność „przepchnęła na drugą stronę fragment siebie”. – Roland próbował zrozumieć to zdanie, lecz nic mu nie mówiło.
– Istnieje tylko jedna Ciemność, tak samo jak istnieje tylko jedna Światłość. Tak jak on jest kawałkiem Ciemności, tak ja jestem kawałkiem Światłości. Ciemność trzyma swe fragmenty blisko, nie wierząc, że przy niej zostaną, a Światłość nie chce, by należało do niej cokolwiek, co nie chce tam się znaleźć.
– Jeśli coś kochasz, pozwól mu odejść. Jeśli do ciebie wróci, jest twoje. Jeśli nie, nigdy twoje nie było. – Rebecca oblała się rumieńcem, gdy wszyscy na nią spojrzeli. – Przeczytałam to na podkoszulku – wyjaśniła, przygryzając dolną wargę. Sądząc z ich reakcji, obawiała się, że powiedziała coś niewłaściwego.
Evan odrzucił włosy z twarzy i oczy mu zalśniły.
– Ależ tak właśnie jest.
– Naprawdę?
– Właśnie tak – powtórzył.
Rebecca pokiwała głową z zadowoleniem.
– Tak też myślałam.
Daru nachyliła się, uścisnęła jej dłoń i znów zwróciła się do Evana.
– Czy jesteś dość silny, by go pokonać?
– Jeden na jednego, tylko on i ja? – Evan wzruszył ramionami i blask w jego oczach przygasł. – Dla utrzymania równowagi jesteśmy obdarzeni równą siłą, lecz Mrok często pobłaża sobie i wyczerpuje moc tylko dla zabawy.
Daru westchnęła.
– Miałeś odpowiedzieć jednoznacznie „tak” albo „nie”, a nie powiedziałeś żadnego z tych słów.
– Dobrze więc – Adept uśmiechnął się – Być może. Ale wpierw muszę go znaleźć.
– Nie możesz po prostu… bo ja wiem – Roland zagrał na strunie G – rzucić jakiegoś zaklęcia i poznać miejsce jego pobytu?
– Nie. Dopóki rzeczywiście nie zakłóci równowagi, muszę szukać go w taki sam sposób, w jaki ty szukałbyś śmiertelnika.
– W ciągu niecałego tygodnia?
– Tak.
– Czy wiesz, jak on wygląda?
– Gdybym go zobaczył, poznałbym go.
Tym razem to Roland westchnął.
– Czy wiesz, jak wielkie jest to miasto? Jak wielu ludzi tu mieszka?
– Tak – odrzekł Evan – ale mam pomocników.
Roland i Daru wymienili spojrzenia, które świadczyły o tym, że od chwili, gdy ich sobie przedstawiono, po raz pierwszy całkowicie się zgadzają.
– Oprócz tego – ciągnął Evan, nie zważając na niedowierzanie malujące się na twarzach dwojga jego słuchaczy – powinniśmy dowiedzieć się, gdzie zamierza otworzyć bramę…
– Czy to możesz wyczuć? – przerwała Daru.
– Och, tak…
Kobieta rozluźniła się trochę.
– …musi to być dość duży obszar otwartej przestrzeni, a ziemia nie może być skuta betonem czy stalą.
– Park – zasugerowała Rebecca i podskoczyła.
– Czy zdajesz sobie sprawę, jak wiele parków jest w tym mieście? – zaprotestował Roland.
– Tak. – Powiedziała to z taką powagą, że mógł jedynie wnioskować, iż rzeczywiście wiedziała, ile parków jest w mieście.
– Potrzebna nam jest mapa. – Daru wstała i poprawiła fałdy swego sari. – Mam ją w samochodzie. Za chwilę wrócę.
Roland odprowadził ją wzrokiem, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Czuł się jak ostatni sukinsyn, ale kołysanie jej udrapowanych w jedwab bioder było tego warte.
Kiedy wróciła, miała przez ramię przerzucone coś, co wyglądało jak ubranie, a w ręku trzymała złożoną mapę Toronto oraz żółty, papierowy prostokąt długości około ośmiu cali.
– Pewno nie zajmujesz się mandatami za parkowanie w niedozwolonych miejscach? – spytała Evana, rzucając mapę i kwit na stół Rebeki.
– Przykro mi, ale to nie mój wydział. Oddaj cesarzowi, co cesarskie, i tak dalej.
Daru bez zdziwienia pokiwała głową.
– Czytałeś Biblię.
– Czytałem wszystkie wasze wielkie dzieła literatury: Biblię, Koran, Szekspira, Wellsa, Harolda Robbinsa…
– Kogo?
Evan puścił do niej oko, przez co sprawiał wrażenie młodszego o pięć lat.
– Tylko żartowałem.
Daru wywróciła oczami i poszła do łazienki, żeby się przebrać.
– Czytałeś Kubusia Puchatka? - spytała Rebecca. – To moja ulubiona książka.
Oczywiście – odpowiedział Evan, sadowiąc się ostrożnie na parapecie pomiędzy dwoma doniczkami, wyciągając przed siebie nogi w wysokich butach i krzyżując je. – Kubuś jest bardzo mądry.
– Jak na misia o bardzo małym rozumku – dodała Rebecca.
Była to kolejna rzecz dotycząca Rebeki, której istnienia Roland sobie nie uświadamiał. – Sama czytasz tę książkę? – dopytywał się.
– Tak. – Urażona Rebecca zmarszczyła czoło. – Potrafię czytać książki trudniejsze od Kubusia Puchatka. – Przerwała, pomyślała przez chwilę i dodała: – Ale nie dużo trudniejsze.